czwartek, 21 lutego 2019

Opowieść, w którą chce się wierzyć (Recenzja książki Sztuka słyszenia bicia serca - Jan Philipp Sendker)

Zdarzyło Wam się kiedyś przeczytać książkę zupełnie w ciemno?
Bo urzekła Was na przykład okładka? Albo tytuł?
Na pewno!
U mnie właśnie tak było z tą książką  Sztuka słyszenia bicia serca - jak to brzmi! Opis też nie wprowadził za wiele informacji, ale to nic, tym lepiej, będzie niespodzianka.
I miałam nosa: zupełnie przypadkowo i poza planem, przeczytałam świetną powieść.






To jest jedna z tych historii, w które chce się wierzyć. Bo chociaż wydają się one nieprawdopodobne i magiczne, to jeśli się nad nimi zastanowić, to... czemu nie? Dlaczego właśnie tak miałoby nie być?

Zaczyna się osobliwie, acz niepozornie. Młoda dziewczyna siedzi w herbaciarni gdzieś na końcu świata z dziwnym starcem o przenikliwych oczach. Widzi go po raz pierwszy, pierwszy raz też jest w Birmie, w małej mieścinie. Tymczasem starzec twierdzi, że czekał na nią od dawna. Wie, jak dziewczyna ma na imię, zna imiona jej rodziców i wie, kiedy się urodziła. Twierdzi, że ma jej do opowiedzenia pewną historię. Historię, w której dziewczyna początkowo nie może dopatrzeć się swojej własnej opowieści. Tej, która z Nowego Jorku przywiodła ja do Birmy w poszukiwaniu zaginionego ojca, który któregoś dnia po prostu wyszedł z domu i ślad po nim zaginął.

Czytając opowieść starca, miałam wrażenie, że słucham jednej z baśni Szeherezady, opowiadanych w Baśniach tysiąca i jednej nocy. Baśni, która zdaje się mieć tak niewiele wspólnego ze współczesnym światem. Dziwna, a przez to fascynująca, wydaje się ona również słuchającej dziewczynie. Na rzeczy, o których słucha, do tej pory nie było miejsca w jej uporządkowanym, wypełnionym nauką, pracą i spotkaniami nowojorskim życiu. A jednak ta historia i ona są powiązane ze sobą bardziej, niż mogłaby przypuszczać.

Urzekła mnie ta książka. Na koniec, oczywiście, popłakałam się ze wzruszenia, chociaż nie pamiętam, kiedy ostatni raz płakałam przy lekturze. Jest w niej magia, ale nie ma w niej egzaltacji i czułostkowości, bo byłoby fatalne. Fabuła wydaje się nieprawdopodobna, ale z drugiej strony nie na tyle przekombinowana, żeby nie dało się w nią uwierzyć.

Polecam!

Jan Philipp Sendker, Sztuka słyszenia bicia serca, Filia, 2019, s. 312.

2 komentarze: