
W Marcelu Pagnolu zakochałam się już w trakcie lektury jego pierwszej książki pt. "Żona piekarza". Teraz moje zakochanie przerodziło się w prawdziwą miłość :)
Zanim zabrałam się za czytanie "Chwały", przeczytałam kilka recenzji na blogach. Większość z nich zwraca uwagę na ciepło bijące ze stron tej książki, z czym nie sposób się nie zgodzić. Autor opisuje swoje zabawy w Indian, spacery po parku z ciotką Różą, którą gdy miała dwadzieścia sześć lat uznawał za bardzo starą, wspomina szkołę, gdzie nauczycielka była bardzo ładna (i miała wąsik). I już po tym, co napisałam można wywnioskować, że wspomnienia zebrane w tej przeuroczej książce są nie tylko "ciepłe", ale też przezabawne. Upłakałam się ze śmiechu, czytając o tym, jak mały Marcel zaplanowałam sobie, że ukatrupi kaczora, płakałam ze śmiechu czytając o tym, jak Marcel udawał, że się myje.
Opowieści Marcela Pagnola o "sielskim, anielskim" dzieciństwie bardzo przypominała mi książki o Mikołajku. W obu przypadkach dzieci mają swoje problemy, które dorosłym wydają się niezrozumiałe, ale znów dorośli także zachowują się tak, że można mieć problem z ich zrozumieniem. No i jeszcze te rysunki, które wykonał Jean Jacques Sempé...
Proszę się jednak nie dać zwieść pozorom. Zakończenie tej książki przerywa ten błogostan i sama nie wiem, czy to dobrze, czy źle
Nie wiem też, czy "Chwała mojego ojca..." będzie miała ciąg dalszy, ale wyczytałam, że to dopiero dwie pierwsze części ze wspomnień Marcela Pagnola. I nie ukrywam, że bardzo liczę na jakiś ciąg dalszy - po prostu ciekawa jestem, co będzie dalej :)
Książkę oczywiście gorąco polecam, a dla fanów Mikołajka to lektura obowiązkowa!
M. Pagnol, Chwała mojego ojca, Zamek mojej matki, wyd. Esprit, Kraków 2010, s. 410.