wtorek, 27 listopada 2012

Nowa książka Małgorzaty Musierowicz... hmm (McDusia - Małgorzata Musierowicz)

Tytuł" MaDusia
Autor: Małgorzata Musierowicz
Wydawnictwo: Akapit Press
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 296


Jestem jedną z tych czytelniczek, które na książkach Małgorzaty Musierowicz się wychowały. Ba! Jeśli miałabym ułożyć swoją subiektywną listę ulubionych pisarek, to poznańska autorka znalazłaby się na pewno w pierwszej piątce.

Za co uwielbiam Jeżycjadę? Chyba za to wszystko, o co czasem tak trudno w życiu. Za czytających bohaterów. Za szaloną Idusię, moją ukochaną Natalię (czemu, czemu, czemu nie poślubiła Nerwusa?), za Genowefę, zupełnie niedzisiejszego Ignacego Borejko, za Aurelię, za Bobcia, za cytat Józinka o "pompocie", za Kłamczuchę i kwieciste wypowiedzi Bernarda. Oczywiście nie mogę nie wspomnieć o tym, że książki Musierowicz niosą w sobie taką dawkę ciepła i dobrych uczuć, że powinny być przepisywane jako lek na depresję. Nie, dla mnie te książki absolutnie nie są przesłodzone, wyczekuję na każdy kolejny tom, niektóre z pozycji czytałam po siedem, o ile nie więcej razy. W związku z powyższym nie wiem, jak mam napisać to, że "McDusia" jest... taka sobie, żeby nie powiedzieć słaba.

Pozornie wszystko jest okej. Są znani bohaterowie (chociaż Natalii jest mi za mało!), jest kamienica na Jeżycach, jest stół, przy którym pije się herbatkę. Mamy grudzień, Boże Narodzenie, ślub Laury. Do Poznania przyjeżdża Magdusia, wnuczka profesora Dmuchawca, w której z miejsca zakochuje się jeden z młodszych bohaterów, chociaż ona sama strzela oczami w kierunku kogoś innego. 

Fakt, czytałam z rumieńcami na twarzy. Fakt, z radością witałam pojawienie się kolejnych bohaterów.  Fakt, udzielił mi się klimat. Jednak kiedy dobrnęłam do ostatniej strony, poczułam się dziwnie rozczarowana. Jak to? To już? Tylko tyle? Tyle czekania... na to?

"McDusia" jest dla mnie książką o niczym. Perypetie miłosne głównej bohaterki biegną sobie przewidywalnym szlakiem, ślub Laury jakoś specjalnie mnie nie zainteresował, jeśli będę myśleć o innych bohaterach, to raczej w kontekście wcześniejszych tomów. W książce tej nie ma niczego, co by wysuwało się na pierwszy plan. Nie ma szczególnie zabawnych dialogów, odniosłam też wrażenie, ze niektóre sceny to typowe, przepraszam za słowo, "zapchaj dziury" - w końcu trzeba dobić do tych 300 stron...

I na tym poprzestanę. Z sentymentu, z miłości i przywiązania do Borejków nie chcę źle o kolejnej części Jeżycjady pisać. Zamiast tego oczekuję na kolejny tom, Wnuczkę do orzechów... i mam nadzieję, że ta, w pozytywnym sensie, powali mnie na kolana :)

16 komentarzy:

  1. Dokładnie! O Ile w Sprężynie są fargmenty do których fajnie się wraca i zaczyna czytać całość, tak tutaj, zdecydowanie brakuje ikry...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W "Sprężynie" świetne były monologi i dialogi z udziałem Łusi, w ogóle "Sprężyna" była zabawna... A "McDusia" jakoś nie do końca... :(

      Usuń
  2. Miałam dokładnie takie same odczucia jeżeli chodzi o tą książkę, warto tylko z sentymentu, a szkoda.

    OdpowiedzUsuń
  3. Moje odczucia również są podobne. Też z utęsknieniem czekałam na "McDusię" i też się zawiodłam. Mam nadzieję, że "Wnuczka do orzechów" będzie już bardziej "jeżycjadowa". Liczę też, że bohaterką będzie Łusia, którą szczerze uwielbiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Też mam ogromny sentyment, te dawne tomy czytałam po kilka razy (biblioteka), nowsze- rzaz góra dwa (pożyczane prywatnie).
    "McD" jest taka przypomnieniowo-wspomnieniowa, generalnie nie mogę powiedzieć, żeby mi się nie podobała, bo miło było powrócić na Jeżyce, ale nie wszystko mi odpowiadało. Jak ktoś ciekaw moich wrażeń, to niech sobie znajdzie, nie będę tu linkować.
    Pozdrawiam ;-)

    PS. A może bohaterką "Wnuczki..." będzie np. córka Pulpecji?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Agnesto, właśnie ja nie mam typu, kto może być bohaterką "Wnuczki". Ale może faktycznie córka Patrycji...? No bo kto inny :)?

      Usuń
  5. McDusi nie czytałam, ale mam w planach mimo wszystko, bo do tej pory spotkałam się z tylko jedną pozytywną opinią na jej temat...

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj, jak źle trafiłam... Właśnie jestem "w trakcie", przeczytałam jakieś 30 stron... Skończę, bo Jeżycjadę lubię nie tylko ze względu na bohaterów, ale też dlatego, że znam te miejsca... Czytam te ksiażki jak opowieści o własnym podwórku... :-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Borejkowie są mi tak bliscy, że czytam o nich jakby o własnej rodzinie. Także i tego tomu sobie nie odpuszczę :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Również wychowałam się na książkach Musierowicz! Tej pozycji akurat nie czytałam.

    OdpowiedzUsuń
  9. McDusia jakoś nie do końca. Może i tak. Ale ja - kompulsywna czytelniczka Jeżycjady - ucieszyłam się ogromnie, czy może raczej poczułam usatysfakcjonowana, czy może... W każdym razie, że świadomość Ignacego Borejki, która kazała mu kiedyś rzucić półmiskiem (talerzem?) z pierogami w telewizor, nie została poszerzona bardziej, że Kal Amburka nie dostał(a) Nobla i że czytając o Józefie Pałysie i o tym, że Laura jest syreną oraz co z tego wynika, poczułam, jak przeczytane pięknie rezonuje na poziomie wręcz komórkowym.

    OdpowiedzUsuń
  10. Przeczytałam wczoraj... jednym tchem... W kilku miejscach łezkę otarłam... Ale lekki niedosyt mam. Nie wiem, może wynikający z wieku? Bardziej mnie wzrusza Gabrysia i jej rodzice, niż młode pokolenie.

    OdpowiedzUsuń
  11. ,,wnuczką'' będzie pewnie mała Mila;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Jestem ciekawa, kto będzie bohaterką kolejnej książki. O Łucji była "Sprężyna", więc na razie chwała Bogu, akcja
    skupi się na kimś innym. Mila jest chyba za mała, więc fabuła musiałaby opowiadać o małżeństwie Schoppe. Mam nadzieję, że autorka postawi na którąś z córek Patrycji, dawno nic o nich nie słyszeliśmy, ppza tym bardzo lubię Pulpę;)

    OdpowiedzUsuń