piątek, 30 kwietnia 2010

Totalna niespodzianka! (Monika Szwaja - Zupa z ryby fugu)


Nową książkę Moniki Szwai pochłonęłam w kilka godzin. Z góry zaznaczam, iż wcześniej czytałam tylko dwa tomy "Dziewic" oraz "Jestem nudziarą" i włożyłam sobie te książki do przegródki z napisem "miła, lekka, odprężająca lektura". Myślałam, że z "Zupą z ryby fugu" będzie tak samo... i owszem, było... przez pierwsze 10 stron. Potem coraz szerzej otwierałam oczy ze zdziwienia.

Otóż drodzy Czytelnicy. "Zupa z ryby fugu" to książka, chyba mogę to zdradzić, o in vitro. O rozpaczliwej chęci posiadania dziecka. O walce, jaką musi sama ze sobą stoczyć kobieta, która chce być matką, a nie może. A ma tym trudniej, jeśli żyje w Polsce. Bo jeśli poczęcie nie odbywa się "po bożemu", to dyskusje i dylematy moralne są nieuniknione. Nawet jeśli początkowo wątpliwości natury etycznej się nie ma. Autorka pokazuje także drugą stronę medalu: co czuje kobieta, która z różnych względów decyduje się zajść w ciążę, by potem dziecko oddać. Co to znaczy być inkubatorem dla pary, która stara się o potomstwo? Co to znaczy być "brzuchem do wynajęcia"?

Spodziewaliście się tego? Bo ja nie.

Tak jak pisałam, połknęłam tę książkę. I po pierwszym zdziwieniu, bardzo ucieszyło mnie to, że nie jest to zabawna pozycja o relacjach damsko - męskich - bo w końcu ile można czytać na ten sam temat? (No dobra: ja mogę)

Nie zdradzę szczegółów akcji, dość poplątanej zresztą. Napiszę tylko, że moją uwagę od razu zwróciła postać niejakiej Elizy. Eliza jest sfrustrowaną polonistką, której życie, delikatnie mówiąc, nie układa się. Dlatego wykorzystuje moc internetu i niszczy ludzi, zostawiając na forach internetowych ociekające jadem wpisy. Co więcej: nie oszczędza nawet swojej najlepszej przyjaciółki. Ogarnęła mnie groza, kiedy uświadomiłam sobie, że tacy ludzie naprawdę istnieją i bynajmniej nie są to żadne wyjątki.

Podobało mi się, iż opowiedziana historia ma dwie główne bohaterki. Przez jakiś czas ich wątki prowadzone są równoległe, by w końcu się połączyć. Podobało mi się, iż Miranda studiowała polonistykę - jak ja. I podobały mi się jej wizje nauczania literatury -sama bym tak chciała.

Autorka zmierzyła się z tematem trudnym, ale bardzo dobrze sobie z nim poradziła. Owszem, kiedy trzeba, było poważnie, lecz nie ucierpiał na tym charakterystyczny, lubiany przeze mnie, styl Moniki Szwai.

Co mi się nie podobało? Na samym początku powieści pojawiała się postać matki męża jednej z głównych bohaterek - Kalina Dolina - Grabiszyńska. Świetna postać, chociaż kawał jędzy. A potem prawie jej w powieści nie było, a szkoda.

Mimo to, moim skromnym zdaniem, książka ma szansę zaskoczyć wielu czytelników i pokazać zupełnie nowe oblicze autorki, która do tej pory przede wszystkim bawiła. Nie wiem, jaką ścieżką podąży teraz Monika Szwaja, jednak tą książkę budzi we mnie ewidentne skojarzenie z Jodi Picoult, czym zasługuje na moje wielkie TAK!

M. Szwaja, Zupa z ryby fugu, Wydawnictwo SOL, Warszwa 2010, s. 349.

16 komentarzy:

  1. zaciekawiłaś mnie, bo do Szwaji miałam jakieś takie niechętne podejście ... a tematyka tej książki jakoś do mnie trafia, więc pewnie sięgnę..:) miałam kupić nawet, ale w ostatniej chwili zrezygnowałam, właśnie przez to, że się bałam co tam będzie...

    OdpowiedzUsuń
  2. A mnie się, przyznam, podobało średnio. To znaczy porównując do moich ulubionych książek autorki ("Zapiski stanu poważnego" przede wszystkim), bo Szwaja według mnie poniżej pewnego poziomu nie schodzi...
    Cieszę się, że Tobie się podobało. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wzbudziłaś we mnie ogromną ciekawość. Szkoda że dziś 1 maja bo gdyby nie to,to pewnie za chwilę byłabym w księgarni, a wieczorkiem "Zupa z ryby" zostałaby skonsumowana. A tak muszę czekać...
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Od czasu do czasu lubię sięgnąć do M.Szwai, bo faktycznie jej książki czyta się dość szybko i są dobre dla odprężenia się. Ale nie lubię już takiego przesładzania na siłę - trochę zraziłam się po trzeciej części "dziewic".
    Po Twojej opinii chętnie przeczytam "Zupę z ryby.."

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja do Szwai zraziłam się właśnie jakoś po "Zapiskach stanu poważnego", które miały być zabawne, a mnie okrutnie wynudziły. Ale skoro "Zupa..."wypada tak dobrze to może się jednak zdecyduję wrócić do jej książek :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Moja mama ostatnio czytała tę książkę, pożyczyła od znajomej. Jej podobała się średnio i powiedziała, że jest wiele ciekawszych książek. Po Twojej recenzji trochę się zdziwiłam - w końcu moja mama starała się o dziecko prawie 12 lat i myślała także o in vitro. A w kręgu jej znajomych dużo osób tylko dzięki temu ma teraz dzieci. Problem więc dotyka bezpośrednio jej otoczenie...

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziewczyny, ja chwalę tę książkę, ponieważ zupełnie mnie zaskoczyła. Tak jak pisałam: spodziewałam się lekkiego romansu, lekkiej tematyki, lekkiej lektury. Z drugiej strony zaznaczam, że broń Boże nie jest to dzieło ciężkiego kalibru, przeładowane terminologią naukową itp. P. Monika Szwaja zachowała wszystkie cechy swojego charakterystycznego stylu, który ja osobiście lubię. Uważam, że tą powieścią zrobiła krok na przód - przy czym mam znowu ochotę czytać jej wcześniejsze książki i z niecierpliwością czekam na nowe :)

    Ysabell, Izusr - "Zapisek" nie czytałam, zrezygnowałam w chwili, gdy paniw bibliotece powiedziała mi, że muszę po tą książkę ustawić się w kolejce... byłam ósma i jakoś mnie to zniechęciło.

    Maleństwo - do wtorku niedaleko :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Lubię takie zaskoczenia :)
    I chyba też się skuszę, w końcu nie ma to jak przekonać się na własnej skórze.
    p/s Skarletko, skończyłam Tokarczuk, jutro recenzja :)

    OdpowiedzUsuń
  9. A ja jestem tej recenzji ciekawa i oczywiście mam nadzieję, że będzie pozytywna :)

    OdpowiedzUsuń
  10. A nie powiem:D Sama zobaczysz :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie czytałam nic Szwai i chyba przydałoby się nadrobić, bo już miałam w ręku "Zupę z ryby fungu" w księgarni i niewiele brakowało bym z nią wyszła. Silna wola tym razem zadziałała - postanowiłam sobie najpierw przeczytać coś innego tej autorki. Ale niestety po Twojej recenzji mam jeszcze większą chęć :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. tym bardziej 'zjem' te zupe z ryby, pewnie i tak bym kupiła, ale teraz, to się już nie moge doczekać przeczytania

    OdpowiedzUsuń
  13. Szwaję znam tylko z powieści typu "Romans na receptę", dlatego zaskoczyłaś mnie mocno przedstawiając tutaj książkę, poruszającą tematy znacznie poważniejsze. Sięgnę, jeśli znajdę ją w bibliotece.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  14. Okładka jest cudowna i temat też niczego sobie.
    Zapraszam do mnie ;D [ ksiazki-meme.blog.onet.pl ]

    OdpowiedzUsuń
  15. Polecam,myślę o tej książce już trzeci dzień...a to coś znaczy

    OdpowiedzUsuń
  16. Witam :)
    Nową książkę p.Moniki połknęłam.
    Bardzo mi się podobała, dużo bardziej niż "Gosposia prawie do wszystkiego".
    Problematyka "brzucha do wynajęcia"daje do myślenia,tym bardziej ,że będziemy słyszeć o tym coraz częściej:(.
    Przeczytałam wszystkie książki Moniki Szwaji i uważam ,że nowa jest godna polecenia.

    OdpowiedzUsuń