niedziela, 25 kwietnia 2010

Podręcznik anatomii dla początkujących (Intruz - Stephanie Meyer)


O "Intruzie" początkowo planowałam napisać krótko, gdyż, delikatnie mówiąc, nie zachwyciła mnie ta książka.

Planowałam napisać, że przez 550 stron akcja toczy się powoli i ociężale. Że co i rusz miałam wrażenie deja vu: bohaterowie toczą rozmowy na ten sam temat, tylko w różnych konfiguracjach. Poza tym są oni do siebie bardzo podobni, oprócz, dwóch, może trzech indywidualności, reszta jest zupełnie nijaka.

Poza tym w którymś momencie, żeby urozmaicić sobie lekturę, zaczęłam wyłapywać z tekstu nazwy narządów wewnętrznych człowieka :) Nie wiem, czy to zauważyliście, ale już w "Zmierzchu" co chwila pojawiały się zdania typu: "Żołądek skurczył mi się i przewrócił na drugą stronę", "Wydolność moich płuc gwałtownie malała", "Poczułam nagły ucisk w wątrobie", "Moje żyły nie nadążały z pompowaniem krwi do zmęczonych członków", "Zdarłam sobie skórę do krwi", "Bolały mnie żebra". Okej - ja te zdania wymyśliłam. Ale jako że książka mnie nudziła, starałam się ich wyłapać jak najwięcej i brzmiały one mniej więcej tak. Zawsze to jakaś rozrywka :)

Przy "Klubie Dantego" zastanawiałam się, jaka to dziwna siła kazała mi doczytać niezbyt fajną książkę do końca. Tutaj już wiem. Byłam po prostu ciekawa zakończenia i dlatego przez te 550 stron brnęłam.

Bo jak pewnie wszyscy wiedzą, "Intruz" opowiada historię napadu dusz na Ziemię. Dusze to istoty niesamodzielne, które potrzebują żywicieli i wybrali sobie na nich ludzkie ciała. Jeśli jednak dochodzi do sytuacji, że żywiciel - człowiek jest silny i trudno go złamać, w jednym ciele mieszkają dwie "osoby": człowiek i wszczepiona mu dusza. Tutaj w dodatku kochają jednego mężczyznę. Sytuacja i pomysł wydał mi się na tyle niecodzienny i nieograny, że końcówki nie mogłam sobie darować.

A że książka kiczowata? No cóż... Można w niej jednak wyłowić, oprócz zdań rodem z podręcznika anatomii, takie "perełeczki":

Zbliżył do mnie twarz, znalazł moje usta, a potem zaczął mnie całować, powoli i delikatnie, jak płynna skała falująca łagodnie w ciemnościach ziemi, aż powoli przestałam się trząść.

Złośliwie podejrzewam, że w tym samym momencie bohaterce przestały migotać przedsionki i ustała akcja serca :)

Daję 2 - bo pomysł dobry, ale wykonanie...

S. Meyer, Intruz, Wydawnictwo Dolnośląskie, Wrocław 2008, s. 550.

PS A w jednym z następnych postów pochwalę się nowymi książeczkami zakupionymi z okazji piątkowego święta :)

19 komentarzy:

  1. tak właśnie podejrzewałam, że książka zasłuży u Ciebie maksymalnie na 2:) coś jest z nią nie tak, i widzę, że obie spodziewałyśmy się po niej więcej :) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. a... zapomniałam dopisać w tamtym komentarzu: już się nie mogę doczekać, żeby zobaczyć co zakupiłaś w piątek:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kasiu, czekam jeszcze na paczuszkę z Empiku - chyba zaprezentuję wszystko za jednym zamachem :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja Intruza nawet nie doczytałam, bo nie zaintrygował mnie na tyle, żeby chcieć wiedzieć, jak się skończy. Nudne to było, że strach!:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Intruz to jedyna powieść Meyer, którą przeczytałam w całości. Doczytałam do końca, bo byłam ciekawa, jak to się zakończy, jak autorka pokieruje fabułą.
    Byłoby lepiej, gdyby powieść została skrócona, nawet o połowę, bo jest tam mnóstwo rzeczy, które nic nie wnoszą ani do rysunku postaci ani do kreacji świata przedstawionego. Te fragmenty można skwitować: nuuuda, panie;)
    No i też uważam, że to kicz ale mimo wszystko dosyć przyjemnie mi się toto czytało.

    A ja swoje zakupy już pokazałam na blogu, pomimo, że tak jak Ty czekam na przesyłkę. Nie mogę się jej doczekać...:) I nie mogłam się doczekać, by się nie pochwalić, jak się okazało ;)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Ale się uśmiałam z tych anatomicznych wymysłów;) Tak w ogóle jestem niepocieszona, bo w moim mieście nie ma książek Pruszkowskiej, o których pisałaś. A narobiłam sobie niezłej ochoty.

    OdpowiedzUsuń
  7. Kalio - to widzę, że nie tylko ja się wynudziłam czytając ten bestseller - często tak mam na bestsellerach:P

    Inblanco - zgadzam się. Ja również uważam, że gdyby książka miała, powiedzmy, 300 stron, to wyszłoby jej to tylko na korzyść. Jest w "Intruzie" mnóstwo niepotrzebnych scen, które tylko spowalniają i tak mało spektakularną akcję.

    La Mome - to nie wymysły, tak było. Co do Pruszkowskiej, to "Przyślę panu list i klucz" można zamówić na stronie wydawnictwa Formicula - zawsze to jakieś rozwiązanie, jeśli w bibliotekach nie ma.

    OdpowiedzUsuń
  8. Tak, to co w Meyer mnie po prostu brzydko nazywając "rozwala" to te wszystkie grafomańskie opisy. No bo nie oszukujmy się, przynajmniej "Zmierzch" był zwykłym romansidłem, które po prostu wymagało ciut lepszej otoczki, by się sprzedało. Czekałam niecierpliwie na tę recenzję, bo byłam ciekawa Twojego zdania - czy w ogóle warto sięgnąć po tę książkę. Utwierdziła mnie w przekonaniu, że nie. Ponadto tematyka także do mnie nie przemawia. Opis już zapowiada, że będzie nieciekawie i nudno.
    Co mnie denerwuje ostatnio (ba! żeby to było ostatnio!) to to, że od dwóch lat nie ma miesiąca, żebym nie widziała jakiejś nastolatki z "dziełem" Meyer pod pachą. Czytają to w szkole, w autobusie, w spożywczaku, w kolejce do ToiToia przed koncertem... Skoro większość osób prowadzących blogi o książkach nie wykazuje większego entuzjazmu, gdy czyta dzieło Meyer, to mam rozumieć, że jej fanklub naprawdę (ale tak na serio?!) ogranicza się do trzynastoletnich dziewczynek?

    OdpowiedzUsuń
  9. Z Panią Meyer jeszcze nie miałam do czynienia. Nie czytałam nawet "Zmierzchu", więc ciężko mi się wypowiedzieć na jej temat. Niemniej jednak podziwiam, że przebrnęłaś przez te 550 stron, ja z książkami, przez które nie mogę przejść męczę się czasami tygodniami, a niekiedy są dużo krótsze niż "Intruz".

    Jak moi przedmówcy, również jestem bardzo ciekawa zakupowych stosików. Ja jeden z moich odbieram już jutro. Drugi zamówiłam dzisiaj (pod wpływem impulsu, w ostatni dzień promocji), więc pewnie zaczekam na niego jeszcze troszkę :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja nie doczytałam do końca, a nawet nie przebrnęłam jednej trzeciej. Nie wiem, komu umyślało się wydać "dzieła" pani Meyer, ale powinien być ukarany. Surowo... O ile jestem w stanie przeżyć grafomaństwo Pilipiuka (do którego autor zresztą otwarcie się przyznaje) i podobieństwa między jego poszczególnymi książkami (bo akcja toczy się wartko), to książki Meyer są po prostu niestrawne.

    OdpowiedzUsuń
  11. Nyx - ja już dawno doszłam do wniosku, że pewne ksiażki należy czytać w odpowiednim wieku. Bo później to, co powinno wzruszać, po prostu śmiesznie i zamiast śledzić wątek miłosny, czytelnik skupia się na wyłapywaniu dolegliwości medycznych. Co nie zmienia faktu, że "Intruz" jest książką przereklamowaną.

    Claudette - w takim razie ja czekam na prezentację Twoich łupów :)

    Lisie Książkowy - a ja znowu nie odżegnuję się tak do końca od pisarstwa Meyer: pierwszą część sagi czytałam z czerwonymi uszami, chociaż, jak napisała Nyx, to tylko romansidło w ładnej otoczce. Druga i trzecia leżą i czekają - chociaż po "Intruzie" jakoś nie bardzo mam ochotę po nie sięgać.

    OdpowiedzUsuń
  12. Haha ja już do tej autorki się uprzedziłam nie na żarty:) Owszem jej książki strasznie wciągają. Szkoda tylko, że kicz zagląda z każdej ze stron i łypie wielkim okiem :) Sama nie wybrała bym nigdy powieści Meyer, ale gdybym zaczęła czytać pewnie, tak jak Ty, dobrnęłabym do końca....z ciekawości.

    OdpowiedzUsuń
  13. Ach, "wymysły" miały mieć cudzysłów;)Dziękuję za namiar na wydawnictwo, jest taniej niż na Allegro:)Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  14. Ja chyba żadnej z jej książek nie przeczytam. ;) wystarczy, że koleżanka namówiłam mnie na obejrzenie 2 części "Zmierzchu" ;)

    OdpowiedzUsuń
  15. Kolmanko - jesteś kolejną osobą, którą skutecznie zraziłam... ale no cóż: mnie nie zachwyca :)

    La Mome - cieszę się, że być może pomogłam :)

    Edith - mnie po lekturze "Intruza" na jakiś czas też twórczości Meyer wystarczy :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Dość późno przychodzi mi się wypowiedzieć na ten temat ;) Sagę przeczytałam cała rok temu i po roku czasu jestem w stanie śmiało stwierdzić, że nie mam najmniejszej ochoty wracać więcej do tych książek. Nie to że mi się nie podobały, bo przyjemnie się je czytało, ale po roku jak o tym myślę.. a już w szczególności po filmach, to się zastanawiam jak to w ogóle mogło mi się podobać ;) Może dlatego mój "Intruz" czeka już drugi rok na półce i jakoś nie mam ochoty go ruszać ;) A już szczególnie po kiepskich recenzjach. Aczkolwiek znam osoby, którym się książka podobała, ale nie podzielam gustów tych osób.

    OdpowiedzUsuń
  17. Ja wlasnie ta ksiazke uwielbiam.

    OdpowiedzUsuń
  18. Kupiłam intruza po przeczytaniu serii zmierzch, która bardzo mi się podobała, ale po przeczytaniu Twojej recenzji jakoś nie mogłam po nią sięgnąć i to przez prawie dwa lata. W końcu się za nią zabrałam i przeczytałam w 4 dni. Moim zdaniem książka jest genialna, żadnych anatomicznych opisów nawet nie zauważałam, a te "niepotrzebne" momenty dodały dużo książce. Nie wszystkie sceny muszą prowadzić prosto do celu jak po sznurku. Polecam wszystkim :) i nauczyłam się, że nie warto słuchać opinii innych tylko samemu odkrywać co się lubi. Aha, i mam 22 lata więc może niekoniecznie tylko nastolatkom jest się w stanie S. Meyer podobać.
    Pozdrawiam,
    Kasia.

    OdpowiedzUsuń
  19. Kuplami ja rok temu i jeszcze jej nie przeczytałam :/ Po kilkudziesięciu stronach odłożyłam ja na półkę. Nie przepadam za tym gatunkiem. Może kiedyś do niej wrócę, albo oddam w dobre ręce :)

    OdpowiedzUsuń