wtorek, 21 kwietnia 2020

Największy gniew rodzi się w ciszy (Wrzask - Izabela Janiszewska - recenzja książki)

Pierwsza myśl, jaka przyszła mi do głowy po lekturze Wrzasku Izabeli Janiszewskiej brzmiała mniej więcej tak: Proszę, proszę, proszę, niech druga część ukaże się szybko! Autorka opowiedziała bowiem pokręconą, wielowątkową historię i ja bardzo chciałabym mieć te wszystkie wątki w głowie w chwili, gdy zacznę czytać kontynuację - bo co do tego, że po nią sięgnę, nie mam najmniejszych wątpliwości!






Izabela Janiszewska napisała jedną z tych historii, w których dzieje się dużo i szybko, bohaterowie działają jak nakręceni, a czytelnik próbuje się w tym wszystkim odnaleźć. Zaczyna się z przytupem: dziewczyna w krótkiej spódniczce w szkocką kratę poddusza kierowcę Ubera stalową linką, w kolejnym rozdziale zupełnie inni bohaterowie pochylają się nad zwłokami młodziutkiej studentki,a kilka stron dalej, niespodzianka!, kolejna zmiana scenografii i przenosimy się do redakcji poczytanego pisma. Uff, zwolnijmy trochę!

Warszawa, dwudziesty pierwszy wiek. Dziennikarka Larysa Luboń zajmuje się tematyką przestępczości seksualnej. Nie ujawnię wielkiej tajemnicy gdy napiszę, że przy okazji tej pracy prowadzi własną krucjatę.

Bruno Wilczyński jest policjantem - młodym, prawdopodobnie przystojnym, zbyt pewnym siebie, trochę chamskim. chwilami wkurzającym. Aż chce się poznać go lepiej, by sprawdzić, kto też ukrywa się za tą maską cynika. Bo że to poza, od początku nie ma wątpliwości.

Jest jeszcze Emilia: mama dwójki dzieci, nieco znudzona pani domu, blogerka, którą mocno męczy jakiś głęboko skrywany sekret. A mało tego, kobieta ma wrażenie, że ktoś wkrada się do jej domu...

No i zwłoki, są i wspomniane zwłoki Niny Zaniewskiej, które łączą te trzy  postaci, a jednocześnie wprowadzają do fabuły wydarzenia z przeszłości. Zaznaczam jednak, że Wrzask to nie jest klasyczny kryminał, taki, którego główną oś stanowi praca śledczych, mozolne sprawdzenie kolejnych tropów oraz metodyczne wyjaśnianie tajemnic. A tajemnic we Wrzasku nie brakuje.

Powieść jest więc takim literackim gobelinem, utkanym z wielu wątków, którego fabuła nie mieści się w ramach jednego, określonego gatunku literackiego. I czego jak czego, ale brawury autorce odmówić nie można. Stworzyła co najmniej dwóch bohaterów - Larysę i Bruna - którzy okej, mogą nieco irytować, można ich nie lubić, ale nie sposób odmówić im oryginalności. Opowiedziała historię aż kipiącą od różnych skrajnych emocji, a jednocześnie wykreowała mroczny, zimny klimat rodem z najlepszych skandynawskich kryminałów. Wreszcie: opisała zło w sposób, który z jednej strony przypomina sensacyjne doniesienia z pierwszych stron brukowców, z drugiej zaś to zło przedstawione zostało jako zadawane z rozmysłem okrucieństwo, od którego jeżą się włosy.

Czytałam tę powieść szybko, nie mogąc uwolnić się od skojarzeń z Millenium Stiega Larsona (zresztą: to nie tylko moje skojarzenia), łamiąc sobie głowę, jak Izabela Janiszewska poukłada tą plątaniną wątków, postaci i sekretów w spójną całość. Poukładała, zdradzając i odsłaniając tyle, by teraz przebierać nóżkami z niecierpliwości w oczekiwaniu na drugą część. Ja czekam bardzo! - ale o tym już pisałam.

Za egzemplarz recenzencki dziękuję wydawnictwu Czwarta Strona.

Izabela Janiszewską, Wrzask, Czwarta Strona, 2020, s. 398.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz