sobota, 19 marca 2011

Fumy, fochy i Funia


Bądźmy szczerzy: "Przebudzenie" udało się Irenie Matuszkiewicz o wiele bardziej niż "Szepty" (swoją drogą, pamiętam, że czytałam "Przebudzenie" pod koniec 2009 roku, czyli już jakiś czas temu i mam ogromną ochotę na ponową lekturę). Nie oznacza to jednak, że "Szepty" są złą książką. Przeciwnie: warto po nią sięgnąć i osobiście mam dużo szacunku dla autorki za to, że podjęła się dość nietypowej tematyki.

Opisuje ona bowiem losy kilku przyjaciółek, które spotykają się na kolacjach, pomagają sobie wzajemnie, mobilizują się do działania i aktywności, a przy tym plotkują na typowo "babskie" tematy. Co w tym dziwnego? Ano średnia wieku tych pań, która oscyluje gdzieś w okolicach osiemdziesiątki. Tak, nie pomyliłam się: osiemdziesiątki.

Przyjaciółki same siebie nazywają "alebabkami". W ich kręgu zakazane jest marudzenie, narzekanie i postękiwanie. Wszystkie są aktywne, wszystkie są samodzielne, wszystkie stawiają sobie kolejne cele do osiągnięcia. Główną bohaterką jest Funia, czyli Felicja. Na początku bardzo bohaterkę polubiłam, ale pierwsze wrażenie było mylne. Funia okazuje się apodyktyczną, lubiącą rządzić kokietką, która za nic ma inny niż swój własny punkt widzenia. Polubiłam natomiast jej córkę Danielę, która na początku wydała mi się odpychająca. I tutaj kolejne brawa dla autorki, która tak wykreowała swoich bohaterów, że w trakcie lektury radykalnie zmieniłam o nich zdanie.

Książka Ireny Matuszkiewicz jest książką z jednej strony optymistyczną, chociaż opowiada o starości (daj Boże każdemu taką starość!), czyli o okresie, kiedy pewne sprawy należy powoli zamykać i liczyć się z tym, że niewiele już czasu zostało. Z drugiej zaś... no cóż. "Szepty" są dla mnie niedokończone i zupełnie nie rozumiem tu zamysłu autorki. Mamy racje matki, mamy racje córki - i co? Nic z tego nie wynika. Pojednają się? Dojdą do porozumienia? Czy przeciwnie: wszystko zostanie po staremu? Ja tego nie wiem, a książka, moim zdaniem, nie daje przesłanek, by sobie to "dointerpretować". O ile "Przebudzenie" było dla mnie książką kompletną, skończoną, tak po "Szeptach" czuję niedosyt, gdyż akcja urywa się tam, gdzie właściwie mogłaby się zacząć. Może będzie jakiś ciąg dalszy? Chciałabym, gdyż nie lubię takich niedopowiedzeń.

Irena Matuszkiewicz, Szepty, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2011.


5 komentarzy:

  1. Chciałabym być właśnie taką aktywną babcią :). Wtedy starość nie wydaje się być taka straszna.

    OdpowiedzUsuń
  2. Teraz będę się zastanawiać, czemu nie wzięłam tego do recenzji. A zachęciłaś mnie. Te osiemdziesięciolatki wygrały w starciu w moim Mam-Już-Dość-Literatury-Kobiecej xD.

    OdpowiedzUsuń
  3. Dla mnie otwarte zakończenie to jedna z zalet tej książki. Autorka nie poszła na łatwiznę, nie zaserwowałam nam taniego banału - z chlipaniem i przytulankami - na koniec.

    I jeszcze taki drobiazg w sumie, ale że sama dopiero co pisałam o tej książce, to pamiętam dobrze, że średnia wieku alebabek podana w tekście to 73 lata (strona 97, żeby nie być gołosłowną), więc bliżej siedemdziesięciu a nie osiemdziesięciu - myślę, że to i tak imponujący wynik i nie ma potrzeby go podbijać :) Był dość spory rozrzut wiekowy w ramach ich grupy (sześćdzisięciolatki również). Choć po ich zachowaniu czasem trudno byłoby orzec, która ma ile i czy na pewno AŻ tyle ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Maya - o tym samym myślałam w trakcie lektury: daj Boże każdemu taką starość :)

    Alinko - ja wzięłam i nie żałuję, chociaż to zakończenie...

    Maioofko - zakończenie zdecydowanie zaletą nie jest, dla mnie książka urywa się tam, gdzie mogłaby się zacząć - ale ile czytelników, tyle opinii :) Heh, książkę skończyłam czytać już jakiś czas temu, więc faktycznie mogłam przesadzić z tą średnią wieku, ale w sumie...siedem lat w jedną czy w drugą, dla mnie "alebabki" zachowywały się jak nastolatki i w tym ich urok :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam nie tak dawno temu. Funię szalenie polubiłam, ekipę ale-babek pokochałam z całego serca a na koniec trafił mnie jasny szlag, bo Funia okazała się być osobą antypatyczną, despotyczną, egoistyczną. I z jednej strony radość, że autorka nie walnęła słodkiego zakończenia (ale to dla niej charakterystyczne, nawet happy-end jest podszyty cierniem), a z drugiej jednak przykro, że postać do której się człowiek przywiązuje (i ma nadzieję na stare lata taką fajną ale-babką być) okazuje się tak parszywą...

    OdpowiedzUsuń