wtorek, 11 maja 2010

W świecie pięknych dziewcząt (Lisa See - Dziewczęta z Szanghaju)


"Dziewczęta z Szanghaju" to pierwsza książka Lisy See po którą sięgnęłam i... znalazłam w niej coś zupełnie innego, niż się spodziewałam. A spodziewałam się wachlarzy, kimon (chociaż to chyba bardziej Japonia), kwitnących wiśni i pięknych wnętrz. Takie wyobrażenia miałam zapewne dlatego, iż utkwił mi w pamięci tytuł innej książki tej autorki: Kwiat Śniegu i sekretny wachlarz - i skojarzenia posypały się jak z rękawa.

Gdybym miała nieco więcej rozumu niż mam i zajrzała najpierw na tylną okładkę (co owszem, zrobiłam, ale zupełnie się tym nie przejęłam), dostrzegłabym takie słowa jak "ogarnięte wojną Chiny", "napadnięty przez Japończyków kraj", "obóz dla uchodźców". Ale gdzie tam! Im dalej czytałam, tym szerzej otwierałam oczy ze zdziwienia, bo zupełnie się nie spodziewałam znaleźć w tej książce takich treści... ale cóż, to było bardzo miłe rozczarowanie.

Bohaterkami są dwie siostry, Pearl i May. Początkowo prowadzą miłe, beztroskie życie, potem jednak zmuszone są poślubić mężczyzn, których zupełnie nie znają, ich ojciec umiera, matka zostaja zhańbiona przez Japończyków, jedna z sióstr rodzi dziecko, którego nie powinno być na świecie, Ameryka nie jest krajem życzliwym dla Chińczyków i żeby w niej przetrwać, trzeba naprawdę ciężko pracować. Dla sióstr to szok: wcześniej były bowiem pięknym dziewczętami pozującymi artystom do kalendarzy.

Książka, mimo ukazywania ciemnej strony życia, moim zdaniem, ma bardzo pozytywne przesłanie. Uproszczę, ale pokazuje ona, że tak długo, jak żyjemy,wszystko jest możliwe. Autorka unika happy endów, w książce właściwie ich nie ma, ale pokazuje też, że życie nie jest linią prostą, lecz kołem, że to, co przeżywamy, owszem, dotyka nas indywidualnie, ale wcześniej już ktoś to przeżył... więc nawet najgorsze zmartwienia można przetrwać. The trick is to keep breathing - że już strywializuję do końca.

Bardzo mi się podobała ta opowieść... opowieść o dorastaniu, siostrzanej miłości, o tym, że jedno traumatyczne wydarzenie może zaważyć na całym życiu i tajemnicach, które ujawnione, rujnują je. To także powieść o chińskich dzielnicach w Ameryce i i roli chińskich imigrantów w społeczeństwie amerykańskim w latach 1937 - 1957.

Oczywiście polecam, chociażby dlatego, żeby Chiny przestały kojarzyć się wyłącznie z tym, co wymieniłam na początku.

Lisa See, Dziewczęta z Szanghaju, wyd. Świat Książki, Warszawa 2010, s. 365.

18 komentarzy:

  1. Hmm ja właśnie spodziewałam się po tej książce opisów "kwitnących wiśni i pięknych wnętrz". Zaskoczyłaś mnie pozytywnie. Chyba wybiorę się po nią do księgarni

    OdpowiedzUsuń
  2. Czyli widać że nie tylko mi Chiny kojarzą się w ten sposób :) Tu w ogóle większa część wydarzeń rozgrywa się w Ameryce - tytuł może być więc lekko mylący.

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja czytałam jej "Kwiat śniegu i sekretny wachlarz" i byłam zachwycona. Boże, jaka to była cudowna książka, później sięgnęłam po "Miłość Peonii" i tu zupełna klapa, bo po obowiązkowych 50 stronach byłam tak znudzona, że nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Wtedy zraziłam się do See, ale może dobrze by było sięgnąć po nią ponownie, bo z tego co piszesz to naprawdę warto.

    OdpowiedzUsuń
  4. Hmm... nie potrafię znaleźć recenzji "Kwiatu śniegu..." na Twoim blogu:( A teraz, po "Dziewczętach z Szanghaju" jeszcze bardziej mam ochotę przeczytać inne książki tej autorki.

    OdpowiedzUsuń
  5. Skarletko, recenzji nie ma. Bloga prowadzę od niedawna, a książką czytałam ładnych parę lat temu, ale naprawdę bardzo polecam. Piękna powieść o kobiecej przyjaźni. A tak na marginesie to najbardziej utkwił mi w pamięci fragment, to był chyba nawet cały rozdział, o krępowaniu stóp, aż mnie wszystko bolało.

    OdpowiedzUsuń
  6. O krępowaniu stóp naczytałam się w książce "Wiatr ze wschodu, wiatr z zachodu" i szczerze mówiąc do tej pory nie uświadamiałam sobie, jaka to jest tortura. Kobiety, którym skrępowano stopy nie mogą nawet normalnie wejść po schodach! Zresztą... Ty po lekturze pewnie już o tym wiesz.

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytałam "Kwiat śniegu..." byłam zachwycona i teraz się zastanawiam dlaczego JESZCZE nie sięgnęłam po tę książkę? Po Twojej recenzji jednak szybko to nadrobię :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Właśnie jestem w trakcie czytania tej książki. Też spodziewałam się trochę czego innego, szczególnie po przeczytaniu "Miłość Peonii" ale jestem bardzo pozytywnie zaskoczona ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Powoli zbieram się w sobie, by sięgnąć po coś Lisy See, bo jakoś nigdy specjalnie nie interesowały mnie Chiny, ale chyba jednak sięgnę najpierw po "Kwiat śniegu...". Wolę taką bajkową wizję Chin, aniżeli twardą i bolesną.

    Swojego czasu oglądałam dokument o Chinach i nie kojarzą mi się już tylko z wachlarzami, ale przede wszystkim z komunizmem, defiladami, olimpiadą ku czci wodza. Preferuję jednak bardziej delikatny obraz tego państwa :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Chiny także kojarzą mi się raczej z wachlarzami, ninja, solidnymi mieczami, cesarstwem, niskimi i chudymi kobietami, biedą... O losach Chińczyków w Ameryce jeszcze nie czytałam.

    OdpowiedzUsuń
  11. Claudette - ja dzięki tej książce zweryfikowałam swoje opinie i wydaje mi się, że nie jest to ostatnia książka o tej tematyce, jaką przeczytałam :)

    Nyx - mnie się jeszcze Chiny kojarzą z pałeczkami, którymi kiedyś próbowałam jeść i nic mi z tego nie wyszło :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Najpiękniejszą książką, jaką czytałam Lisy See jest "Miłość Peonii". Bardzo mi się podobała, była niesamowita - w dosłownym tego słowa znaczeniu. Teraz czeka na półce "Kwiat śniegu i sekretny wachlarz".

    OdpowiedzUsuń
  13. Ja mialam podobne wrazenia jak Izusr, Kwiat.. mi sie strasznie podobal, jak juz przebrnelam przez te bardzo szczegolowe opisy krepowania stop... Milosci Peonii nie skonczylam, ale historia Dziewczat z Szanghaju bardzo mi sie podobala. Jesli chodzi o Milosc Peonii to zastanawiam sie, czy nie byla to wina przekladu, pozostale dwie czytalam po angielsku, a tu mi nie wyszlo.. Moze powinnam sprobowac w oryginale...?

    OdpowiedzUsuń
  14. Beatrix - o "Miłości Peonii" pojawił się dwie skrajne opinie, a ja lubię książki, która są odbierane w skrajny sposób, zawsze chętnie wyrobię sobie własny pogląd.

    Dabarai - trudno mi powiedzieć, gdyż to jest pierwsza książka tej autorki, którą czytałam. Spróbować zawsze można :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Skarletko, ja szczerze mówiąc nie wiem czy chcę jeszcze czytać cokolwiek o krępowaniu stóp, ewentualne strony na ten temat w jakiejkolwiek książce zmuszona będę chyba omijać. Nigdy nie zrozumiem tego bezsensownego okrucieństwa, bo inaczej nie mogę tego nazwać. Tak samo jak nigdy nie zrozumiem sensu obrzezania, dla mnie to jest czyste barbarzyństwo. Mamy ciała jakie mamy i nie widzę zupełnego sensu w wycinaniu, odcinaniu, łamaniu jakichkolwiek jego części.

    OdpowiedzUsuń
  16. Izusr - wypada przyznać rację. I przyznaję :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Kiedy zaczełam czytać "miłośc Peonii" stwierdziła, ze chyba sie szybko znudze. Jednak pomyliłam się. Okazała sie to wspaniała, wciagajaca, jak dla mnie, książka. Nie sądziłam, ze ta powieść tak zafascynuje mnie Chinami. Ich kulturą, religią. Kiedy ja czytałam- płakałam. Jest to ksiazka o życiu i śmierci. O historii i zasadach. Przede wszystkim jednak o kobietach. Teraz zabieram sie za czytanie "Kwiatu Śniegu i sekretnym wachlarzu" mam nadzieje, ze tak samo jak "Miłość Peonii" wciągnie mnie i pozwoli sie przenieść w inny świat.

    OdpowiedzUsuń
  18. Brzmi super - mam tę książkę na liście lektur obowiązkowych :)

    OdpowiedzUsuń