sobota, 13 marca 2010

Sobota - dzień kota (Wszyscy mężczyźni mojego kota - Karolina Macios)


Na drugi dzień "kociego weekendu" wybrałam książkę Karoliny Macios "Wszyscy mężczyźni mojego kota". Wczoraj była książka Doris Lessing, więc na dzisiaj specjalnie wybrałam pozycję lżejszego kalibru. Pozycję, w której jak się okazało, kot jest ważnym bohaterem, ale, niestety, nie najważniejszym, czego w sumie można się było spodziewać. Skoro jednak mam pisać o kocie, to piszę :)

Kot w powieści Karoliny Macios ma na imię, uwaga, uwaga, Kastrat, z przyczyn wiadomych. I do najłagodniejszych z pewnością nie należy, bezlitośnie przepędzając wszystkich adoratorów swojej dość nierozgarniętej właścicielki. Kastrat nie tylko wczepia się w łydki i rzuca na psy trzy razy większe od siebie, ale bez skrupułów sika w buty nieproszonych gości. Poza tym ma zadziwiającą zdolność celowania pustą miską w brzuch swojej pani, gdy jest głodny i tą samą miską potrafi na kilka godzin zatrzasnąć drzwi od łazienki. Niestety, jak już pisałam, głównym bohaterem nie jest, a szkoda, bo bardzo tego kiciusia o temperamencie tygrysa polubiłam.

Książką z pewnością należy do "babskiej" literatury, jednak dość pozytywnie mnie zaskoczyła. Główna bohaterka klnie jak szewc, upija się niezależnie od dnia tygodnia i nie ma nic wspólnego ani z "dziewicami" po czterdziestce, ani też naiwnymi bohaterkami Katarzyny Grocholi. Książka opisuje środowisko krakowskiej inteligencji, zabiera "na spacer" po modnych klubach i jest dość odważna, gdyż pojawiają się w niej tylko pary damsko - męskie, ale też damsko - damskie i męsko - męskie. Trochę rozczarowało mnie zakończenie, gdyż Ada (główna bohaterka) oczywiście spotyka swojego księcia (który znowu okazuje się Hiszpanem! - tak jak w książce "Każdy dom potrzebuje balkonu") i właściwie cała opowieść dąży do happy endu. A te ostatnio w powieściach średnio lubię, tym bardziej, jeśli rozgrywają się na plaży przy blasku wschodzącego słońca - a Karolina Macios postawiła właśnie na taką końcówkę. Trochę szkoda.

Książkę oceniam na czwórkę, gdyż kot w niej mimo całej niesympatyczności całkiem sympatyczny, a całość napisana jest żywym, świeżym językiem i przeczytałam ją błyskawicznie, co oznacza, że wciąga. I specjalnie dla niej tworzę nową etykietę: czytadła.

K. Macios, Wszyscy mężczyźni mojego kota, wyd. Znak, Kraków 2008, s. 233.

7 komentarzy:

  1. Ja koty lubię, owszem. Ale do dziś nie zdecydowałam się czy wziąć do domu jakiegoś.
    Na takie książki chyba szkoda mi czasu.
    A chcę powiedzieć, że nasłodziłaś mi, pisząc u mnie komentarz. Miło mi bardzo, że mój gust muzyczny podoba Ci się. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie nasłodziłam, tylko stwierdziłam fakt Matyldo :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A mnie się podoba pomysł z kocim weekendem. Nawet jeśli nie przeczytam wszystkich rekomendowanych powieści w najbliższym czasie, fajnie się czyta o tych książkach w takim układzie jak weekend z motywem. :) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kot papierkiem lakmusowym na faceta? To musi być zabawne :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ależ mi się podoba Twój weekend z kotami!
    Czy z psami też będzie?:)

    lily

    OdpowiedzUsuń
  6. Jolanto - cieszę się, mnie takie czytanie tematyczne też odpowiada :)

    Agatoris - jest zabawnie, tylko kota trochę w tym wszystkim za mało :(

    Lily Droga - obmyślę weekend z psem, specjalnie dla Ciebie:) I postaram się nie ograniczyć tylko do historii o psie, który jeździł koleją ::)

    OdpowiedzUsuń
  7. cyztałam kiedyś tą ksiązkę i jak na debiut literacki to całkiem nieźle, ale zgadzam sie ze jest to mega babska literatura na letnie, leniwe popoludnia na plazy :)

    OdpowiedzUsuń