poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Jaka pogada, taka lektura (Między nami nowojorczykami - Cathleen* Schine)


Skoro pogoda jest pod psem (wrrrr!), to na poprawę humoru można sobie poczytać książki o psach. Chociaż w tym wypadku chyba jednak bardziej o ludziach, których łączy to, że mają lub kochają psy. Jako dumna właścicielka czarnej kotki Galinki (chociaż właścicielka to może za dużo powiedziane w przypadku kota: jestem raczej tą osobą, która ma zaszczyt sypać Galinie karmę do miseczki) mogę śmiało stwierdzić, że to, co jest niewątpliwym plusem posiadania kotka, jest jednocześnie minusem. Otóż kot nie potrzebuje spacerów, nie trzeba zrywać się codziennie skoro świt i biec pod najbliższe drzewko - i to jest plus. Ale z drugiej strony, uwielbiam patrzeć na "psiarzy", który spotykają się i rozmawiają nie tylko o swoich pupilach i takie pogawędki są jednym z wielu powodów, dla których kiedyś jednak chciałabym mieć pieska.

Bohaterowie "Między nami nowojorczykami" wyprowadzają swoje psy, spotykają się, wzajemnie chwalą swoje czworonogi. Jedyny czarny charakter tej sympatycznej powieści próbuje zakazać psom hasania po central Parku, ale i on (a właściwie ona) w końcu się nawraca.

Cathleen Schine zapełniła swoją książkę sympatycznymi dziwakami, którzy, mimo brak realnych przesłanek ku temu, nie śpią po nocach bo zamartwiają się tym, że są życiowymi nieudacznikami. Jej bohaterowie nie potrafią przeciąć pępowiny, jaka łączy je z dorosłymi już dziećmi, wierzą, że "życie jest gdzie indziej" i przez prawie cały rok czekają na moment, kiedy wreszcie będą mogli odetchnąć pełną piersią, wreszcie: w ogromnym Nowym Jorku czują się samotni i wtedy warto mieć przy boku ciepłe psie ciałko.

Jednak "Nowojorczycy" to przede wszystkim książka o miłości. Tyle, że uczucia nie zawsze są dobrze ulokowane. Często miłość zauważa się dopiero wtedy, gdy się ją traci. Albo gdy rozpacza się po stracie kogoś, kto kiedyś był bliski, a swoje nieszczęścia opowiada się tubalnym głosem, lądując w ramionach kogoś może i miłego, ale jednak przypadkowego...

I tak, być może przez "psią" pogodę, która panuje na zewnątrz, napisałam dość melancholijną relację z lektury, która przecież sprawiła mi też sporo radości. Autorka ma lekko ironiczne poczucie humoru i dystans do opisywanych zdarzeń, co w połączeniu niespodziewanymi zwrotami akcji i nowojorskim krajobrazem daje bardzo ciekawe połączenie. I teraz jeszcze bardziej chce mi się mieć psa... :)

Polecam na deszczowe poniedziałki.

* swoją drogą uważam jednak, że osoba, która ma kota w imieniu, powinna jednak pisać o kotach.

C. Schine, Między nami nowojorczykami, Prószyński i S-ka, Warszawa 2011, s. 350.

8 komentarzy:

  1. oj to czas sobie sprawić takie małego pupila, który kocha bez warunkowo i niesie wiele radości :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Tośka - niby tak, ale mój kot nie toleruje konkurencji :)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja jestem szczęśliwą posiadaczką pięknego, długowłosego owczarka. I naprawdę wierzę, że mój pies mnie doskonale rozumie.Od pewnego czasu podejrzewam go, że posiadł umiejętność odróżniania dni tygodnia. W piątki nie odstępuje mnie po popołudniu na krok i co chwile patrzy na drzwi. A to z tego powodu, że w weekendy chodzimy na baaaaardzo długie spacery. Kota nigdy nie posiadałam, więc nie będę się wypowiadała o wyższości kota nad psem i odwrotnie.
    Recenzja zachęciła mnie do tej książki i wpisuję ją na listę oczekujących

    OdpowiedzUsuń
  4. Mpoppins - ja kiedyś miałam kundelka, który znał się na zegarku: wiedział, kiedy rodzice wracają z pracy, a ja ze szkoły, także znajomość dni tygodnia nie wydaje mi się czymś dziwnym :) Psy są mądre, bez dwóch zdań. W sumie ja też nie podejmuję się oceny, czy lepiej mieć kota czy psa, kocham moją czarnulę bardzo, chociaż czasem mam wrażenie, że ona mnie jakby mniej...:) Bardzo bym chciała mieć jamnika, ale to już jak będę mieszkać we własnym "M", nie sprowadzę rodzicom kolejnego zwierzaka na głowę :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Co jakiś czas napada mnie chęc na takie zwierzęce książki. W związku z tym na półce czeka nowy Trout, ale i tą pozycję niniejszym dopisuję do listy. Chociaż też wolałabym coś o kotach.;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Moreni, jest teraz jakaś nowa książka o kotach... tylko nie pamiętam tytułu :) A ta jest jednak bardziej o ludziach, jakkolwiek to brzmi :)

    OdpowiedzUsuń
  7. ja kocham koty na rowni z psami, uwielbiam ksiazki, gdzie wystepuja zwierzaki (obok ludzi, bo z tych o gadajacych psach juz wyroslam), kolejna dobra rencezja, musze koniecznie sobie kupic te ksiazke

    OdpowiedzUsuń
  8. Kasiu, nie wiem, czy dobrze pamiętam, ale w "Angielskiej chorobie" Magdaleny Samozwaniec był gadający, a raczej snujący refleksje pies - gorąco polecam :)

    OdpowiedzUsuń