środa, 25 listopada 2009

Dzień Pluszowego Misia


Lubię takie zbiegi okoliczności. Wczoraj wieczorem zaczęłam czytać "Misia zwanego Paddingtonem", dziś prawie kończę, a przed chwilą usłyszałam, że dostojny grubas kończy w tym roku 50 lat! Wszystkiego najlepszego, Paddington!


Nie wiem, jak to możliwe, ale mama nie czytała mi tej książki z dzieciństwie. "Kubusia Puchatka" owszem (nie podobał mi się wtedy), ale przygód Paddingtona do wczoraj nie znałam. A szkoda, bo ta brązowa, symapatyczna niezdara na pewno by mi się spodobała.
Jako iż wychodzę z założenia, że nie recenzuje się klasyki, a książeczki o Paddingtonie z pewnością do klasyki należą, powiem tylko, że nie czuję się za stara na tę książkę. Być może jest to jedna z tych lektur, która podoba się czytelnikom bez względu na wiek? W każdym razie śmiałam się, gdy Paddington rysował w łazience kremem do golenia mapę Ameryki Południowej, uśmiałam się czytając rozmowy niedźwiadka z panią Bird (-Czyś się już obudził, młody Paddingtonie?, - Właśnie w tej chwili!), uśmiałam się, gdy wyobraziłam sobie Paddingtona, Judytę i panią Brown na stacji metra... i zgraję psów podąrzającą za nimi, a raczej za kawałkiem bekonu, który wystawał z walizki Paddingtona.
I jedno wiem na pewno: jeśli kiedyś zdarzy mi się na jakiejś stacji kolejowej spotkać małego misia z Peru, z karteczką na szyi, bez chwili wahania zabiorę do domu i nakarmię marmoladą ;-)

1 komentarz:

  1. Kocham Misia Paddingtona! I też poznałam Go dosyć późno (w wieku 27 lat) :D
    Mama Helenki

    OdpowiedzUsuń