
Nazwać "Murzynów we Florencji" mocną książką to mało. Vedrana Rudan napisała książkę o wściekłości, poczuciu beznadziei i przegranego życia. Napisała jednak w taki sposób, że czytelnik czuje się jak uderzony kamieniem w głowę. Co zresztą autorka czyni, na tylnej okładce.
Vedrana Rudan wkłada w usta bohaterów słowa jak pociski, z ogromną siłą rażenie. A mówią w tej książce aż cztery pokolenia: nienarodzone płody, ich matka, jej matka, czyli Babcia, i mama Babci, czyli Babunia. Panów reprezentuje mąż Babci i ich syn - Wujek. Mówią, nie owijając w bawełnę. W książce zdrowo przeklinają wszyscy: i płody, i Babunia. Bo i wszyscy mają na co pomstować, nikogo z nich życie nie rozpieszcza, a nagle wszyscy dostają szansę, by o tym opowiedzieć.
I tak płody prowadzą nieustanny dialog w brzuchu matki: dokona aborcji czy też nie? Będzie się cieszyć, czy odda je do sierocińca? Matka tymczasem jest ciążą przerażona, studiuje od czterech lat trzeci rok ekonomii, marzy jej się dyplom i kariera w nieruchomościach, a ciąża te plany niweczy. Na wsparcie we własnej matce liczyć nie może, gdyż ta zajęta jest, jakby to powiedzieć... romansem z grubym Włochem. W "tych sprawach" na męża nie ma co liczyć, gdyż ten po wojnie gapi się w ścianę i nie ma z niego pożytku. Jest ciężarem, podobnie jak Babunia, która w przeszłości prowadziła cnotliwe życie i tyle z niego ma, iż nie stać jej na własną komórkę i Ensure Plus - wzmacniający napój dla seniorów. Chciałaby podróżować i zobaczyć Florencję, aby spełnić to marzenie, sprzedaje grób własnej matki. Boi się córki, która znowu boi się, aby jej córka nie zmarnowała sobie życia, tak jak ona zmarnowała swoje... I tak dalej, i tak dalej...

Skąd w bohaterach ta szczerość? Dlaczego wypowiadają się na najbardziej osobiste tematy? Ano dostali oni kasety od Wujka, niespełnionego pisarza łaknącego opowieści, który okłamał ich, iż Amerykanie robią wielkie badanie na temat Chorwacji i jej mieszkańców. Każdy kto weźmie w nim udział ma dostać 50 euro. Śmiało można powiedzieć, iż z pewnością nie takiego obrazu własnej rodziny spodziewał się niedoszły literat, gdyby wiedział, co usłyszy, pewnie sto razy by się zastanowił przed wręczeniem nieszczęsnych kaset.
Rozpisałam się o fabule, ale i tak powiedziałam niewiele, gdyż każdy z bohaterów, łącznie z nienarodzonymi jeszcze płodami, jest przepełniony żalem i frustracją, które to uczucia przelewa na kasetę. Każdy z nich wie, że nigdy nie doświadczy życia, w którym siedzi przy basenie i sączy drinka. Poza tym wszyscy mają w pamięci wojnę domową i to, że kiedyś żyło się lepiej - albo bezskutecznie próbują do tego lepszego życia dążyć.
"Murzyni we Florencji" nie są książką łatwą w odbiorze, autorka co rusz rzuca kolejnym kamieniem i ani na chwilę nie daje czytelnikowi odetchnąć. Jest konsekwentna w epatowaniu drastycznymi scenami, używaniu wulgaryzmów i mówieniu o rzeczach, do których niewiele osób miałoby się odwagę przyznać. Jest jednak przy tym tak bardzo szczera, że bardziej już się nie chyba nie da - a to akurat w literaturze bardzo cenię.
V. Rudan, Murzyni we Florencji, wyd. Drzewo Babel, Warszawa 2010, s. 191.
Strona autorki: www.rudan.info