wtorek, 27 sierpnia 2013

Zabiorę Ci wszystko! (Jad - S.B.Hayes)

Tytuł: Jad. Chcę ukraść twoje życie!
Autor: S.B. Hayes
Wydawnictwo: Zielona Sowa
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 398

Jad czytałam na raty. Pierwsze sto stron... takie sobie. Środek - rewelacja! Zakończenie - sama nie wiem.

Punkt wyjścia zapowiadał się bardzo ciekawie. Katy, główna bohaterka, któregoś dnia, zupełnie przypadkiem, spotyka dziewczynę łudząco do siebie podobną. A potem ta dziewczyna, Genevieve, odnajduje ją i zapowiada, że - jakkolwiek to brzmi - chce zabrać jej życie. 

Katy, a czytelnik wraz z nią, jest w szoku: Genevieve zdaje się być wszędzie. Odgaduje myśli Katy. Wyprzedza jej ruchy. Można powiedzieć, że rośnie w siłę, tymczasem Katy szarzeje i blaknie... Nic dziwnego, że dziewczyna - a czytelnik wraz z nią - przypisuje Genevieve nadnaturalne zdolności. Katy podejmuje śledztwo, badając przeszłość wroga - i to były zdecydowanie najciekawsze momenty tej książki, które przeczytałam migiem, gdyż nie mogłam się doczekać rozsupłania zagadki. 

Jad to powieść dla młodzieży, ale przyznaję: ja, dorosła baba, uwierzyłam we wszystko, co autorka zasugerowała. Dlatego też trudno jest mi wypowiedzieć się o zakończeniu, które jest zupełnie inne, niż się spodziewałam. W ogóle Jad jest jedną z tych książek, o których trudno pisać, żeby przypadkiem nie napisać zbyt wiele - ale ja właśnie takie powieści lubię :) 

Jak na powieść dla młodzieży przystało, oprócz wątku głównego, znajdziemy tu typowe "młodzieżowe" tematy: pierwsza miłość, przyjaźnie, szkoła. Nietypowy natomiast  jest mroczny klimat powieści i to, w jaki sposób autorka przedstawiała wzajemne relacje dziewcząt, które bynajmniej nie mają nic wspólnego z charakterystycznym dla tego wieku plotkowaniem o chłopakach i kosmetykach.

Co mnie raziło i utrudniało lekturę to styl. Tłumaczenie może nie jest wyjątkowo toporne, ale też książka wiele przez nie traci: całkiem ciekawa historia napisana została bowiem w sposób mało ciekawy - a szkoda!

Mój egzemplarz powędruje do młodszej kuzynki i jestem mocno ciekawa, jak powieść odbierze siedemnastolatka :)

wtorek, 20 sierpnia 2013

Atomówki (Dziewczyny atomowe - Denise Kiernan)

Tytuł: Dziewczyny atomowe
Autor: Denise Kiernan
Wydawnictwo: Otwarte (dziękuję!)
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 449

Projekt Manhattan - czy komuś coś to mówi? Mnie jeszcze kilka dni temu nie mówiło nic, podobnie jak nazwisko Roberta Oppenheimera czy Klausa Fuchsa. Natomiast nie ma chyba osoby, który nie słyszałaby o zrzuceniu bomby atomowej na Hiroszimę i Nagasaki - a właśnie do tego wspominany projekt doprowadził.

Nad bombą, wiadomo, pracowali najwybitniejsi fizycy, lecz nie tylko. Spory udział w tym, że bombę udało się skonstruować miały, a jakże, kobiety. Kobiety w różnym wieku, z różnym wykształceniem i różnym stanem cywilnym.

Autorka, Denise Kierenan, kilkadziesiąt lat po wojnie dotarła do nich... i napisała książkę niezwykłą. Dlaczego? Otóż to, co można by ująć w nudnych tabelach, raportach i badaniach socjologów, przedstawiła przez pryzmat historii kobiet, które w jakiś sposób wzięły udział w Projekcie Manhattan. Należy zaznaczyć, że wszystko, co związane z rozszczepieniem atomu utrzymywane było w wielkiej tajemnicy. Decydując na etat "Atomówki" nie wiedziały, gdzie będą mieszkać i czemu tak naprawdę ma służyć ich praca. Nie przeszkodziło im to jednak z pełne zaangażowanie się.

Na potrzeby projektu powstało miasteczko Oak Ridge - wybudowane praktycznie od zera. Na ogromnej powierzchni wzniesiono ogromne fabryki, laboratoria, lecz także bursy i hotele. Autorka odsłania też wstydliwą stronę tego projektu: w Oak Ridge na porządku dziennym była segregacja rasowa, od razu założono też, że "kolorowa" część mieszkańców będzie żyła w warunkach przypominających slumsy.

Zdaję sobie sprawę, że piszę o książce nieco chaotycznie, ale próbuję jak najlepiej oddać to, co Denise Kierenan zawarła na 440 stronach. Dziewczyny atomowe mają wszystkie cechy świetnej książki popularnonaukowej: bardzo obszernie przedstawiają wybrany temat, napisane zostały lekkim językiem, czyta się je jak powieść. I naprawdę doceniam trud autorki, która, po latach, dotarła do kobiet, które właściwie zepchnięto na margines historii i o których dziś niewiele osób pamięta.

Warto mieć na uwadze tę książkę przy wyborze prezentu dla osoby, która interesuje się historią II wojny światowej - a wiadomo, że takich osób nie brakuje. Polecam ją również takim ignorantom jak ja, z historią (i co z tego, że zdawałam maturę z tego przedmiotu?) i fizyką są nieco na bakier :)

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Chuliganka i Czeczen (Chuliganka - Izabela Jung)

Tytuł: Chuliganka
Autor: Izabela Jung
Wydawnictwo: Czarna Owca (dziękuję!)
Rok wydania: 2013
Liczba stron: 286

Na Chuligankę narobiłam sobie ochoty ze względu na... tytuł. Chuliganka - to brzmi dumnie :)

A potem zaczęłam czytać i przyznaję, że kilka razy w trakcie lektury zdarzyło mi się jęknąć... bynajmniej nie z zachwytu. Historie cudzych miłości, z niewielkimi wyjątkami, na ogół są ciekawe tylko dla tych, którzy je przeżywają. Był czas, kiedy uwielbiałam wszelkiego rodzaju romansidła i komedie romantyczne - ale mi przeszło. Nadal lubię opowieści z wątkiem miłosnym w tle - z naciskiem na słowo "tło". I teraz być może wyjdę na osobę bez serca, ale na wszelkie wynurzenia w stylu, jak to on na mnie spojrzał i co ja wtedy poczułam, niestety, mam alergię. Podobnie zresztą jak na smęcenie o tym, co on mi powiedział, a co ja mu na to odpowiedziałam...

A Chuliganka jest właśnie o tym: o miłości totalnej. Izabela Jung nie pozostawiła w niej miejsca na nic innego. Ewa, matka dzieciom i żona mężowi, zakochuje się na zabój. W dwudziestoletnim chłopaku, Czeczenie, który pracuje przy remoncie u niej w domu. Co więcej: ze strony Ewy nie jest to zachwyt nad młodym ciałem, nie jest to też wyłącznie znudzenie mężem. To jest MIŁOŚĆ - nierozsądna, zachłanna i taka, w której nie może być mowy o happy endzie. 

Chuliganka to zapis rozmów kochanków, opisy schadzek, dywagacje Ewy na temat Zeliema - i tak przez 286 stron. Zmęczyła mnie ta intymna narracja, bo autorka do fabuły prawie nie wprowadza "przerywników". Początkowo bardzo czekałam na akapity, w których mowa będzie o mężu Ewy, o jej dzieciach, pracy... To, że ich nie ma, mimo wszystko, uważam za minus. Bo to, co ciekawe dla Ewy... niekoniecznie jest ciekawe, w takiej ilości, dla czytelników.

Warto też przez chwilę przyjrzeć się Zeliemowi. Nigdy w życiu nie miałam do czynienia z żadnym Czeczenem... ale odnoszę wrażenie, że Izabela Jung też nie miała. Zeliem jest uosobieniem tego, co dzikie, nieokiełznane, pierwotne. A Ewa nie może się temu oprzeć i podąża za instynktem. Autorka kilka razy podkreśla jego więź z rodziną, sygnalizuje, że z racji swojego pochodzenia chłopak patrzył na rzeczy, których żaden człowiek oglądać nie powinien, ale kwestie te są jedynie zarysowane, zero pogłębienia.

Powieść Izabeli Jung bez wątpienia mierzy się z ciekawą tematyką, jednak uważam, że nie wykorzystuje w pełni jej potencjału. Bo w taki sposób, w jaki opowiedziana została historia Polki i Czeczena, równie dobrze mogłaby zostać przedstawiona historia dwóch osób tej samej narodowości. 

Czytać? Nie czytać? Nie wiem :) Ja osobiście czasu poświęconego na książkę nie żałuję, z drugiej jednak strony... chciałoby się od tej książki chociaż trochę więcej.