wtorek, 31 sierpnia 2010

THE LAST DAY OF SUMMER

Wiem, że koniec wakacji to nie koniec lata, ale cóż... wrzesień bardziej kojarzy mi się z jesienią, niż latem. Dlatego chyba nie ma lepszego dnia w roku, by posłuchać tej piosenki The Cure:



Miałam ją "wrzucić" razem z recenzją "Pensjonatu pod Wierzbowym Jeziorem", ale nie wiem, czy skończę dziś czytać. W każdym razie: miłego słuchania :)

7 komentarzy:

  1. Jak zwykle niecierpliwie czekam na Twoją recenzję. Uzależniłam się, czy jak?;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. :) Cudownie, od rana mam wyrzuty za to że łapię doła z powodu końca wakacji i całkowity zakaz słuchania TEJ właśnie piosenki, która co rok towarzyszy mojemu powrotowi do pracy. A ty mi tu podstępnie taką dywersję robisz? ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak słucham tej piosenki i patrzę na Roberta Smth'a wiem, że będzie zimno, deszczowo i nic tylko się uchlać;)))

    OdpowiedzUsuń
  4. Bardzo przyjemna piosenka. Jeszcze tylko świeczuszki i gorąca czekoladka:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Anulko - jeśli to uzależnienie, to cieszę się z niego :)

    Dededan - bardzo Cię przepraszam, naprawdę :) TA piosenka to mój hymn na pożegnanie lata i też się przed nią broniłam... do 12 mniej więcej. A potem stwierdziłam, że nie ma co się oszukiwać, że jest dobrze i poddałam się jesiennemu nastrojowi i głosowi Roberta Smitha :)

    Pani La Mome - nic, tylko sobie poczytać :) Pod kocem :)

    Kolamnko - ja od wczoraj popijam kakao, którego nie piłam od marca :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kuurczę, doła przez tę piosenkę załapałam! ;) Ale jest śliczna, muszę to przyznać. Przyjemnego kończenia lektury, Skarletko ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Kocham ten utwór :) Czuję, że w ten weekend pocjuruje :)

    OdpowiedzUsuń