Tytuł: Nasz mały PRL
Autorzy: Izabela Meyza i Witold Szabłowski
Wydawnictwo: Znak
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 317
Książki nie przestają mnie zadziwiać. Tym razem okazało się, że wcale nie trzeba czytać relacji podróżnika z Zanzibaru czy Chile, by poczuć powiew egzotyki i mieć wrażenie, że opisywany jest świat, w którym nigdy nie przyjedzie nam się znaleźć.
Ja PRL-u nie pamiętam, moje dzieciństwo przypada na lata dziewięćdziesiąte. Fakt, mam w pamięci meblościanki i panie z trwałą na głowie, jeździłam maluchem. Ale stania w kolejkach nie pamiętam, pomarańcze nie kojarzą mi się z towarem luksusowym, a Wojciech Jaruzelski nie jest dla mnie "groźnym generałem".
Małżeństwo dziennikarzy, Iza Meyza i Witold Szabłowski, postanowili przenieść się do epoki sprzed trzydziestu lat. Dosłownie. Zrezygnowali z komórek, internetu, szynki parmeńskiej i pieluch jednorazowego użytku dla swojej córki Marianny. Iza zrobiła trwałą i zaczęła korzystać z porad umieszczanych w "Przyjaciółce", Witold zapuścił wąsy i zapomniał, że istnieje coś takiego jak związek partnerski. Co jeszcze? Kawa plujka, mieszkanie w bloku z wielkiej płyty, fiat 126 p, próby sąsiedzkich wizyt i rozmów w kolejkach, które coraz trudniej znaleźć...
Zresztą: o tym pomyśle i jego realizacji swojego czasu było dość głośno i myślę, że większość z Was o nim słyszała. U mnie książka musiała odstać na półce prawie rok, żebym po nią sięgnęła i naprawdę nie wiem, dlaczego zrobiłam to tak późno!
To jest hard core! Fakt, rodzice często wspominają te czasy, ale jakoś nigdy nie przyszło mi na myśl, że nie było wtedy antyperspirantów, kremów odpowiednich do rodzaju cery, żeli pod prysznic o stu zapachach i odżywek do włosów... brrr :)
Czytając Nasz mały PRL doszłam jednak do wniosku, że moje pokolenie wiele zyskało, ale też... równie wiele straciło, głównie na płaszczyźnie relacji międzyludzkich. Nie wyobrażam sobie wpaść do kogoś bez zapowiedzi, o tym, co dzieje się u znajomych dowiaduję się przez FB, a na ulicach jest coraz mniej osób, którym można powiedzieć "cześć" - wszyscy siedzą przed laptopami i żeby z kimś pogadać, wcale nie muszą wychodzić z domu - sama również do tej kategorii się zaliczam.
Książkę nie przeczytałam, a pochłonęłam, teraz podsunęłam ją mojej mamie - ciekawe, jak ją skomentuje :)