Mendoza jest dla mnie autorem -zagadką. Wcześniej czytałam "Brak wiadomości od Gurba" i przypięłam mu (Mendozie) łatkę żartownisia i kpiarza. Potem przeczytałam recenzję "Lekkiej komedii", która nieco mi ten wizerunek zburzyła, a teraz "Trzy żywoty świętych", które nijak się mają do moich wcześniejszych sądów o autorze.
"Trzy żywoty świętych" to trzy opowiadania, których wcale nie czytało mi się lekko, łatwo i przyjemnie, ale czytałam je z wielkim zainteresowaniem. Jak podkreśla autor, powstały one w różnych okresach jego życia, nie mają zbyt wiele cech wspólnych, można jednak dostrzec między nimi pewien związek. Tyle że ja, jeśli już koniecznie miałabym łączyć je tytułem, to brzmiałby on: "Trzy żywoty absurdalne".
Bohaterem "Wieloryba" jest biskup. Na skutek różnych okoliczności traci on swój majestat i stacza się do półświatka. Potem jednak na nowo przywdziewa dostojne szaty i wraca w stan świętości. Tytułowy bohater "Finału Dubslava" jest postacią w równym stopniu dziwną, co nijaką. Swoje pięć minut dostaje na chwilę przed śmiercią, kiedy to wygłasza w imieniu zmarłej matki przemówienie na rozdaniu nagród Nobla. Przemówienie, które oświetlone blaskiem reflektorów, wygłoszone na scenie, stanowi podsumowanie dość marnego i przypadkowego (dosłownie) życia Dubslava. I wreszcie ostatnie, moje ulubione, opowiadanie "Pomyłka". Ulubione z tej racji, że głównym bohaterem jest pisarz, który z wcześniej był przestępcą i trafił do więzienia. Tam zaczyna poznawać literaturę, dochodzi do wniosku, że nie jest ona niczym więcej, jak tylko formą, i nagle staje się sławny. To, że w ogóle zainteresował się słowem pisanym zawdzięcza swojej nauczycielce, której nigdy nie okazał wdzięczności, a która sama zdaje się być lekko zażenowana faktem, że jej uczeń odniósł niespodziewany sukces.
I tylko tyle - albo aż tyle. Bez wątpienia opowiadania te bardzo pozytywnie zaskoczyły mnie nieco ironicznym tonem, jaki z nich przebija. Po lekturze można bowiem zadać sobie pytanie: po co to wszystko, skoro życie ludzkie tak naprawdę jest śmiechu warte? Bohaterowie Mendozy nie mają w sobie wielkości, która na ogół idzie w parze ze świętością. Są zwykłymi ludźmi, którzy błądzą, działają po omacku. Dla mnie w tej książce świetne jest to, że Mendoza kpiąc i na prawo i lewo szastając czarnym humorem, tak naprawdę skłania do refleksji nad ludzką egzystencją. I w którymś momencie, gdy pojawia się pytanie: "A jacy tam oni, bohaterowie, święci?", pojawia się też moment zawahania: "A może jednak?".
Gorąco polecam, bo lektura to niebanalna, a sama dochodzę do wniosku, że Mendozę warto czytać.
"Trzy żywoty świętych" to trzy opowiadania, których wcale nie czytało mi się lekko, łatwo i przyjemnie, ale czytałam je z wielkim zainteresowaniem. Jak podkreśla autor, powstały one w różnych okresach jego życia, nie mają zbyt wiele cech wspólnych, można jednak dostrzec między nimi pewien związek. Tyle że ja, jeśli już koniecznie miałabym łączyć je tytułem, to brzmiałby on: "Trzy żywoty absurdalne".
Bohaterem "Wieloryba" jest biskup. Na skutek różnych okoliczności traci on swój majestat i stacza się do półświatka. Potem jednak na nowo przywdziewa dostojne szaty i wraca w stan świętości. Tytułowy bohater "Finału Dubslava" jest postacią w równym stopniu dziwną, co nijaką. Swoje pięć minut dostaje na chwilę przed śmiercią, kiedy to wygłasza w imieniu zmarłej matki przemówienie na rozdaniu nagród Nobla. Przemówienie, które oświetlone blaskiem reflektorów, wygłoszone na scenie, stanowi podsumowanie dość marnego i przypadkowego (dosłownie) życia Dubslava. I wreszcie ostatnie, moje ulubione, opowiadanie "Pomyłka". Ulubione z tej racji, że głównym bohaterem jest pisarz, który z wcześniej był przestępcą i trafił do więzienia. Tam zaczyna poznawać literaturę, dochodzi do wniosku, że nie jest ona niczym więcej, jak tylko formą, i nagle staje się sławny. To, że w ogóle zainteresował się słowem pisanym zawdzięcza swojej nauczycielce, której nigdy nie okazał wdzięczności, a która sama zdaje się być lekko zażenowana faktem, że jej uczeń odniósł niespodziewany sukces.
I tylko tyle - albo aż tyle. Bez wątpienia opowiadania te bardzo pozytywnie zaskoczyły mnie nieco ironicznym tonem, jaki z nich przebija. Po lekturze można bowiem zadać sobie pytanie: po co to wszystko, skoro życie ludzkie tak naprawdę jest śmiechu warte? Bohaterowie Mendozy nie mają w sobie wielkości, która na ogół idzie w parze ze świętością. Są zwykłymi ludźmi, którzy błądzą, działają po omacku. Dla mnie w tej książce świetne jest to, że Mendoza kpiąc i na prawo i lewo szastając czarnym humorem, tak naprawdę skłania do refleksji nad ludzką egzystencją. I w którymś momencie, gdy pojawia się pytanie: "A jacy tam oni, bohaterowie, święci?", pojawia się też moment zawahania: "A może jednak?".
Gorąco polecam, bo lektura to niebanalna, a sama dochodzę do wniosku, że Mendozę warto czytać.
E. Mendoza, Trzy żywoty świętych, wyd. Znak Literanova, Kraków 2011, s. 180.
Wszyscy chwalą, więc muszę się w końcu zabrać za książki Mendozy. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńA ja zaczęłam wczoraj czytać, ale właśnie przyszły do mnie "Listy z podróży" Capka i się na nie rzuciłam. Ale Mendoza stoi dzielnie w kolejce :)
OdpowiedzUsuńKasandro - ja też się muszę zabrać, bo przeczytałam dwie, zupełnie różne od siebie, a lubię takich zaskakujących autorów :)
OdpowiedzUsuńMag - Capek? Pierwszy raz słyszę nazwisko :)
Moim ulubionym opowiadaniem z tego tomu jest również "Pomyłka". Rewelacyjna postać nauczycielki. Pozdrawiam i biję się w pierś bo dawno nie zostawiłam u Ciebie żadnego komentarza, a blog bardzo lubię i czytuję :) Jeszcze raz serdeczności :)
OdpowiedzUsuńMendoza, to mój ulubiony autor. uwielbiam jego niebanalny styl.
OdpowiedzUsuńthe_book - a ja się powinnam uderzyć jeszcze mocniej, bo ostatnio na blogi książkowe zaglądam, owszem. Ale z tymi komentarzami też bywa bardzo różnie... :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło :)
Skarletka - Karel Čapek! świetny czeski pisarz :)
OdpowiedzUsuńMarto - u mnie ma ogromnego plusa za samo nazwisko :)
OdpowiedzUsuńA ja od dłuższego czasu polowałam na Mendozę i niedawno na moją półkę wreszcie trafiło "Miasto cudów". Ale teraz sobie czeka, bo tyle mam do czytania...
OdpowiedzUsuńUltramaryno - to ja często tak mam: najpierw coś bardzo chcę, a potem leży i czeka na lepsze czasy :)
OdpowiedzUsuńMam na liście, ale nie wiem kiedy z panem Mendozą się zapoznam, jak na razie zachowuję neutralność i obiecuję sobie, że jak spotkam to wezmę ;)
OdpowiedzUsuńChodzi mi o tego czeskiego pisarza, nie mam tego C z daszkiem :) Karel Capek (Czapek). Polecam.
OdpowiedzUsuńAle mnie kusicie tym Mendozą, ja się juz doczekac nie mogę...
OdpowiedzUsuńHmmm, ja też jeszcze nic Mendozy nie przeczytałam. Podpytam w bibliotece jak tam z nim stoją...
OdpowiedzUsuń