Pierwszy raz zaczynam recenzję książki od zachwytu nad okładką, ale tylko na nią spójrzcie! Jest piękna! Dwie zamaskowane postacie w czerni, a w tle woda, różowa mgła i niebo oraz fragment gondoli. Kicz? Niech będzie, że kicz... ale jaki piękny kicz! A zawartość książki równie interesująca.
Wybitną znawczynią twórczości Mendozy nie jestem, bo przeczytałam dwie książki tego autora i nie zapomnę, jak bardzo uśmiałam się przy pierwszej oraz tego, jak bardzo zaskoczyłam mnie druga. Wyrobiłam sobie bowiem przekonanie, że jest to pisarz "do śmiechu", tymczasem "Trzy żywot świętych" te opinię zburzyły. "Wyspa niesłychana" również raczej "do śmiechu" nie jest, chociaż nieco humorystyczne momenty też się trafiają.
Febregas, poważany i nieco znudzony życiem właściciel firmy w Barcelonie, któregoś dnia, powodowany jakimś bliżej niesprecyzowanym impulsem, porzuca firmę i całe swoje dotychczasowe życie, by przenieść się do Wenecji. Taki też był zamysł autora, o którym opowiada na wstępie: pokazać człowieka wyrzuconego poza swoje środowisko, obcego w danej społeczności.
Febregas błąka się, snuje się po Wenecji niczym mgła nad kanałami, niczym lunatyk. Towarzyszy mu tajemnicza Maria Clara - kobieta, o której prawie nic nie wie, bo ta, zamiast opowiadać mu o sobie, przedstawia dziwne żywoty zapomnianych świętych i oprowadza po dziwnych miejscach, gdzie turyści nie docierają.
Dla mnie jednak główną bohaterką tej książki jest Wenecja: miasto piękne, ale i odrażające zarazem, gdzie ludzie zdolni są do wielkich czynów i na przestrzeni wieków tworzyli wspaniałą sztukę, ale też dopuszczają się obrzydliwych praktyk. Miasto to zdaje się Febregsa hipnotyzować, usypiać, sprawia, że on sam w końcu nie wie, dokąd i po co idzie oraz jak w ogóle się w Wenecji znalazł, a dnie coraz częściej spędza ćwicząc i oglądając bzdurne kasety wideo.
"Wyspa niesłychana" nie jest nową powieścią, w Hiszpanii pierwszy raz wydano ją w 1989 i spotkałam się z opiniami, że to jedna ze słabszych książek Mendozy, z czym absolutnie nie mogę się zgodzić, bo powieść absolutnie "słaba" nie jest. Co prawda, jak pisałam, nie jestem znawczynią, ale z dotychczas przeczytanych powieści, ta podobała mi się najbardziej. Przede wszystkim za klimat: oniryczny, nieco niezdrowy i przygnębiający. Jeśli macie ochotę się w nim zanurzyć - polecam!
E. Mendoza, Wyspa niesłychana, Znak Literanova, 2011, s. 315.
Ochotę mam i to od dawna ;)
OdpowiedzUsuńKiedy tylko książka pojawiła się w księgarniach miałam na nią wielką ochotę, ale jakoś nie trafiła do mojej domowej biblioteczki. Chciałabym to zmienić. :)
OdpowiedzUsuńTaki jest świat - a ja muszę w końcu przeczytać "Lekką komedię" :)
OdpowiedzUsuńTetiisheri - albo możesz poszukać w bibliotece: w mojej już widziałam :)
okładka rzeczywiście piękna :) zaciekawiłaś mnie swoją recenzją, jak uporam się z tym, co zalega mi półki, to sięgnę bardzo chętnie.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńOkładka faktycznie przyciąga wzrok. TO w sumie dzięki niej zajrzałam do twojej recenzji. Uwielbiam podróżować po starych miastach, a ta powieść wydaje się wprost stworzona do błądzenia po zagajnikach wyobraźni. Zdecydowanie coś dla mnie!
OdpowiedzUsuńNiedoczytana - heh, ja też mam zaległe stosy, ale powoli je ogarniam :)
OdpowiedzUsuńDzięki za fajną recenzję Mendozy, wokół którego moje myśli od jakiegoś czasu krążą, zaciekawiła, zawłaszcza wzmianka o Wenecji :) Pewnie skosztuję ;)
OdpowiedzUsuńW wolnej chwili zapraszam do poczytania co nieco u mnie: http://zeszytrozterek.blogspot.com/
Ice_Fire - podziwiam pisarzy, którzy potrafią proste historie ubrać w tak fantastyczne słowa (chociaż tutaj jest też pewni ogromna zasługa tłumacza) i opisać miejsca tak, że czytelnik ma wrażenie, że przemierza je wraz z bohaterami. Tu dokładnie tak jest :)
OdpowiedzUsuńPetroff - obserwuję Cię :)
OdpowiedzUsuńCzytam właśnie z wielką przyjemnością:)Lubie Mendozę i jego sprawne pióro. "Niezwykła podróż Pomponiusza Flatusa" ubawiła mnie chyba najbardziej, a "Wyspa.." urzeka dekadenckim klimatem i Wenecją, oczywiście:)Pozdrawiam serdecznie i życzę bardzo zaczytanego Nowego Roku:)
OdpowiedzUsuńA mnie się nie podobała. Nudnawa była, ciężko mi się czytało.
OdpowiedzUsuńMnie okładka też się bardzo spodobała. Z racji, że jestem zagorzałym graczem gier komputerowych, skojarzyłem ją ze Still Life.
OdpowiedzUsuńCo do treści, wydaje się być ciekawa, ale ostatnio, to tylko wzrasta mi ciekawość. Tylko na początek, potem gorzej z ich doczytaniem :)
Kaprysiu - dziękuję bardzo i wzajemnie :) Ja właśnie znam tylko nowsze książki Mendozy, a żałuję, bo podobno te starsze są prześmieszne :)
OdpowiedzUsuńGrzegorzowa - kwestia gustu :) W "Wyspie" mało jest akcji, ale mnie urzekł właśnie ten dekadencki klimat, o którym pisze Kaprysia, ta niemożność podjęcia przez bohatera jakiegokolwiek czynu - lubię takie nastroje w literaturze :)
Krzysztof - nie mam pojęcia, co to "Still Life" :D U mnie najgorzej jest z zaczęciem, jak już zacznę, to dalej pójdzie :)
Okładka rzeczywiście fascynująca. Książka też zapowiada się bardzo ciekawie. Wcześniej na nią nie zwracałam uwagi,lecz bardzo mnie zaintrygowałaś i chciałabym przeczytać.
OdpowiedzUsuńDla mnie ta okładka jest boska, a Wenecję uwielbiam z całego serca. Przeczytam choćby dla niej. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńLekturę planuję od dnia premiery - na razie z marnym skutkiem, ale przede mną jeszcze wiele okazji do lektury ;)
OdpowiedzUsuńCześć! I już wiem jaką książkę sobie kupię, kiedy skończy się styczeń (mój miesiąc oszczędzania ;)) Dzięki za namiar. Podpisano - "zakochana w Wenecji" :) p.s. czekam niecierpliwie na recenzję książki, którą dostałaś na gwiazdkę "Każdy szczyt ma swój Czubaszek" :)
OdpowiedzUsuń