piątek, 22 października 2010
Recenzja, która stała się autorefleksją (Seks, narkotyki, czekolada - Paul Martin)
O tym, że uzależnić można się od wszystkiego wiadomo nie od dzisiaj. Chociaż autor książki "Seks, narkotyki i czekolada" nieco zburzył tą moją pewność. Przez całe życie wydawało mi się, że jestem uzależniona od czekolady. Bo jak inaczej nazwać sytuację, kiedy przez dwa tygodnie diety nie tęskniłam za pieczywem, owocami czy ziemniakami, a płakałam za czekoladą? Albo jak, jeśli nie uzależnienie nazwać fakt, kiedy bez problemu mogę nie zjeść obiadu, ale tabliczki czekolady sobie nie odmówię? Dodam, że nie chodzi o czekoladę gorzką, tylko o mleczną, najlepiej jeszcze z nadzieniem.
I co się okazało? Że nie jestem nałogowcem, tylko hedonistką, gdyż, o ile dobrze zrozumiałam autora, mleczna czekolada nie ma w sobie żadnego składnika od którego można się uzależnić. A sięgają po nią ludzie, którym po prostu kojarzy się ona z czymś miłym i którzy, jak ja, mają słabą silną wolę. I którzy najwzyczajniej upodobali sobie jej słodki smak. Co innego czekolada gorzka. Od niej owszem, można się uzależnić... ale nie można jej przedawkować. Jej intensywny smak bowiem sprawia, że po kilku kawałkach ma się dość. Święta prawda.
Po lekturze doszłam więc do wniosku, że mojego nałogu, który nałogiem nie jest, nie mogę tak nazywać. Idąc krok dalej, w przypływie samokrytyki stwierdzam, że nie należy mi współczuć, bo nie jestem uzależniona. Nazywając sprawy po imieniu jestem czekoladożarłokiem, a tacy ludzie zasługują na obśmianie. Ot co!
Nooo... a poza tym, jak można wywnioskować w tytułu, książką traktuje jeszcze o seksie i narkotykach, ale te interesowały mnie już nieco mniej, niż rozdziały o czekoladzie (ciekawe dlaczego?), chociaż autor w bardzo ciekawy sposób przedstawia proces rodzenia się nałogów, pisze o największych poszukiwaczach wrażeń z historii oraz o związkach np. między bólem a przyjemnością, czy cienką granicą dzielącą przyjemność od uzależnienia. Mnóstwo przykładów, mnóstwo badań, ciekawy, momentami zabawny język, rzecz w pełni zrozumiała dla nie-naukowca. Polecam, gdyż chociaż to książka popularnonaukowa, czyta się ją znakomicie - szczególnie, jeśli obok leży tabliczka czekolady.
I ostatni rozdział, który po opisie skrajnych form hedonizmu, stwierdza, że lepiej mało a często... świetny! A swoją drogą dodać muszę, że jest to pierwsza książka popularnonaukowa, która skłoniła mnie do autorefleksji - hmmm... :)
PS Po przeczytaniu całości tekstu stwierdzam, że jest to najmniej profesjonalna recenzja, jaką zdarzyło mi się napisać :)
P. Martin, Seks, narkotyki, czekolada, wyd. MUZA, Warszawa 2010, s. 455 (ale tak naprawdę to 376, gdyż reszta to indeks i bibliografia).
Etykiety:
do przemyślenia,
on pisze - europa,
popularnonaukowe,
prywata
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
mnie ta Twoja recenzja zauroczyła na tyle, że aż się odzywam ja, cichy czytelnik i chyba - niestety także - czekoladożarłok:) tylko ja kocham deserową.. a po Twojej emocjonalnej wypowiedzi aż chce się sięgnąć po książkę, więc chyba jednak recenzja jest wystarczająco profesjonalna:)
OdpowiedzUsuńViv - cieszę się, że tak ją odebrałaś :) Rzadko zdarza mi się, aby jeden wątek aż tak mnie zaabsorbował, ale tutaj znalazłam całą niewygodną prawdę o sobie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i dziękuję za odwiedziny :)
PS A dzisiaj jadłam truskawkową z Terravity - pyszności :)))
Poproszę więcej nieprofesjonalnych :)
OdpowiedzUsuńJeju, co oni tam w tej bibliografii zawarli, że aż tyle zajęła? ;o
OdpowiedzUsuńSwoją drogą to bardzo ciekawa teoria z tym (nie)uzależnieniem. Ja co prawda za uzależnieńca się nie uznawałam, ale czekoladę lubię bardzo i nawet w tej chwili mleczną sobie aplikuję :) I mogłabym zjeść całą tabliczkę, gdybym nie dodała trochę wcześniej do deseru. Niemniej, z gorzką faktycznie jest tak, że - choć lubię bardzo - zbyt wiele nie zjem, bo męczy...
W każdym razie książka wydaje się być interesująca i dzięki Tobie może i ja sięgnę :)
ale się słodko zrobiło:) ciekawe od czego uzależniona jestem ja -internet?, zakupy książkowo-muzyczne? kabanosy?; a może obsesyjne unikanie słodyczy też jest swojego rodzaju uzależnieniem - czasem nie mogę nawet na nie patrzeć i o nich .... czytać:) nie mówiac o ich jedzeniu. I nie sprawia mi, to unikanie męki, ja po prostu tak mam - oddałabym Wam wszystkie czekolady, które krążą w moim domu, gdyby nie fakt, że mój Mąż jest od nich uzależniony:)
OdpowiedzUsuńA książka, którą miałam kiedyś w ręku i wydała mi się nudną, po tej (nie - haha) profesjonalnej recenzji, samokrytycznej recenzentki wydaje mi się ineteresująca, a jej odłożenie na półkę błędem:/
Ja bym mogła powiedzieć, że jestem uzależniona od białej czekolady, która czekoladą nawet nie jest :D. Ale ja tego do siebie nie dopuszczam. Autor chyba nie wie, że psychicznie można się uzależnić od dosłownie wszystkiego, z fizycznym uzależnieniem już gorzej... xD. Więc możesz się uzależnić od czekolady, nie słuchaj go! xD.
OdpowiedzUsuńA ja Ci za tę nieprofesjonalną recenzję dziękuję, bo co za ulga dowiedzieć się, że czekoholizm to nie nałóg, a objaw. Objaw hedonizmu oczywiście.
OdpowiedzUsuńUf. Z radości aż poziom cukru mi chyba spadł.
Idę uzupełnić. Czekoladą. Alpen Gold gorzką z nadzieniem malinowym. Mniam.
:)
Jestem czekoladową hedonistką;)
OdpowiedzUsuńTO w takim razie ja też jestem czekoladową hedonistką.
OdpowiedzUsuńUwielbiam, ale to uwielbiam czekoladę z nadzieniem truskawkowym oraz Alpen Gold z wiśniowym. Moją naj naj czekoladą jest także Milka (i toffi i truskawkowa i z bakaliami i łaciata i zwykła i... każda! ; ) A najbardziej tęsknię za limitowaną edycją - Milką arbuzową ze strzelającymi ziarenkami. Na samą myśl cieknie mi ślinka.
Zawsze pisałam, że jestem uzależniona od czekolady, a tu proszę - byłam w błędzie....
Dość? Gorzkiej? W życiu jeszcze nie miałam dość gorzkiej (a najbardziej lubię te ok 75% kakao). To znaczy, że mogę przedawkować...? :D
OdpowiedzUsuńFajna recenzja, a po książkę mam sporą ochotę sięgnąć.
Pozwól, że Cię zacytuje : "PS: Po przeczytaniu całości tekstu stwierdzam, że jest to najmniej profesjonalna recenzja, jaką zdarzyło mi się napisać :)" ... A ja się z tobą nie zgadzam ;P Świetna recenzja, świetnej książki ;D
OdpowiedzUsuńBazylu - podejrzewam, że jeszcze wiele takich powstanie :)
OdpowiedzUsuńFutbolowa - w bibliografii jest... wszystko :)
Moni -zawsze można wrócić :) Ja na ludzi, którzy nie lubią słodkiego, patrzę nieufnie :p
Alinko - ja białą już mniej lubię, chociaż też lubię :) Może to dziwnie zabrzmi, ale mrowieją mi po niej zęby :) I osobiście uważam, że biała czekolada to też czekolada :)
Claudette - ano objaw, mnie to troszkę przybiło, bo gdybym jednak była uzależniona, to zawsze byłoby to jakieś usprawiedliwienie. A tak, to go nie mam :)
Pani La Mome - ja też :)))
Nyx- arbuzowa też mi się marzy - uwielbiam, a teraz praktycznie nie można jej kupić. Poza tym podobnie mam z Kinder Bueno: "normalne" jest do kupienia zawsze, ale "White" już niekoniecznie - a właśnie to "White" lubię najbardziej :)
Ysabell - to zaskoczyłaś mnie :) Wychodzi na to, że są osoby, które mogą przedawkować gorzką czekoladę: ja mam dość po kilku kostkach. Wolę mleczną :)
Meme - bardzo dziękuję :)