Ja, zgodnie z sugestią na okładce, czytałam "Pokój ludziom dobrej woli" jako zbeletryzowane fragmenty biografii autora (a biografię miał ciekawą, oj ciekawą, o czym można się przekonać zaglądając na stronę Tyrmanda).
Pierwsze, niedługie zresztą teksty, odnoszą się do jego przeżyć wojennych, przedstawiają rzeczywistość obozową, życie na morzu, czy pracę w charakterze kelnera. I już w nich autor udowadnia, jak dobrym jest pisarzem: teksty utrzymane są w lekkim, żartobliwym stylu, lecz jednocześnie zawierają w sobie zaskakującą, nieraz gorzką puentę. W tekstach z późniejszą datą Tyrmand zaczyna pisać o absurdach polskiej, powojennej rzeczywistości. I, co ciekawe, wiele z tych obserwacji jest nadal aktualnych, chociaż przecież upłynęło sporo czasu. Zbiór zakończony jest komedią pt. "Polacy czyli Pakamera", o zaskakującym temacie: na nowym osiedlu jeszcze przed sezonem grzewczym siada centralne ogrzewanie...i zaczyna się polka. Każdy kombinuje jak może, każdy rozumuje, jak umie - jest i strasznie, i śmiesznie, i, powtórzę, aktualnie.
Jaki obraz Tyrmanda wyłania się z tych tekstów? Przede wszystkim dostrzegam w nim człowieka o wyostrzonym zmyśle obserwacji, "chorego na Polskę" ironistę i prześmiewcę, który doskonale włada piórem. Na ile moje obserwacje okażą się trafne mam zamiar sprawdzić w "Dzienniku 1954", o którym już naczytałam się wiele dobrego.
A Wam, drodzy Czytelnicy przypominam, że mam jeszcze dwa egzemplarze "Pokoju" do rozdania. Bądźcie więc czujni! :)
PS To chyba nie jest przypadek, że w trakcie lektury słuchałam tej piosenki:
L. Tyrmand, Pokój ludziom dobrej woli, wydawnictwo MG, Warszawa 2010, s. 203.
Jak wygram książkę, to z chęcią poczytam :P
OdpowiedzUsuń