Jodi Picoult uważam za specjalistkę od trudnych, kontrowersyjnych tematów i imponuje mi to, że po pierwsze: nie boi się ich poruszać, a po drugie: całkiem dobrze sobie z nimi radzi. Lubię jej książki też za to, iż mają tę właściwość, że angażują, nie pozostawiają obojętnym i dają do myślenia. Podoba mi się to, że autorka oddaje głos wszystkim bohaterom, każdy ma szansę się wypowiedzieć i przedstawić swoje racje. Podoba mi się też konsekwencja tej autorki, dla mnie to pisarka, której książek nie da się pomylić z żadnymi innymi, a przy ilości wydawanych pozycji to prawdziwy sukces.
O czym jest "Krucha jak lód"?
Willow rodzi się z osteogenesis imperfecta - jej kości łamią się przy najlżejszym upadku, więcej: pękają nawet przy kichnięciu. Dziewczynka ma kochających rodziców i starszą siostrę Amelię. I któregoś dnia tym rodzicom zostaje podsunięta szatańska myśl: czy gdyby wiedzieli, że ich dziecko jest chore, to czy pozwoliliby mu przyjść na świat czy też zdecydowaliby się na aborcję? Nie ukrywajmy: w dużej mierze chodzi o pieniądze. Rodziców Willow nie stać na drogi sprzęt dla córki, nie stać ich na jej rehabilitację, a kiedy dorośnie, nie będą w stanie zapewnić jej godnego życia. Podają więc do sądu lekarza, który opiekował się ciążą. Zarzucają mu, iż odpowiednio wcześnie nie zauważył wad płodu. Sprawę komplikuję fakt, iż lekarzem tym jestem najlepsza przyjaciółka matki dziewczynki, a ojciec przez rozpoczęciem procesu dochodzi do wniosku, iż nie jest w stanie powiedzieć przed sądem, że nie chciał, aby jego ukochana córeczka się urodziła.
Tak w zarysie wygląda główny problem tej powieści, jednak w wątkach pobocznych też wiele się dzieje: młoda pani adwokat szuka swojej biologicznej matki, a starsza siostra Willow okalecza się i choruje na bulimię, co przez długi czas udaje jej się ukryć.
Moja ocena?
Jodi Picoult jest autorką, po której wiadomo, czego się spodziewać i w tej powieści dostałam dokładnie to, czego chciałam. Był proces sądowy, były opisy medyczne, były poplątane relacje międzyludzkie - czyli wszystko to, co u tej autorki lubię i za co ją cenię. Co mi się rzuciło w oczy, to konsekwencja, z jaką prowadzona jest akcja: autorka perfekcyjnie panuje nad opowieścią i jej wątkami, szczegóły, o których wielokrotnie wspomina, na końcu okazują się mieć fundamentalne znaczenie. A takiego zakończenia, jakie zostało zaprezentowane nie spodziewałam się w ogóle... Pokazuje też coś, co być może jest oczywiste, ale tutaj szczególnie widoczne. Świat nie jest czarno - biały, lecz składa się na niego tysiąc ocieni szarości, a wygrana często tak naprawdę może okazać się największą życiową porażką.
Dodać jeszcze muszę, iż uwielbiam okładki książek Picoult, a "Krucha jak lód" ma ją wyjątkowo ładną.
Polecam - bo mnie się bardzo podobało :)
J. Picoult, Krucha jak lód, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2010, s. 613.
***
PS
Matka Willow jest cukiernikiem, w książce zamieszczonych jest kilka przepisów i scen, kiedy piecze. Pada tam zdanie, które zainspirowało mnie do działania. Brzmiało mniej więcej tak, cytuję z pamięci: Pieczenie jest dla mnie jak wykonywanie kolejnych ćwiczeń zen. Oto efekt moich ćwiczeń:
O czym jest "Krucha jak lód"?
Willow rodzi się z osteogenesis imperfecta - jej kości łamią się przy najlżejszym upadku, więcej: pękają nawet przy kichnięciu. Dziewczynka ma kochających rodziców i starszą siostrę Amelię. I któregoś dnia tym rodzicom zostaje podsunięta szatańska myśl: czy gdyby wiedzieli, że ich dziecko jest chore, to czy pozwoliliby mu przyjść na świat czy też zdecydowaliby się na aborcję? Nie ukrywajmy: w dużej mierze chodzi o pieniądze. Rodziców Willow nie stać na drogi sprzęt dla córki, nie stać ich na jej rehabilitację, a kiedy dorośnie, nie będą w stanie zapewnić jej godnego życia. Podają więc do sądu lekarza, który opiekował się ciążą. Zarzucają mu, iż odpowiednio wcześnie nie zauważył wad płodu. Sprawę komplikuję fakt, iż lekarzem tym jestem najlepsza przyjaciółka matki dziewczynki, a ojciec przez rozpoczęciem procesu dochodzi do wniosku, iż nie jest w stanie powiedzieć przed sądem, że nie chciał, aby jego ukochana córeczka się urodziła.
Tak w zarysie wygląda główny problem tej powieści, jednak w wątkach pobocznych też wiele się dzieje: młoda pani adwokat szuka swojej biologicznej matki, a starsza siostra Willow okalecza się i choruje na bulimię, co przez długi czas udaje jej się ukryć.
Moja ocena?
Jodi Picoult jest autorką, po której wiadomo, czego się spodziewać i w tej powieści dostałam dokładnie to, czego chciałam. Był proces sądowy, były opisy medyczne, były poplątane relacje międzyludzkie - czyli wszystko to, co u tej autorki lubię i za co ją cenię. Co mi się rzuciło w oczy, to konsekwencja, z jaką prowadzona jest akcja: autorka perfekcyjnie panuje nad opowieścią i jej wątkami, szczegóły, o których wielokrotnie wspomina, na końcu okazują się mieć fundamentalne znaczenie. A takiego zakończenia, jakie zostało zaprezentowane nie spodziewałam się w ogóle... Pokazuje też coś, co być może jest oczywiste, ale tutaj szczególnie widoczne. Świat nie jest czarno - biały, lecz składa się na niego tysiąc ocieni szarości, a wygrana często tak naprawdę może okazać się największą życiową porażką.
Dodać jeszcze muszę, iż uwielbiam okładki książek Picoult, a "Krucha jak lód" ma ją wyjątkowo ładną.
Polecam - bo mnie się bardzo podobało :)
J. Picoult, Krucha jak lód, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2010, s. 613.
***
PS
Matka Willow jest cukiernikiem, w książce zamieszczonych jest kilka przepisów i scen, kiedy piecze. Pada tam zdanie, które zainspirowało mnie do działania. Brzmiało mniej więcej tak, cytuję z pamięci: Pieczenie jest dla mnie jak wykonywanie kolejnych ćwiczeń zen. Oto efekt moich ćwiczeń:
slyszałam o jej książkach, ale nigdy żadnej nie czytałam. Może jednk warto.... A ciasto hmm pychotkaa, z chęcią bym Ci podebrała kawałek
OdpowiedzUsuńTyle słyszałam o tej autorce, ale jakoś przez długi czas nie rozważałam zabrania się za jej książki. Teraz myślę, że należy się nad tym poważnie zastanowić... Mmm... też chętnie spróbowałabym takich pyszności.
OdpowiedzUsuńTruskawkowe szaleństwo czas zacząć? ;)
OdpowiedzUsuńPod wpływem blogowych zachwytów, sięgnęłam swego czasu po jeden tytuł Picoult ("Świadectwo prawdy") i specjalnie to mnie nie zachwycił. Zaskoczyło mnie tylko, że tak wiele osób poleca jej książki. Może dam jej jeszcze szansę (po jednej książce nie powinno się oceniać autora), ale już bez wielkich oczekiwań, raczej pro forma :)
Ciągle sobie obiecuję, że sięgnę po jakąś książkę Picoult, tyle pozytywnych rzeczy o niej słyszałam, ale jakoś nie mam siły: przerażają mnie te trudne tematy, obecnie po prostu szukam lżejszej lektury. Ale kiedyś przeczytam :)
OdpowiedzUsuńCiasto cudo!
Pozdrawiam.
uuuu, ale smaka swoim ciastem z truskawkami narobiłaś!
OdpowiedzUsuńBardzo lubię książki J.Picoult. Opisuje sytuacje, w których wydaje się, że nigdy się nie znajdziemy, że nas to nie spotka - a jednak są tacy, których spotyka i oni o tym przecież nie wiedzieli, nie śnili w najgorszych koszmarach. "Bez mojej zgody" dla mnie rewelacja. Teraz czytam "Dziewiętnaście minut" - nie mogę się oderwać. I do "Kruchej jak lód" też na pewno sięgnę.
OdpowiedzUsuńO matko!
OdpowiedzUsuńSkarletko, nie lubię Cię!
Zacznę ponownie, gdy przywędrujesz do mnie z tym pysznym ciastem... :).
Co do książki, znowu chyba jestem jedną z nielicznych, którzy nic Picoult nie czytali!
Ściskam!
p/s i gratuluję kolejnej wygranej u Prowincjonalnej nauczycielki, grałaś w tego totka? :)
Uwielbiam J.Picoult za pasję, z jaką piszę swoje książki, jaką konsekwencję wkłada w swoją powieść. Jak barwnie wszystko przedstawia. jest mistrzynią w swoim fachu.
OdpowiedzUsuńSame przyjemności :) Muszę coś przeczytać tej autorki, bo tyle pozytywnych opinii już słyszałam, a Ty jesteś kolejną osobą, która potwierdza, że warto sięgnąć po którąś z jej książek. Pozdrawiam i zapraszam do siebie
OdpowiedzUsuńwww.book-room-yoanny.blogspot.com
Przeczytam na pewno, też lubię Picoult :) Ciasto wygląda super smakowicie - zazdraszczam umiejętności, ja od kuchni stronię.
OdpowiedzUsuńKolmanko - z Łodzi do Bełchatowa nie jest daleko :)
OdpowiedzUsuńUltramaryno - myślę, że warto, książki Picoult świetnie się czyta, a jednocześnie długo pozostają w pamięci.
Maioofko - nie czytałam "Świadectwa prawdy", więc się nie wypowiem :)
Caitri - te ciężkie tematy są podane w taki sposób, że czyta się o nich przyjemnie - i to nie nie nielogiczne :) I dziękuję :)
Matyldo - :)
Beatrix - ja mam taki ambitny plan, żeby przez wakacje przeczytać wszystkie te książki Picoult, których do tej pory nie czytałam. Te, co czytałam, podobały mi się bardzo.
Tucho - z przywędrowaniem może być problem, ale chętnie podam przepis - łatwizna :)
Vampire_Slayer - mogę się tylko pod tą opinią podpisać :)
Yoanno - z zaproszenia już skorzystałam :)
Aerien - to nie umiejętności, tylko te truskawki... mniam :)
Jakaś zacofana chyba jestem, ale nie przeczytałam jeszcze ani jednej książki Picoult. Widziałam za to film "Bez mojej zgody". Rzeczywiście autorka podejmuje ciężkie tematy, ale czy te książki nie są przez to do siebie trochę podobne?
OdpowiedzUsuńmmmm, pycha! Ja dzisiaj upiekłam kruche ciasteczka, ale trochę za słodkie mi wyszły :(
OdpowiedzUsuńChyba złapię za którąś książkę Picoult, bo otaczają mnie zewsząd pozytywne recenzje i/lub okładki książek w witrynach sklepowych i w tramwajach :)
Tematy Picoult wybiera sobie znakomite - ja czytałam tylko "Bez mojej zgody", ale strasznie jestem ciekawa innych jej książek, a zwłaszcza "Krucha jak lód", bo nie tak dawno przeglądnęłam całego bloga o dziecku dotkniętym OI i z przyjemnością poznałabym też różne inne punkty widzenia.
OdpowiedzUsuńJedyne, co mnie powstrzymuje to to, że według mnie książki tej pisarki są dla mnie raczej "na jeden raz", więc skazana jestem na biblioteczne zapasy (a raczej ich brak).
I jeszcze dodam na koniec, że Twój wypiek Skarletko wywołał u mnie ślinotok. Nie wiem, jak się teraz pozbieram ;)
Pozdrawiam :)
Niedawno zakupiłam kilka jej książek i po sesji/obronie/mundialu zabieram się za wszystkie po kolei! :)
OdpowiedzUsuńA truskaweczki zachęcające!
Na tych wakacjach mam zamiar zapoznać się z twórczością pani Jodi (bo jak na razie mam za sobą jedynie "Bez mojej zgody"), ale zamówiłam już "jesień cudów" - zobaczymy. Okładki są śliczne, a historie łapiące za serce...
OdpowiedzUsuńZrobiłaś mi smaka na truskawki:P
OdpowiedzUsuńTusienko - z jednej strony na pewno są, ale to jest tak, jak z kryminałami: zawsze jest zbrodnia a potem śledztwo. A i tak ma się ochotę czytać te opowieści w ciągle nowych wariantach.
OdpowiedzUsuńNyx - ja tak swojego czasu wszędzie widziałam "Dom nad rozlewiskiem". A dla mnie ciasteczka nigdy nie są zbyt słodkie :)
Claudette - możliwe, że czytałyśmy tego samego bloga (nulka.blox.pl), gdyż ja tylko tego znalazłam. U mnie w bibliotece o ksiażki Picoult też trudno, widać nie tylko ja jestem fanką :)
Futbolowa - ja sobie dawkuję, ale też chcę przeczytać wszystkie :)
Saro - wspieram w postanowieniu, sama mam podobne :)
A truskaweczki są już tylko wspomnieniem :)))
Skarletko na ciasteczko to bym się wprosiła, gdybym była blizej:) ale przynajmniej mnie zianspirowałaś (zresztą jak zawsze) tym razem do dwóch rzeczy: przeczytania tej książki oraz innych autorki, plus upieczenia czegoś- choćby miał to byś sernik na zimno z lodówki (upieczenie tu to jednak słowo za duże, ale...) :) pozdrawiam ciepło:)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Picoult, nie wiem dlaczego fabuła opisywanej przez Ciebie książki skojarzyła mi się z Alicją Tysiąc (kiedyś pomyliłam się i powiedziałam Pieniądz:). Ciasto wygląda smakowicie...idę robić swoje z rabarbarem;)
OdpowiedzUsuńO, tak. Okładka jest wspaniała, jak i efekt Twoich ćwiczeń :). Chciałam przeczytać tą książkę, ale w ostatniej chwili coś mnie od niej odrzuciło (może stosik innych dzieł czekających na swoją kolej?).
OdpowiedzUsuńObiecałam dziewczyną z pracy(biblioteki), że przeczytam coś Picoult przez wakacje. Polecały mi "Dziewiętnaście minut". Myślisz, że to dobry wybór, na mój pierwszy raz z tą autorką? Pozdr.
OdpowiedzUsuńKaś - sernik na zimno to moje ulubione ciasto, zaraz po "chatce" - też na zimno :)
OdpowiedzUsuńPani La Mome - nieźle, ale wiadomo o kogo chodzi, a historie faktycznie są trochę podobne. Z rabarbarem jeszcze nie piekłam :)
Alino - dziękuję :) A na książkę po prostu musi przyjść czas - moje niektóre też najpierw długo leżakują na półce, zanim po nie sięgnę. Pozdrawiam :)
The_Book - ja zaczynałam od "Bez mojej zgody", "Dziwiętnście minut" czytałam chyba jako drugą książkę tej autorki - i bynajmniej mnie nie rozczarowała, także możesz śmiało po nią sięgać :)
nie czytałam jeszcze nic Picolt, ale mam w domu dwie jej książki, które babci kupiłam na jakieś okazje i już mi oddała (fajny sposób na zdobywanie książek, kupić babci na jakąś okazję i potem one i tak lądują u mnie, bo babcia taka kochana jest :). Wezmę się za nie w przyszłym roku, bo teraz już kolejność czytania ułożona do grudnia :) :) :)
OdpowiedzUsuńp.s gratuluję wygranej u Prowincjonalnej Nauczycielki. Ty szczęściaro !!!! :)
Przeczytałam kilka książek tej autorki i nie zawiodłam się po raz kolejny. Właśnie skończyłam czytać "Krucha jak lód". Książek p. Picoult nie można pomylić z innymi, mimo że podejmuje w każdej jakiś trudny temat, to każda jest inna, a wszystkie czyta się świetnie. Po skończeniu książki nie można od razu przejść do innej, trzeba dać sobie trochę czasu na przetrawienie. Zakończenie tej najnowszej jest bardzo trudne i zaskakujące.
OdpowiedzUsuńVirginio - czemu ja nie mam takiej babci :)?? A z wygranej bardzo się cieszę, nie czytałam nic
OdpowiedzUsuńMendozy, a spotkałam się z samymi pozytywnymi opiniami. Masz może na komputerze listę swoich lektur na ten rok:)? Chętnie bym tam zajrzała :)
JM - ja sobie dopiero po jakimś czasie zdałam sprawę z powiązania tytułu i zakończenia. A z tym, że każda jest inna, a wszystkie świetne zgadzam się - bynajmniej ja się jeszcze jej książkami nie rozczarowałam :)
Pozdrawiam! :)
Mam w planach "19 minut" i "Bez mojej zgody" J. Picoult, ale "Krucha jak lód" strasznie mnie zainteresowała - świetny tytuł, ładna okładka, obiecujący opis no i Twoja pozytywna recenzja! Wrzucam na listę. ;)
OdpowiedzUsuńWłaśnie skończyłam jej najnowszą książkę "House Rules" i przeszłam do "My Sister's Keeper", tak, czytelnik dokładnie wie czego się spodziewać po tej autorce, nie powiem, to całkiem komfortowe uczucie :)
OdpowiedzUsuńOndine - cieszę się, że udało mi się Cię zainteresować :)
OdpowiedzUsuńbsmietanka - do książek Picoult wraca się jak do starych znajomych - to bardzo miłe :)
Właśnie skończyłam czytać tę książkę ;) I jestem rozczarowana. Nie tyle samą książką bo ta jest genialna co zakończeniem. Po prostu Picault jest bardzo przewidywalna, właściwie od połowy książki dokładnie wiedziałam jak się skończy i to dosłownie. Oczywiście stało się tak dlatego że czytałam wcześniej inną jej książkę (aby nie zdradzać zakończenia nie powiem którą) i koniec jest identyczny. Szkoda, że nie sięgnęła po inne rozwiązanie. Mało tego w książce zbyt wiele razy porusza kwestę "tego miejsca" aby nie było to oczywiste.
OdpowiedzUsuńJa się nie domyśliłam - chociaż fakt, domyślić się można było.
OdpowiedzUsuńZupełnie przypadkiem zabrałam na urlop książką "Krucha jak lód". O autorce nic wcześniej nie słyszałam, zainteresowała mnie okładka(!) Rodzina urlopowała po swojemu a ja nie mogłam się od książki oderwać. Na pewno przeczytam inne jej książki. Tyle teraz ładnie wydanej szmiry w księgarniach, że książka Picoult wydała mi się arcydziełem. Pozdrawiam wszystkich czytających Mada
OdpowiedzUsuńUwielbiam ta autorka. Moja ukochana ksiązka to:
OdpowiedzUsuń1.Czarownice z Sallem Falls
2.Dziesiąty krąg
3.Bez mojej zgody
4.Jesien cudow
5.Świadectwo prawdy
6.W imię miłości
7.Jak z obrazka.
Nie podobala mi sie tylko "Zagubiona przeszłość"
Chciałabym przeczytac jeszcze krucha jak lod i 19 minut
Też jestem ogromną fanką Jodi Picoult, z każdą przeczytaną książką, lubię ją coraz bardziej. :) "Krucha jak lód" rzeczywiście mnie zakoczyła, nie tylko zakończeniem, ale też nowymi wiadomościami o chorobie... :)
OdpowiedzUsuńBardzo bym chciała ja przeczytać, myślę ze kiedyś wpadnie mi w ręce :) moja lista książek do przeczytania nie ma końca i kiedy tylko jestem w Polsce staram kupić się najwięcej książek jak tylko mogę, ale do mojej listy ciągle coś dochodzi i chyba nigdy nie przeczytam wszystkich :)
OdpowiedzUsuńDopiero na końcu zrozumialam dlaczego w tytule jest porównanie do lodu... Bo przecież na początku Charlotte wymienia co może pęknąć, złamać się... A to lód na sadzawce w ogrodzie okazał się być najistotniejszy...
OdpowiedzUsuń