wtorek, 25 września 2018

... ale wieczór taki piękny, że szedłem piechotą (Recenzja książki Mimochodem o chodzeniu Szymona Augustyniaka)

Czekam na takie książki. Książki na tematy nieoczywiste, napisane z polotem, humorem, zawierające ogromną dawkę wiedzy, którą przyswaja się... mimochodem. 
Cudo przeczytałam proszę Państwa, cu-do!





Tak, jest to książka o chodzeniu. Ale uwaga: ze sportem ma niewiele wspólnego. Nie jest to książka dla tych, co na diecie, ani dla tych, którzy pragną dowiedzieć się, ile kalorii można spalić podczas trwającego 30 minut marszu. Jest to książka popularnonaukowa i jednocześnie wyraz fascynacji autora czynnością tak prozaiczną, jak chodzenie.

Jak możemy przeczytać, Szymon Augustyniak przez ostatnie parę lar pokonał pieszo ponad 30 000 kilometrów, codziennie chodząc po mieście, do oddalonej o kilkanaście kilometrów pracy oraz w czasie wakacyjnych wędrówek i weekendowych wycieczek. Na chodzenie przeznacza około trzech godzin dziennie. Strata czasu, skoro właściwie wszędzie można podjechać autem? Otóż nie! W chodzeniu, jak twierdzi, jest coś uzależniającego, hipnotyzującego. Mimo iż patrząc na historię rozwoju człowieka na przestrzeni wieków, chodzenie jest dość nowym wynalazkiem, to jest tak samo naturalne jak oddychanie czy sen.

Tymczasem chodzimy coraz mniej. W książce cały rozdział poświęcono zagadnieniu, jak doszło do tego, że człowiek wyprostował się i stanął na nogi. Tymczasem... wyprostowaliśmy się po to, żeby siedzieć coraz więcej. Cóż za marnotrawstwo... butów!

Dziś maszynowo produkuje się ponad 1000 par obuwia w ciągu 8 godzin. Cóż za paradoks - świat jest pełen butów, a aktywnie w nich chodzących coraz mniej.

W Mimochodem o chodzeniu przeczytamy więc o ewolucji, szewcach, pielgrzymkach, starożytnej Sparcie czy podróżnikach, którzy docierali do najdalszych zakątków świata gnani ciekawością w czasach, kiedy samoloty nie były jeszcze powszechne. I często do tych miejsc docierali na własnych nogach, przemierzając tysiące kilometrów. Ogromnie mi się ta galeria wędrujących obieżyświatów podobała, ale najpiękniejsze czeka na nas w ostatnim rozdziale, w którym autor pisze m.in. o Lwie Tołstoju, Rousseau, Balzaku czy Dickensie.

A pisze rzeczy, których w oficjalnych biografiach raczej się nie ujmuje. Czy wiedzieliście, że Virginia Woolf uwielbiała spacery? Życie składa się z tak niewielu dni, że nie wolno marnować ich w taki sposób. Muszę pozbyć się tego nastroju za pomocą spaceru po wzgórzach - pisała. Dickens dziennie pokonywał ok. 20 kilometrów, a Balzak materiały do swoich książek zbierał krążąc po paryskich ulicach. Ostatnie kilkadziesiąt stron jest więc opisem, jakbyśmy to dziś powiedzieli, codziennej rutyny tych, po których dzieła sięgają coraz to nowe pokolenia.

Szymona Augustyniak pisze nie tylko mądrze i ciekawie, ale też z ogromnym humorem. Zaznaczyłam w tej książce milion cytatów i przeczytałam ją na jednym wdechu. Przy okazji powstała kolejna lista książek, które chciałabym przeczytać, autor bowiem po każdym rozdziale umieszcza bibliografię, a w niej... perełki, po które chce się sięgnąć natychmiast.

Widzę pewną ironię w tym, że Mimochodem o chodzeniu przeczytałam unieruchomiona w domu ze skręconą kostką, ale szczerze Wam tę książkę polecam. Najpierw jednak idźcie na spacer. Warto!

Szymon Augustyniak, Mimochodem o chodzeniu, Editio, 2018, s. 296.

3 komentarze:

  1. To coś dla mnie! Uwielbiam chodzić. Choć odkąd moje dziecko wyrosło z wózka chodzę mniej (a raczej wolniej),nad czym ubolewam. Ale chodzenie kocham, i nie zamienię go na ekstra auto!

    OdpowiedzUsuń