poniedziałek, 26 lipca 2010

Siedem kobiet w różnym wieku (Siedem kobiet - Rebecca Miller)


Wróciłam... i niedługo znów wybywam :) Moją nieobecność przeszłą i przyszłą sponsoruje pewien piotrkowski orzech, pod którym to nie poleżałam sobie tak długo, jakbym chciała, gdyż pogoda leżeniu pod orzechem raczej nie sprzyjała. A że czytać można nie tylko pod orzechem, ale i pod parasolem, także przez najbliższy czas będę miała o czym pisać :)

***

A zacznę od książki, którą przeczytałam najdawniej, czyli w czwartek. "Siedem kobiet" Rebecci Miller to zbiór siedmiu opowiadań, których główną bohaterką (co można wywnioskować z tytułu) jest zawsze kobieta.

I teraz krótka refleksja na temat opowiadań jako gatunku w ogóle. Nie ukrywam: rzadko je czytam, głównie dlatego, że czasem zwyczajnie nie potrafię rozgryźć "co pisarz chciał nam powiedzieć". Tak było np. w przypadku opowiadań Elizabeth Gilbert: niby mi się podobały, ale kończyły się w takim momencie, który dla mnie nie było żadnym zakończeniem i uważałam, że powinien być jakiś ciąg dalszy. Z drugiej jednak strony są opowiadania Jarosława Iwaszkiewicza, które czytałam z wielką przyjemnością i do których mam zamiar wrócić. Z trzeciej zaś strony zdarzają się takie książki jak np. "Insekt", o których sama nie potrafię powiedzieć, czy mi się podobały czy nie...

Po tym wstępie oznajmiam, że:

a) opowiadania z książki "Siedem kobiet" podobały mi się,
b) kończyły się, moim zdaniem, w odpowiednim momencie :),
c) nie wiem, czy kiedyś do nich wrócę, ale na pewno sięgnę po książkę "Prywatne życie Pippy Lee" tejże autorki.

W trakcie lektury nie mogłam się powstrzymać, by nie poszukać jakiegoś klucza do nich, czegoś, co je łączy. Początkowo myślałam, że będzie to zmaganie się z własną seksualnością (o tym jest "Greta" i "Delia"), ale potem przekonałam się, że nie. Bo np. "Louisa" to dla mnie tekst o niespełnieniu, nie tylko seksualnym, ale głównie artystycznym, i przy okazji o zawiedzionych nadziejach. Ostatnie zaś opowiadanie, "Paula" to historia o tym, jak w życiu kobiety w wyniku zbiegów okoliczności, których ona sama nie jest w stanie zrozumieć, w ciągu kilku godzin, życie przeplata się ze śmiercią, wiara z zawodem, a smutek z radością.

Tak, wiem, że piszę ogólnikami, ale to jest kolejny problem, jaki mam z opowiadaniami. Nie chcę ich streszczać, a wyciągnięcie jakiś ogólnych, spójnych wniosków na ich temat jest przedsięwzięciem karkołomnym.

Jakby nie było, uważam, że po książkę Miller warto sięgnąć, gdyż w ciekawy sposób pisze ona o kobietach, które nagle zaczyna coś w życiu uwierać, coś staje się niewygodne lub niepotrzebne i wtedy potrzebna jest ZMIANA. A o ZMIANACH zawsze dobrze się czyta :)

PS A przy okazji opowiadań, których tytuły to kobiece imiona, serdecznie ściskam wszystkie Anny, Anie, Aneczki, Anule i Andzie - w tym tą moją jedną, zagubioną gdzieś we Włoszech :)

***


R. Miller, Siedem kobiet, wyd. MUZA, Warszawa 2010, s. 142.

12 komentarzy:

  1. Nie interesowałam się wcześniej tą książką, ale Twoja recenzja przekonała mnie do niej.:)

    OdpowiedzUsuń
  2. A to cieszę się, bo ja przy niej bardzo miło spędziłam wieczór :)

    OdpowiedzUsuń
  3. ja już czytałam kilka jej recenzji, każdą pozytywną, tak więc pewnie i ja niedługo po nią sięgnę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Edith - bo o tej książce nie można źle napisać: widać, że autorka miała pomysł na każde z siedmiu opowiadań i świetnie te pomysły zrealizowała :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Też jakoś niechętnie sięgam po opowiadania. Ale przecież raz na jakiś czas można się przełamać. Tym bardziej, że zapowiada się ciekawa lektura.

    OdpowiedzUsuń
  6. Mnie właśnie Rebecca Miller nieco rozczarowała w " Prywatnym życiu Pippy Lee", bo pomysł był świetny i wprowadzenie też, ale część mającą pokazać ułomności poszukiwań seksualnych czytało się tylko sił woli nad rozumem ;)
    Możliwe, że w krótkich opowiadaniach autorka się sprawdza, bo talent do podsumowania postaci w jednym zdaniu na pewno ma.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ultramaryno - mnie w stronę opowiadań też nie ciągnie, ale jak sama piszesz: raz na jakiś czas... czemu nie? Te mogę z czystym sumieniem polecić :)

    Pemberley - czyli widocznie nie czytałam Twojej recenzji, gdyż do tej pory spotkałam się z pozytywnymi opiniami. Po opowiadaniach jestem bardzo ciekawa, jakie powieści autorka pisze :)

    OdpowiedzUsuń
  8. A ja lubię opowiadania. Może nie bardziej niż powieści, ale bardzo, bardzo. O tej książce już czytałam na jakimś blogu i mnie zainteresowała ^^.

    OdpowiedzUsuń
  9. Moim zdaniem opowiadania nie muszą być niezrozumiałe, a i w powieści może nie być wiadomo "co pisarz chciał nam powiedzieć", więc to raczej żadna zasada.
    Też nie jestem fanką opowiadań [jako czytelnik], ale zauważyłam, że - jako osoba pisząca - wolę brać się właśnie za krótsze formy :)

    OdpowiedzUsuń
  10. uwielbiam opowiadania... z chęcią pewnego dnia po nie sięgnę, wręcz zachłannie i z nutką niecierpliwości! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. A ja chyba nawet jakiś film widziałam na podstawie tej książki , albo mi się zdaje :)

    OdpowiedzUsuń
  12. od dwóch godzin siedzę przed komputerem i czytam Twojego bloga, wciąga jak dobra książka;) Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń