Na wydawnictwo Kwiaty Orientu, promujące kulturę koreańską w Polsce, trafiłam przypadkiem: w lipcowym numerze "Zwierciadła" znajduje się recenzja książki "Ptak", która została wydana właśnie w Kwiatach. Weszłam na stronę, poszperałam i oprócz "Ptaka" zainteresowało mnie jeszcze kilka książek, w tym "Zaproszenie na kimchi", o którym dziś napiszę.
Czym jest tytułowe kimchi? Mówiąc najprościej: kapustą po koreańsku, którą zajadała się autorka. Jak Lena Świadek się w Korei Południowej znalazła? Uczyła tam angielskiego i przez trzy lata mieszkała w tym egzotycznym dla Polaków kraju. Miała więc dość czasu, by poznać historię, kulturę, a także mentalność Koreańczyków.
"Zaproszenie na kimchi" to zbiór anegdotek i obserwacji autorki. Nie jest to szczegółowy pamiętnik, ani obszerny zapis życia w Korei, nie. Lena Świadek pisze o tym, co wydaje jej się najważniejsze i najbardziej dla Korei charakterystyczne. Utrwala to, co ją zdziwiło i co zapewne zdziwi czytelnika. To zdziwienie na pewno było dwustronne: autorka ma 180 cm i jasne włosy, co wśród Koreańczyków budziło niemało sensację.
Co może Polaka zdziwić w Korei? Np. to, że po tym, jak w jednym z koszy na śmieci podłożono bombę, kosze praktycznie z Seulu zniknęły. Albo fakt, że większość osób z upodobaniem chodzi do łaźni miejskiej, gdzie masażystka w trakcie masażu zdziera skórę z pleców, okłada łokciami, a na koniec można przespać się na podłodze z drewnianym klockiem pod głową - Lena Świadek ledwie to doświadczenie przeżyła. Była też szczerze zdziwiona, że staruszkowie mieli kondycję lepszą od niej...
Bardzo mi się podobał rozdział poświęcony koreańskim kobietom, które w kwestii emancypacji mają jeszcze wiele do zrobienia: nadal ich życiowym celem jest wyjść za mąż i urodzić mężowi dziecko. Za syna dostaje się tu samochód, za dziewczynkę bukiet kwiatów. Inny przykład:
- Muszę wyjść za mąż - powiedziała koreańska malarka z powagą. - Potrzebuję modela, który będzie pozował mi nago.
Te i inne tego typu scenki mówią o Korei więcej, niż opasłe analizy socjologiczne.
Co jeszcze? Krótki zarys najnowszej historii Korei, swoistej filozofii Koreańczyków, przegląd świąt i przede wszystkim historie o ludziach, ludziach i jeszcze raz ludziach... znanych i nieznanych.
Dałam się zaprosić na kimchi i wcale nie żałuję, co więcej: wszystkich zachęcam do odbycia tej krótkiej przygody z Koreą Południową - książka niech będzie przewodnikiem!
Jedyne zastrzeżenia mogę mieć do błędów językowych, jakie wyłowiło moje czytelnicze oko. Nie są one może jakoś specjalnie rażące, ale jednak są...
A poza tym po lekturze tej książki muszę bliżej przyjrzeć się koreańskim bajkom, które wyjaśniają np. skąd na Księżycu wzięły się dwa króliczki przygotowujące ciastka w moździerzu :)
L. Świadek, Zaproszenie na kimchi, wyd. Kwiaty Orientu, Skarżysko - Kamienna 2008, s. 96.
Czym jest tytułowe kimchi? Mówiąc najprościej: kapustą po koreańsku, którą zajadała się autorka. Jak Lena Świadek się w Korei Południowej znalazła? Uczyła tam angielskiego i przez trzy lata mieszkała w tym egzotycznym dla Polaków kraju. Miała więc dość czasu, by poznać historię, kulturę, a także mentalność Koreańczyków.
"Zaproszenie na kimchi" to zbiór anegdotek i obserwacji autorki. Nie jest to szczegółowy pamiętnik, ani obszerny zapis życia w Korei, nie. Lena Świadek pisze o tym, co wydaje jej się najważniejsze i najbardziej dla Korei charakterystyczne. Utrwala to, co ją zdziwiło i co zapewne zdziwi czytelnika. To zdziwienie na pewno było dwustronne: autorka ma 180 cm i jasne włosy, co wśród Koreańczyków budziło niemało sensację.
Co może Polaka zdziwić w Korei? Np. to, że po tym, jak w jednym z koszy na śmieci podłożono bombę, kosze praktycznie z Seulu zniknęły. Albo fakt, że większość osób z upodobaniem chodzi do łaźni miejskiej, gdzie masażystka w trakcie masażu zdziera skórę z pleców, okłada łokciami, a na koniec można przespać się na podłodze z drewnianym klockiem pod głową - Lena Świadek ledwie to doświadczenie przeżyła. Była też szczerze zdziwiona, że staruszkowie mieli kondycję lepszą od niej...
Bardzo mi się podobał rozdział poświęcony koreańskim kobietom, które w kwestii emancypacji mają jeszcze wiele do zrobienia: nadal ich życiowym celem jest wyjść za mąż i urodzić mężowi dziecko. Za syna dostaje się tu samochód, za dziewczynkę bukiet kwiatów. Inny przykład:
- Muszę wyjść za mąż - powiedziała koreańska malarka z powagą. - Potrzebuję modela, który będzie pozował mi nago.
Te i inne tego typu scenki mówią o Korei więcej, niż opasłe analizy socjologiczne.
Co jeszcze? Krótki zarys najnowszej historii Korei, swoistej filozofii Koreańczyków, przegląd świąt i przede wszystkim historie o ludziach, ludziach i jeszcze raz ludziach... znanych i nieznanych.
Dałam się zaprosić na kimchi i wcale nie żałuję, co więcej: wszystkich zachęcam do odbycia tej krótkiej przygody z Koreą Południową - książka niech będzie przewodnikiem!
Jedyne zastrzeżenia mogę mieć do błędów językowych, jakie wyłowiło moje czytelnicze oko. Nie są one może jakoś specjalnie rażące, ale jednak są...
A poza tym po lekturze tej książki muszę bliżej przyjrzeć się koreańskim bajkom, które wyjaśniają np. skąd na Księżycu wzięły się dwa króliczki przygotowujące ciastka w moździerzu :)
L. Świadek, Zaproszenie na kimchi, wyd. Kwiaty Orientu, Skarżysko - Kamienna 2008, s. 96.
Jestem łasuchem, oj jestem, i kto wie, może ta "kapusta koreańska" będzie moim nowym przysmakiem? ;)
OdpowiedzUsuńKimchi jest ostre, strasznie. A może to tylko ja lubię kuchnię delikatniejszą?;) Tak czy inaczej, sama książka "chodzi" za mną od pewnego czasu i któregoś dnia w końcu po nią sięgnę.
OdpowiedzUsuńWydawnictwo Kwiaty orientu polecam bardzo!:)
Moja miłość do literatury azjatyckiej na pewno sprawi, że przyjmę zaproszenie na kimchi. Gdy już przyjrzysz się tym bajkom, podzielisz się tym z nami? Sama jestem ciekawa tych króliczków... ^^.
OdpowiedzUsuńImantro - mnie strasznie zdziwiło, że jeszcze w jakimś kraju, poza Polską, kisi się kapustę - kolejna ciekawostka :)
OdpowiedzUsuńLitero - chyba podobnie jak cała kuchnia koreańska? Autorka wspomina o tym wielokrotnie.
A wydawnictwo ma w swojej ofercie naprawdę ciekawe pozycje - o Korei nie wiem nic, przyznaję, dlatego tym chętniej będę po nie sięgać.
Alino - czyli jesteś kolejną osobą zakochaną w literaturze, o której ja zupełnie nic nie wiem :) Bajki w "Zaproszeniu na kimchi" były dwie: o obu wstydzę się napisać :)
To tym bardziej chcę je poznać ;).
OdpowiedzUsuńkiedyś pamiętam szukałam informacji na temat urody azjatyckiej, którą podobno posiadam (nie pytaj, nie wiem jak to możliwe) i natknęłam się na to wydawnictwo: dzięki, że mi o nim przypomniałaś:)
OdpowiedzUsuńZacznę od tego, że jestem ogromnym miłośnikiem kapusty! Trochę się zawstydzam, kiedy o tym myślę, bo znajomi mają mnie za świra [zdziwienie, że można lubić warzywo, a tu jeszcze kapusta...], ale nic nie poradzę, że uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńDalej... Zainteresowałaś mnie tym wydawnictwem - zaraz zajrzę na ich stronę i pewnie dam się wciągnąć. Interesuje mnie kultura azjatycka i aż radość mnie bierze, że jest jakieś wydawnictwo specjalizujące się w tego typu literaturze. Nie wiem jak zniesie to mój budżet, ale ciii :)
Ze swojej strony polecam z wydawnictwa Kwiaty Orientu: dwie książki Oh Jeong-hui (przy czym od razu powiem - to zapis koreański: Oh jest nazwiskiem, Jeong-hui to imię, można też zapisać bez dywizu: Jeonghui) - i "Ptaka", i "Miłość zeszłej jesieni...". Warto sięgnąć także po "Wampira i inne opowiadania" Kima Young-ha (też zapis koreański: wpierw nazwisko, później imię). Jako polonistkę może zainteresuje Cię "Dzień z życia pisarza Kubo" Paka T’aewǒna (również zapis koreański). Polecam i mam nadzieję, że spodoba Ci się koreańska literatura.
OdpowiedzUsuńNie czytałam "Zaproszenia na kimchi", więc tu nic nie powiem, ale jedno: króliki na księżycu, przyznam szczerze, kojarzą mi się przede wszystkim z Chinami i Japonią (ale Japonia sporo "pożyczyła" od Chińczyków, więc na jedno wychodzi ; )).
Pozdrawiam serdecznie^^
pierwsze słyszę:) Zainteresowałaś mnie swoją recenzją. Ciekawa jestem książki. Koniecznie muszę go poszukać.
OdpowiedzUsuńJeszcze nie czytałam literatury koreańskiej ani nie znałam wydawnictwa 'kwiaty orientu' , a za wschodnimi autorami bardzo przepadam więc dzięki za informację, bo z chęcią po to sięgnę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Saro - proszę bardzo :)
OdpowiedzUsuńFutbolowa - dla mnie Kwiaty Orientu też były odkryciem i ciesze się, że na nie trafiłam :)
Kimch co prawda nie jadłam, ale kapustę z pieczarkami uwielbiam, także doskonale Cię rozumiem :)
Owarinaiyume - bardzo dziękuję za ten komentarz. Nie pomyślałam, ze Oh to nazwisko, szczerze mówiąc nie zastanawiałam się na tym. "Ptaka" mam w domu i za moment biorę się za dokończenie lektury, na "Dzień z życia pisarza Kubo" także zwróciłam już uwagę - mam nadzieję, że uda mi się sięgnąć po tą książkę. Mam nadzieję, że nie nawypisywałam i nie nawypisuję książkach koreańskich jakiś strasznych bzdur, ale na tym polu jestem kompletnym laikiem :)
Kolamnko - polecam, dla mnie to była miła odmiana :)
Saro - ja też literatury koreańskiej zupełnie nie znam, a teraz znam AŻ jedną książkę O Korei :)