Dwa posty w jednym dniu? To rzadkie u mnie, ale czasem jednak się zdarza :)
A piszę, gdyż właśnie skończyłam czytać coś, co można określić jednym przymiotnikiem: urocze.
"Żona piekarza" należy do tych niewielkich i niepozornych książeczek, do których ma się ochotę wracać, które zostają w pamięci i które poleca się znajomym.
Co mnie skusiło, żeby po nią sięgnąć? Po pierwsze rysunek Jeana - Jacquesa Sempe na okładce (to ten od Mikołajka). Po drugie: opis z tyłu książki. Informuje on, że jest to opowieść o tym, jak do niewielkiego miasteczka w górach wprowadził się piekarz wraz ze swoją piękną, młodą małżonkę. Małżonka ta głęboko spojrzała w oczy urodziwemu pasterzowi... i odjechała z nim w siną dal na białym koniu (no dobrze: nie wiem, czy był biały, ale pasuje mi tu ten kolor). Piekarz tymczasem popadł w taki smutek i przygnębienie, że przestał piec chleb... i zrobił się problem. Bo skąd wziąć chleb, skoro do najbliższego miasteczka trzeba pokonać 12 km górzystego terenu?
Marcel Pagnol (którego popularność we Francji podobno można porównać do popularności Rene Goscinny'ego) przedstawia całą galerią uroczych dziwaków, którzy nie odzywają się siebie, bo nie odzywali się ich ojcowie i dziadkowie. Prowadzą absurdalne spory, mają własne uprzedzenia, są lekko zacofani... ale w obliczu wielkiego nieszczęścia jakie ich spotkało (brak chleba) i nieszczęścia piekarza (brak żony), jednoczą się we wspólnym działaniu. Cała osada rozpoczyna akcję przyprowadzenia piekarzowi piekarzowej. I na tej płaszczyźnie jest to historia o pokonywaniu uprzedzeń i stereotypów - po to, aby osiągnąć wspólny cel.
Najbardziej jednak wzruszyła mnie postać piekarza, który nie dopuszcza do siebie myśli, że żona przyprawiła mu rogi. Jest w tej wierze wzruszająco naiwny i śmieszny, ale przy tym też lekko... tragiczny. Dla mnie opowieść ta nosi cechy przypowieści o dobrym pasterzu, który cieszy się z powrotu nawróconej owieczki, chociaż dla obu stron nie jest to powrót łatwy.
To, co mnie w książce urzekło, to sposób, w jaki przedstawione zostało uczucie. "Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest, nie unosi się gniewem" - to dokładnie ten klimat. Jest to rzadkie we współczesnej literaturze, postawa piekarza może śmieszyć, ale mnie przede wszystkim wzruszyła. I mam nadzieję, chociaż w książce to nie pada, że teraz małżonkowie będą żyli długo i szczęśliwie :)
Gorąco polecam! I jednocześnie żałuję, że raczej nie będzie mi dane zobaczyć filmu pod tym samym tytułem, który powstał już w 1936 roku i który należy do klasyki francuskiej komedii.
PS Właśnie się dopatrzyłam, iż książka została wybrana najlepszą książką na lato przez portal granice.pl, z czym ja w zupełności się zgadzam.
M. Pagnol, Żona piekarza, wyd. Esprit, Kraków 2010, s. 236.
A piszę, gdyż właśnie skończyłam czytać coś, co można określić jednym przymiotnikiem: urocze.
"Żona piekarza" należy do tych niewielkich i niepozornych książeczek, do których ma się ochotę wracać, które zostają w pamięci i które poleca się znajomym.
Co mnie skusiło, żeby po nią sięgnąć? Po pierwsze rysunek Jeana - Jacquesa Sempe na okładce (to ten od Mikołajka). Po drugie: opis z tyłu książki. Informuje on, że jest to opowieść o tym, jak do niewielkiego miasteczka w górach wprowadził się piekarz wraz ze swoją piękną, młodą małżonkę. Małżonka ta głęboko spojrzała w oczy urodziwemu pasterzowi... i odjechała z nim w siną dal na białym koniu (no dobrze: nie wiem, czy był biały, ale pasuje mi tu ten kolor). Piekarz tymczasem popadł w taki smutek i przygnębienie, że przestał piec chleb... i zrobił się problem. Bo skąd wziąć chleb, skoro do najbliższego miasteczka trzeba pokonać 12 km górzystego terenu?
Marcel Pagnol (którego popularność we Francji podobno można porównać do popularności Rene Goscinny'ego) przedstawia całą galerią uroczych dziwaków, którzy nie odzywają się siebie, bo nie odzywali się ich ojcowie i dziadkowie. Prowadzą absurdalne spory, mają własne uprzedzenia, są lekko zacofani... ale w obliczu wielkiego nieszczęścia jakie ich spotkało (brak chleba) i nieszczęścia piekarza (brak żony), jednoczą się we wspólnym działaniu. Cała osada rozpoczyna akcję przyprowadzenia piekarzowi piekarzowej. I na tej płaszczyźnie jest to historia o pokonywaniu uprzedzeń i stereotypów - po to, aby osiągnąć wspólny cel.
Najbardziej jednak wzruszyła mnie postać piekarza, który nie dopuszcza do siebie myśli, że żona przyprawiła mu rogi. Jest w tej wierze wzruszająco naiwny i śmieszny, ale przy tym też lekko... tragiczny. Dla mnie opowieść ta nosi cechy przypowieści o dobrym pasterzu, który cieszy się z powrotu nawróconej owieczki, chociaż dla obu stron nie jest to powrót łatwy.
To, co mnie w książce urzekło, to sposób, w jaki przedstawione zostało uczucie. "Miłość cierpliwa jest, łaskawa jest, nie unosi się gniewem" - to dokładnie ten klimat. Jest to rzadkie we współczesnej literaturze, postawa piekarza może śmieszyć, ale mnie przede wszystkim wzruszyła. I mam nadzieję, chociaż w książce to nie pada, że teraz małżonkowie będą żyli długo i szczęśliwie :)
Gorąco polecam! I jednocześnie żałuję, że raczej nie będzie mi dane zobaczyć filmu pod tym samym tytułem, który powstał już w 1936 roku i który należy do klasyki francuskiej komedii.
PS Właśnie się dopatrzyłam, iż książka została wybrana najlepszą książką na lato przez portal granice.pl, z czym ja w zupełności się zgadzam.
M. Pagnol, Żona piekarza, wyd. Esprit, Kraków 2010, s. 236.
Ilustracja mnie zachwyciła! Uwielbiam takie klimaty "małomiasteczkowe", gdzie wszyscy się znają, obgadują, ale i pomagają kiedy trzeba. Tak jak w książkach Jan Karon (czytałaś?). Ksiażkę dopisuję do długiej listy;))
OdpowiedzUsuńuwielbiam takie książki, do których można wrocić w każdym czasie = to oznacza, że dana powieść to były dobrze wydane pieniądze:)
OdpowiedzUsuńMnie też ten opis i ilustracja bardzo zachęcają. I chyba będę musiała przeczytać, bo po Twojej recenzji nabrałam na to ogromnej ochoty.
OdpowiedzUsuńPani La Mome - nie czytałam, ale skoro jest w nich klimat małomiasteczkowy gdzie każdy zna każdego, to piszę się na to! :)
OdpowiedzUsuńSaro - dokładnie :)
Ultramaryno - polecam: świetna lektura nie tylko na upały :P
przeczytałam w dwa dni, a to u mnie rzadko się zdarza:) książka na prawdę mnie wciągnęła, a końcówka totalnie rozłożyła na łopatki. całkowicie zgadzam się z określeniem urocza;)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam