"Kobiety namiętne" to kolejna pozycja porwana z biblioteki po wcześniejszym przeczytaniu recenzji na blogu (tym razem był to blog Nyx). Przyciągnęło mnie nazwisko Simone de Beauvoir, której poświęcony został jeden rozdział książki. Jednak zarówno on, jak i pozostałe, rozczarowały mnie.
Owszem: książkę czyta się całkiem przyjemnie i całkiem szybko, gdyż rzeczywiście wciąga. Owszem: kobiety, o których autorka pisze, są niebanalne, intrygujące, słyszał o nich każdy. Bo jak można nie słyszeć o Elżbiecie I, Elżbiecie Batory, Katarzynie Wielkiej, George Sand, Colette, Macie Hari, Isadorze Duncan, Virginii Woolf, Anais Nin, Josephine Baker, Edith Piaf i kilku innych znanych paniach? Paula Izquierdo postanowiła jednak przedstawić ich sylwetki pod kątem, jak wskazuje tytuł książki, namiętności, romansów i erotycznych ekscesów itp. Tylko teraz tak: w książce nie ma "momentów", a jedynie skatalogowanie kochanków słynnych pań. Brakuje opisów więzi, jakie łączyły opisywane osoby, szczególnie smakowitych anegdot też jest niewiele. Autorka ogranicza się jedynie do podania kilku danych biograficznych, kilku nazwisk i kilku własnych, mało odkrywczych, interpretacji.
Nie jest to książka naukowa, Paula Izquierdo przedstawia bowiem tylko wybrane subiektywnie epizody z biografii kobiet, o których pisze. Kiedy zabierałam się za lekturę, myślałam, że będzie to coś w rodzaju "literackiego pudelka", czyli że mam do czynienia z książką liczącą na to, że przedstawione w niej fakty wywołają rumieniec na twarzy, sensację, że będę ją czytać z niezdrowym zainteresowaniem. Ale tego wszystkiego też nie było, zabrakło namiętności, a opisane kobiety, w moim odczuciu, były raczej smutne, niż namiętne, uwydatnione zostały ich skłonności depresyjne, a nie "zacięcie" uwodzicielskie. I niestety, mimo doboru naprawdę interesujących nazwisk, książka dla była średnio interesująca. Niewątpliwym plusem jest jednak to, że zachęciła mnie, aby w końcu przeczytać odrzucone kiedyś "Klaudyny" Colette i sięgnąć po książki Anais Nin. Poza tym narobiłam sobie ochoty na przeczytanie biografii Isadory Duncan. Więcej plusów nie dostrzegam.
Dlatego moja ocena to trzy i bez żalu oddam tę książkę do biblioteki.
***
Owszem: książkę czyta się całkiem przyjemnie i całkiem szybko, gdyż rzeczywiście wciąga. Owszem: kobiety, o których autorka pisze, są niebanalne, intrygujące, słyszał o nich każdy. Bo jak można nie słyszeć o Elżbiecie I, Elżbiecie Batory, Katarzynie Wielkiej, George Sand, Colette, Macie Hari, Isadorze Duncan, Virginii Woolf, Anais Nin, Josephine Baker, Edith Piaf i kilku innych znanych paniach? Paula Izquierdo postanowiła jednak przedstawić ich sylwetki pod kątem, jak wskazuje tytuł książki, namiętności, romansów i erotycznych ekscesów itp. Tylko teraz tak: w książce nie ma "momentów", a jedynie skatalogowanie kochanków słynnych pań. Brakuje opisów więzi, jakie łączyły opisywane osoby, szczególnie smakowitych anegdot też jest niewiele. Autorka ogranicza się jedynie do podania kilku danych biograficznych, kilku nazwisk i kilku własnych, mało odkrywczych, interpretacji.
Nie jest to książka naukowa, Paula Izquierdo przedstawia bowiem tylko wybrane subiektywnie epizody z biografii kobiet, o których pisze. Kiedy zabierałam się za lekturę, myślałam, że będzie to coś w rodzaju "literackiego pudelka", czyli że mam do czynienia z książką liczącą na to, że przedstawione w niej fakty wywołają rumieniec na twarzy, sensację, że będę ją czytać z niezdrowym zainteresowaniem. Ale tego wszystkiego też nie było, zabrakło namiętności, a opisane kobiety, w moim odczuciu, były raczej smutne, niż namiętne, uwydatnione zostały ich skłonności depresyjne, a nie "zacięcie" uwodzicielskie. I niestety, mimo doboru naprawdę interesujących nazwisk, książka dla była średnio interesująca. Niewątpliwym plusem jest jednak to, że zachęciła mnie, aby w końcu przeczytać odrzucone kiedyś "Klaudyny" Colette i sięgnąć po książki Anais Nin. Poza tym narobiłam sobie ochoty na przeczytanie biografii Isadory Duncan. Więcej plusów nie dostrzegam.
Dlatego moja ocena to trzy i bez żalu oddam tę książkę do biblioteki.
***
Zmieniają temat, pisałam już o tym kilka razy, jedną manie płynnie zamieniłam na drugą. Zamiast czytać, siedzę i dłubię. Nie, nie w nosie :) Dłubię na szydełku, bo dzierganiem tego jeszcze do końca nie można nazwać. Z wielkanocnych jajeczek przerzuciłam się na szydełkowe kolczyki, a w planach majaczy mi się biała, "wydłubana" bluzeczka na lato, którą mam nadzieję za jakiś miesiąc się pochwalić.
P. Izquierdo, Kobiety namiętne, Świat Książki, Warszawa 2009, s. 208.
No to czekamy na tą "wydłubaną" bluzeczkę na lato. Byleby nie miała za dużych oczek... ;)))) ha ha
OdpowiedzUsuńPolecam Ci dzienniki Anais Nin - to i (auto)psychoanaliza, i portret epoki w jednym. Szczególnie "Henry i June". Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńKiedyś chciałam kupić te książkę...skutecznie mi odradziłaś:). A co do szydełkowania, jestem ciekawa kolczyków dzierganych. Ostatnio mam lekkiego bzika na punkcie kolczyków, odkąd odkryłam, że przecież mam uszy:)
OdpowiedzUsuńMatyldo - uważam, że bluzka na lato musi mieć wielkie oczka, żeby była przewiewna :) I właśnie taką dziurawą sobie dłubię :)))
OdpowiedzUsuńBernadetto - brzmi super, już zaczynam szukać tej książki :)
Kolmanko - specjalnie dla Ciebie zaprezentuję kiedyś/niedługo kilka par na blogu :)
Ah byłoby super!:)
OdpowiedzUsuńDoskonale Cę rozumiem, choć ja z szydełka ostatnio "przesiadłam się" na druty, ale one też pożerają mi czas, który kiedyś mogłam przeznaczyć na czytanie... :)
OdpowiedzUsuńKoniecznie pochwal się swoimi dziełami.
Pochwalę się, pewnie. Nie obiecuję, że już w następnym poście, ale na pewno w którymś z kolejnych :)
OdpowiedzUsuńMi się mimo wszystko książka nawet podobała, zostałam zasypana masą informacji. A jak się ostatnio dowiedziałam - czasem przydatnych :)
OdpowiedzUsuńI ja też przyłączam się do oczekiwania na Twoje dzieła :)
Ja właśnie jestem w trakcie czytania i ekhem... nie bardzo. Ale może Twój entuzjazm wobec zakończenia mi pomoże ;).
OdpowiedzUsuń