Czytając "Dzidzię" pierwszy raz miałam nieodparte wrażenie, że... ja już "Dzidzię" czytałam. Bo tak: tematyka wojny i powstania - była, bohaterowie pełni żalu, żyjący na marginesie społeczeństwa - byli, rozrachunek ze wszystkimi możliwymi stereotypami - był, charakterystyczna stylistyka - była.
Zaczynam od tej uwagi, gdyż, cóż, nowa, druga, powieść Sylwii Chutnik niestety, ale mnie rozczarowała. "Dzidzia" w niczym nie różni się od "Kieszonkowego atlasu kobiet", który swojego czasu bardzo mi się podobał. A podobał mi się, bo książka poruszała tematykę wojny i powstania, bohaterowie byli pełni żalu i żyli na marginesie społeczeństwa, a autorka rozprawiała się ze wszystkim możliwymi stereotypami. I uczciwie przyznaję, że w którymś momencie to wynajdywanie podobieństw zaczęło mi nawet sprawiać frajdę. Ale...
Czytanie drugi raz o tym samym, u tej samej autorki, w książce różniącej się tylko okładką (bardzo ładną nawiasem mówiąc) trochę mija się z celem.
"Dzidzia" to książka mówiąca o zemście historii. W czasie wojny Stefa Mutter wydaje Niemcom dwie Polki: matkę i córkę. Kilkadziesiąt lat później jej wnuczka rodzi kalekie dziecko, dziewczynkę, która nosi takie samo imię, jak zamordowana w czasie wojny nastolatka. Ten punkt wyjścia posłużył autorce do napisania kontynuacji swojej pierwszej powieści - niestety - w której nie ma pozytywnych bohaterów, nie ma dobrych ludzi, a Polska jawi się jako zacofana prowincja Europy: i straszna, i śmieszna.
I powiem tak: "Dzidzia" nie jest złą powieścią (chociaż ja mniej więcej w połowie zaczęłam czytać ją nie jak powieść, a satyrę prozą). Jeśli ktoś nie czytał pierwszej książki Chutnik, jest szansa, że ta będzie mu się naprawdę podobać. "Dzidzia" jest po prostu wtórna i zdaję sobie sprawę, że powtarzam to na wszystkie możliwe sposoby, ale po laureatce Paszportu Polityki spodziewałam się więcej. A to, że darzę autorkę sympatią za jej pozaliteracką działalność nie zmienia faktu, że w czasie lektury jednak trochę się nudziłam.
A teraz, dla porównania, chwyciłam za "Fastrygę" Grażyny Jagielskiej, gdyż na okładce wyczytałam co następuje: "Fastryga" to opowieść o trzech pokoleniach kobiet, których losy naznaczone są tajemniczym piętnem. Czy ich życiem kieruje Zło, które zadomowiło się w rodzinie Werskich jeszcze w czasie okupacji? Ciekawe, jak "Fastryga" wypadnie na tle "Dzidzi". Zamierzam sprawdzić :)
Ocena: 3-/6
S. Chutnik, Dzidzia, wyd. Świat Książki, Warszawa 2009, s. 170.
Zaczynam od tej uwagi, gdyż, cóż, nowa, druga, powieść Sylwii Chutnik niestety, ale mnie rozczarowała. "Dzidzia" w niczym nie różni się od "Kieszonkowego atlasu kobiet", który swojego czasu bardzo mi się podobał. A podobał mi się, bo książka poruszała tematykę wojny i powstania, bohaterowie byli pełni żalu i żyli na marginesie społeczeństwa, a autorka rozprawiała się ze wszystkim możliwymi stereotypami. I uczciwie przyznaję, że w którymś momencie to wynajdywanie podobieństw zaczęło mi nawet sprawiać frajdę. Ale...
Czytanie drugi raz o tym samym, u tej samej autorki, w książce różniącej się tylko okładką (bardzo ładną nawiasem mówiąc) trochę mija się z celem.
"Dzidzia" to książka mówiąca o zemście historii. W czasie wojny Stefa Mutter wydaje Niemcom dwie Polki: matkę i córkę. Kilkadziesiąt lat później jej wnuczka rodzi kalekie dziecko, dziewczynkę, która nosi takie samo imię, jak zamordowana w czasie wojny nastolatka. Ten punkt wyjścia posłużył autorce do napisania kontynuacji swojej pierwszej powieści - niestety - w której nie ma pozytywnych bohaterów, nie ma dobrych ludzi, a Polska jawi się jako zacofana prowincja Europy: i straszna, i śmieszna.
I powiem tak: "Dzidzia" nie jest złą powieścią (chociaż ja mniej więcej w połowie zaczęłam czytać ją nie jak powieść, a satyrę prozą). Jeśli ktoś nie czytał pierwszej książki Chutnik, jest szansa, że ta będzie mu się naprawdę podobać. "Dzidzia" jest po prostu wtórna i zdaję sobie sprawę, że powtarzam to na wszystkie możliwe sposoby, ale po laureatce Paszportu Polityki spodziewałam się więcej. A to, że darzę autorkę sympatią za jej pozaliteracką działalność nie zmienia faktu, że w czasie lektury jednak trochę się nudziłam.
A teraz, dla porównania, chwyciłam za "Fastrygę" Grażyny Jagielskiej, gdyż na okładce wyczytałam co następuje: "Fastryga" to opowieść o trzech pokoleniach kobiet, których losy naznaczone są tajemniczym piętnem. Czy ich życiem kieruje Zło, które zadomowiło się w rodzinie Werskich jeszcze w czasie okupacji? Ciekawe, jak "Fastryga" wypadnie na tle "Dzidzi". Zamierzam sprawdzić :)
Ocena: 3-/6
S. Chutnik, Dzidzia, wyd. Świat Książki, Warszawa 2009, s. 170.
To ja wole jej nie czytać, bo tylko się zdenerwuje. A po co mi to ?
OdpowiedzUsuńZa to "Fatryga" brzmi niezwykle interesująco, ostatnio widzę u siebie dużą chęć do czytania książek o tej tematyce. Czekam więc na recenzje :)Miłego po południa życzę i pozdrawiam serdecznie :-).
"Fastryga" znaczy się. Widać właśnie, jak "Zupa z granatów" podziałała na mój apetyt, że już nawet literki zjadam :-)
OdpowiedzUsuńMiss Jacobs, ja u siebie zaobserwowałam to samo. Ostatnio wystarczy napis na okładce "saga rodzinna", albo "opisuje losy rodziny/pokolenia" i ja już mam ochotę po książkę sięgnąć. Nie wiem, czym to tłumaczyć:)
OdpowiedzUsuńhm... już drugą taką opinie czytam na temat "Dzidzi" więc się zastanawiam czy sobie jej jednak nie odpuścić. Ale "fastryga" to coś mnie kusi, już właśnie po Twoim cytacie:) pozdrawiam i czekam na recenzyjkę :)
OdpowiedzUsuńO, skoro tak, to polecam Ci Skarletko "Dom Augusty" Majgull Axelsson, także o 3 pokoleniach kobiet, naznaczonych piętnem samotności :) Świetna, przejmująca rzecz.
OdpowiedzUsuńCo do "Dzidzi", to straszliwą mam ochotę jednak sprawdzić osobiście, bo opinie skrajnie różne czytam. "Atlas" mnie również urzekł.
Pozdrawiam serdecznie :))
Chciałam napisać, że teraz jest naprawdę bardzo ciężko o oryginalność jeśli chodzi o fabułę, ale skoro ten problem dotyczy nie zupełnie różnych autorów, ale jednego i tego samego, to zwracam honor. Jaki jest sens w pisaniu rzeczy naprawdę podobnych?
OdpowiedzUsuńChociaż tematyka mnie pociąga, nie powiem...
Kaś - recenzje być może w sobotę, o ile nie pochłonie mnie robienie na szydełku:P
OdpowiedzUsuńAerien - sprawdź. Może jeśli nie będziesz się podziewała "cudów" (bo ja się jednak trochę spodziewałam), to książka spodoba Ci się bardziej niż mi:)
Nyx - napiszę to samo, co wyżej: sprawdź, wyrobisz sobie opinię:)
Potęguje się tylko moje uprzedzenie do polskich pisarek :-(
OdpowiedzUsuń"Kieszonkowy atlas kobiet" był świetny. A z tego co czytam, to potwierdza się utarty schemat, że każda druga powieść jest cieniem pierwszej, tej która odniosła sukces. Coś w tym jest, bo o "Dzidzi" nikt nie pisze w samych superlatywach. Oznacza to chyba, że Chutnik wpadła w pułapkę "drugiej powieści". Ja nie czytałam "Dzidzi", jeśli trafi w moje ręce, to chętnie przeczytam. Oby zatem Chutnik w trzeciej książce wróciła na głębokie wody! ;)
OdpowiedzUsuńwięc jednak sobie chyba odpuszczę, bo na czytanie tego samego pod innym tytułem szkoda mi czasu. Dziękuję za Twoją recenzje ... jeszcze tylko na nią czekałam, żeby podjąć decyzję :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam z łóżka pisząc te słowa znacznie dłużej niż zwykle ... dlatego też przepraszam, że wysłałam Ci tylko połowę maila :)Nadrobię zaległości jak odzyskam siły.
Miłego weekendu Scarletko!!!
Nie czytałam "Kieszonkowego atlasu kobiet", natomiast "Dzidzię" chyba sobie sprezentuje, bo nie czytałam jeszcze lektury o takiej tematyce. Jestem ciekawa Twojej recenzji "Fastrygi". Miałam do niej ze 2 podejścia i:
OdpowiedzUsuńa) albo czytałam ją będąc w kiepskim nastroju
b)coś się działo i nie skupiłam się na treści
c)nie spodobała mi się
Dokładnie już nie pamiętam, przypomni mi się pewnie jak przeczytam Twoją opinię:)
Balianno - a ja ostatnimi czasy mam coraz lepsze zdanie w o polskiej literaturze, trafiam na dobre książki.
OdpowiedzUsuńDobra uwaga Matyldo. "Syndrom drugiej książki". Pozostaje czekać na trzecią - oby lepszą :)
Virginio - to ja czekam na tę drugą połowę :)
Kolmanko - na początku "Fastryga" też podobała mi się tak sobie, nie bardzo umiałam powiązać sobie wątki, lektura wymagała skupienia, a ja ostatnio błądzę myślami... Teraz jednak jestem autentycznie zachwycona, powinnam skończyć czytać dziś w nocy, więc jutro pojawi się recenzja :)
Widziałam tą książkę w Empiku, i prawie bym ją wzięła, ale na szczęście cos mnie tknęło, żeby się powstrzymać i tu wchdoze i czytam Twoją recenzję... cieszę sie, że jednak jej nie kupiłam
OdpowiedzUsuń