Tytuł: W jednej osobie
Autor: John Irving
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka (dziękuję!)
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 515
Wiem, że wiele osób zachwyca się Irvingiem - ja do znawców jego twórczości (jeszcze!) nie należę, ale po dwóch przeczytanych książkach nabieram przeświadczenia, że warto!
Ostania noc w Twisted River, którą czytałam dwa lata temu, podobała mi się bardzo i od tej pory wypatrywałam kolejnej powieści Irvinga. I w końcu jest!
Nie powiem, lektura zajęła mi sporo czasu, nie tylko dlatego, że książka liczy sobie 515 stron. W tę powieść trzeba się po prostu wgryźć, przyzwyczaić do mnogości bohaterów, zapamiętać, kto jest kim, poukładać sobie w głowie wydarzenia chronologiczne, autor bowiem dość swobodnie miesza wydarzenia z życia głównego bohatera i narratora w jednej osobie, Billy'ego Abbotta.
Czytelnik ma okazję towarzyszyć mu przez siedemdziesiąt lat, chociaż najdokładniej opisana została młodość bohatera, kiedy to kształtowała się jego osobowość i miały miejsca wydarzenia, które naznaczyły go na resztę życia. Billy szybko odkrywa swoją inność, zauważa, że fascynują go zarówno mężczyźni, jak i kobiety. Na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych, w małym miasteczku, jest to odkrycie o tyle kłopotliwe, że o ludziach pokroju Billy'ego nie mówi się głośno - co nie oznacza, że samo zjawisko nie istnieje.
Billy nie ma łatwego życia. Z jednej strony nie ma co liczyć na wsparcie matki, która skrępowana gorsetem drobnomieszczańskich konwenansów, nie dopuszcza do siebie prawdy o orientacji syna. Wiele zamieszania wprowadza ojczym i dziadek. Ten pierwszy reżyseruje spektakle kostiumowe, gdzie płeć odgrywanych postaci bywa ambiwalentna, zaś dziadek z upodobaniem gra kobiece role, wkładając przy tym kobiece ciuszki.
Z drugiej strony Billy jest rozdarty między pociągiem do panny Frost, dużo starszej od niego bibliotekarki, a Kittredgem, "samcem alfa". Dzięki pannie Frost młodzieniec poznaje wiele ważnych książek. To niepozorna bibliotekarka i lektury wskażą mu, że należy walczyć o siebie, chociażby nie podobało się to ludziom takim jak Kittredge. I nie ukrywam, iż jest to jeden z moich ulubionych wątków, bowiem, a co!, wierzę, że literatura może dostarczać nie tylko przyjemności, lecz także kształtować charaktery i postawy.
Billy Abbott szybko odkrywa także, że samo czytanie książek to za mało. On chce je tworzyć. Niespodziewanie sam dla siebie staje się inspiracją i obiektem godnym opisania. Dzięki temu czytelnik ma szansę obserwować kształtowanie się Abbotta jako autora właśnie, lecz także obserwować rozwój środowiska gejowsko - lesbijskiego, dopiero raczkującego.
Tak, jak to zostało zapowiedziane na okładce, Irving stawia pytania o to, czym jest normalność i czy warto za wszelką ceną do niej dążyć. Penetruje te zakątki ludzkiej duszy, w które nie każdy ma odwagę dotrzeć. I przede wszystkim kreśli cudowny portret człowieka dojrzewającego, poszukującego, stawiającego pytania.
Trzynasta powieść Irvinga zachwyca: świetnymi bohaterami, świetną fabułą, świetnym pomysłem. I mimo iż do najłatwiejszych nie należy, warto poświęcić jej czas i wysiłek: satysfakcja (ogromna!) z lektury gwarantowana!
Bardzo interesująca fabuła, a Twoja recenzja działa na wyobraźnię. Irving to autor, do którego mam mieszane uczucia, ale nie poddaję się w poszukiwaniach jego "idealnej powieści" :)
OdpowiedzUsuńA jaka do tej pory podobała Ci się najbardziej? Ja niestety nie mam za dużego porównania :(
UsuńPo prostu mistrz i jego dzieło :)
OdpowiedzUsuńA ja nie podołałam. Nie znałam wcześniej Irvinga i mimo kilku podejść nie dałam rady zmierzyć się z tą książką. Twoja recenzja brzmi bardzo obiecująco i cieszę się, że są osoby, do których powieść Irvinga trafiła, podczas gdy ja dalej pozostaję wielkim ignorantem ;)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie czytałam nic tego autora, chociaż mam jego książki na swojej liście do przeczytania. Tę książkę przedstawiłaś bardzo ciekawie, kiedyś po nią sięgnę:)
OdpowiedzUsuńA ja jakiś czas temu czytałam kilka książek tego autora i właśnie przymierzam się do tego tytułu. Trzeba przyznać, że Irving to niesamowity pisarz :)
OdpowiedzUsuńNie miałem jeszcze okazji nic przeczytać tego autora. Słyszałem tylko,że ciężko się go czyta. Twoja recenzja jednak wręcz zachęca, żeby się z nim zmierzyć. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńJa po "Bogu urojonym" będę szukała czegoś lekkiego ;p ale po kilku lekkich ksiązkach sięgnę po tą pozycję ;)
OdpowiedzUsuńDobra książka. Ale ja jednak wolę "starego" Irvinga- "Regulamin tłoczni win", "Małżeństwo wagi piórkowej", "Modlitwa za Owena". Te książki miały w sobie coś takiego, że po prostu nie można się było od nich oderwać. Od "czwartej ręki" jakoś Pan autor się zmienił. To już nie to samo;)
OdpowiedzUsuńPrzymierzam się do tej książki już jakiś czas ale ciągle coś staje na "drodze". Recenzja zachęcająca więc może w końcu uda mi się ją przeczytać.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Irvinga, ostatnio czytałam "Zanim Cię znajdę", a teraz na półce czeka "W jednej osobie", na Irvingu się jeszcze nigdy nie zawiodłam!
OdpowiedzUsuńTwoja recenzja jest bardzo obiecująca, więc może odłożę na chwilkę moją kochaną fantastykę, którą czytam w nadmiarze. Z tego co wynika z twojej recenzji, z wielką chęcią bym przeczytała tę pozycję, ponieważ uwielbiam książki, nad którymi trzeba się przez chwilkę zastanowić i poukładać sobie w głowie pewne rzeczy. Sądzę również że po tej książce można zmienić światopogląd, ale tego dowiem się kiedy już będę miał te lekturę za sobą. Świetne recenzja, po przeczytaniu od razu postanowiłam przeczytać książkę, może mogłabyś rzucić okiem również na mój blog ? Dopiero zaczynam i przydałyby mi się sugestie oraz twoja opinia na temat bloga. http://zaczytaniswiatem.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńNice blog :)
OdpowiedzUsuńW sam raz na szare wieczory, zabieram się za nią dzisiaj :)
OdpowiedzUsuńCzytam kolejno wszystkie książki Irvinga:) Nie wszystkie jednak podbiły moje serce. Najsłabsze dla mnie były "Czwarta ręka" i "Syn cyrku". Za rewelacyjną uważam powieść "Regulamin tłoczni win", a także "Ostatnią noc w Twisted River" i "Modlitwę za Owena".
OdpowiedzUsuńNajnowszą powieść "W jednej osobie" też muszę przeczytać:)