Autor: Marcus Sakey
Tytuł: Dwukrotna śmierć Daniela Hayesa
Wydawnictwo: Rebis (dziękuję!)
Rok wydania: 2012
Liczba stron. 410
Za filmami akcji nie przepadam. Nie fascynują mnie pościgi, ucieczki, strzelaniny. Jednak to, co na ekranie wypada kiepsko, w literaturze okazuje się... no własnie: czym? Czytając Dwukrotną śmierć Daniela Hayesa mniej więcej do połowy lektury myślałam, że wychwalę tę książkę pod niebiosa. Jednak w połowie nastąpiło coś takiego, że mój zachwyt gdzieś wyparował.
A zaczyna się tak: młody mężczyzna budzi się na plaży nagi i zziębnięty... i zupełnie nie pamięta, kim jest. Nie rozpoznaje swoich ubrań, nie ma pojęcia, co w jego samochodzie robi broń. Kiedy przegląda się w lustrze, własna twarz, którą przecież każdy zna najlepiej, wydaje mu się zupełnie obca. Nazwisko "Daniel Hayes", które należy do niego, nic mu nie mówi. Ożywia się natomiast oglądając serial Słodkie dziewczyny, zaś jedna z grających aktorek wydaje mu się dziwnie znajoma. I to przeczucie, że skądś zna Emily Sweet jest jedyną rzeczą, jaka naprowadza go na trop swojego wcześniejszego życia. Kiedy jednak przeszukuje internet dowiaduje się, że odtwórczyni postaci Emily, Laney Thayer, nie żyje. Że prawdopodobnie została zamordowana. Jako pierwszego podejrzanego Daniel typuje siebie... chociaż potem zaczyna mieć coraz więcej wątpliwości.
Książka Marcusa Sakeya należy do tych powieści, w których ciągle coś się dzieje. Część wydarzeń ma miejsce w świecie realnym, jednak dużo miejsca zajmują też myśli Daniela. A ten ma w głowie prawdziwy chaos!
Nie ukrywam, że Dwukrotna śmierć... tak porządnie wciągnęła mnie dwa razy: na samym początku oraz pod koniec. Ostatnie pięćdziesiąt stron zaś nie przeczytałam, a pochłonęłam. Chociaż...
Uważam, że w środkowych rozdziałach autor sam sobie strzelił w kolano. Bo jeśli zaczyna się świetnie, plącze wątki, stawia pytania, ma się ambicje napisać coś więcej, niż tylko powieść sensacyjną... to w połowie nie robi się czytelnikowi takiego numeru! Marcus Sakey, w moim odczuciu, trochę za bardzo wczuł się w to, że jedna z jego bohaterek gra w serialu... i sam zastosował motyw rodem wzięty z jakiegoś głupiego tasiemca. I od tego momentu, niestety, powieść nie jest już taka super.
Dwukrotna śmierć Daniela Hayesa jest powieścią wartą przeczytania, co do tego nie mam wątpliwości. Świetny język, wartka akcja, świetne wstawki w formie scenariusza, które nadają dynamizmu i wprowadzają nowa perspektywę. Zakończenie jest zgrabne, wszystko do siebie pasuje, ja jednak wyobrażałam je sobie trochę inaczej. Z jednej strony czytelnik otrzymuje odpowiedź na wszystkie pytania, jakie zdążył sobie zadać, z drugiej zaś... to zakończenie mogło być lepsze, nie tak ckliwie i "serialowe".
Wiem, że jest to moja skrajnie subiektywna ocena, ale dla mnie pierwsze rozdziały tej książki mają siłę dynamitu... który stopniowo staje się kolorowymi fajerwerkami. Niby wszystko jest okej, niby przyjemnie się patrzy... ale niedosyt pozostaje.
ha! i powtórzę - ha!
OdpowiedzUsuńDokładnie to samo napisałam o tej książce (w sensie, że odczucia, a nie że nie daj boże Ci zarzucam plagiat!).
Tanizna z tym zabiegiem o którym piszesz - zauważyłaś, że sporo faktów z poprzednich stron po prostu nie grało?
Ja się w sumie rozczarowałam tą książką... a myślałam, że będzie to naprawdę COŚ.
Czekaj Ania, czekaj, doczytam :)
Usuń"Książka jest mocno przyzwoita mniej więcej do połowy.", "Niestety, w pewnym momencie autor przedobrzył, wprowadzając zwrot w fabule - tak naiwny i tak tani chwyt, że oburzyłam się szczerze." - Ania, serio, nie czytałam Twojej recenzji przed! Jednak dwie podobne opinie mogą świadczyć o tym, że ten zwrot akcji jest naprawdę grubymi nićmi szyty... Ale nie zauważyłam, żeby jakieś watki się nie zgadzały :>
Usuńcytowanam
UsuńA tak serio - podpisuję się pod tym, co piszesz i już!
Podpowiedź z wątkami - te dotyczące Belindy (włamanie do domu, przemyślenia, śledzenie Daniela). Zagranie a la A. Christie ale w tak słabym wykonaniu. Szkoda, powtórzę, bo zapowiadało się ciekawie.
Ciekawa fabuła książki oraz oryginalny pomysł zachęciły mnie do przeczytania. Czytałam już dawniej jedną opinię o tej powieści, ale nie była tak pochlebiająca jak Twoja. Autorka recenzji uznała ją za 100% chłam. Ale jak widzę, Ty stwierdziłaś, że tylko środek treści nie jest najlepszy. Mimo wszystko postaram się znaleźć i przeczytać
OdpowiedzUsuńSkuszę się mimo wszystko:)
OdpowiedzUsuńZawsze warto sprawdzić, czy dana książka nam odpowiada, czy nie, także zachęcam do lektury :)
OdpowiedzUsuńidentycznie miałam z książką "Zaproszenie na morderstwo", którą dziś opisałam:) też myślałam, że będę ją pod niebiosa wychwalała, ale w trakcie lektury mój zapał gasł...by na końcu się tylko tlić:)
OdpowiedzUsuńYch, przeszłam przez ten sam proces :(
UsuńZobaczymy, może kiedyś przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńciekawa recenzja. Twierdzisz że są momenty gdy ksiązka cię pochłoneła? może mnie też pochłonie
OdpowiedzUsuńU mnie nadal ta ksiazka lezy na polce i czeka na przeczytanie... w koncu musze sam sie przekonac jaka faktycznie jest, bo czytalem juz skrajne opinie ;)
OdpowiedzUsuńPrzy okazji zapraszam do siebie na http://aleksiazka.blogspot.com
Pozdrawiam!