Sześć Cztery. Intrygujący tytuł, książka nazywana japońskim Millenium, fenomen wydawniczy w Stanach i Wielkiej Brytanii. Wojciech Chmielarz zaś nazwał tę powieść policyjną Grą o tron.
No przecież, że musiałam to powieść przeczytać!
I czytałam ją grubo ponad tydzień, po godzinie - dwie dziennie. Niby nie ma się co dziwić: 750 stron. Z drugiej strony: jak na mnie, czytałam długo.
A zaczęło się świetnie (chociaż w kontekście tego, co za chwilę napiszę, słowo "świetnie" może wydawać się nie na miejscu). Yoshinobu Mikami i jego żona Minako w kostnicy identyfikują zwłoki. Czy ciało przykryte białym prześcieradłem to ich córka Ayumi, która zniknęła kilka miesięcy wcześniej?
Po tej pierwszej scenie moje oczekiwania wobec powieści Hideo Yokoyamy wzrosły. Spodziewałam się, że zrozpaczony ojciec będzie szukał dziecka. Spodziewałam się tropienia, pościgów i zawrotnej akcji. Spodziewałam się, że tytułowa sprawa, którą nazwano właśnie "sześć cztery" i która dotyczyła porwania dziewczynki czternaście lat wcześniej w jakiś sposób połączy się z wątkiem współczesnym.
A tymczasem... nie. Nie spełniło się żadne z moich oczekiwań. I może przeszłabym nad tym do porządku dziennego, gdybym w zamian otrzymała coś innego. Coś, co wciąga.
Tymczasem już wyjaśniam, o czym tak naprawdę jest Sześć Cztery. Otóż główny bohater, Mikami, owszem, pracuje na policji, ale jako szef biura prasowego. I nie przesadzam, ale trzy czwarte książki traktuje o relacjach owego biura z dziennikarzami. Relacje te zaś dla polskiego czytelnika będą raczej trudne do zrozumienia. Okazuje się bowiem, że to prasa dyktuje warunki i to ona określa, jakie informacje chce uzyskać i opublikować, nie zaś biuro prasowe. Coś takiego jak dobro śledztwa owszem, pojawia, się, ale niejako przy okazji. Okazuje się również, że biuro prasowe często na skutek wewnętrznych intryg jest od informacji o prowadzonych śledztwach odcięte i Mikami podejmuje szereg, z mojego punktu widzenia, absurdalnych i dziwnych działań, aby czegokolwiek się dowiedzieć.
Co ze śledztwem, na które tak liczyłam? Owszem, jest. Toczy się gdzieś leniwie w tle, by wybić się na ostatnich kilkudziesięciu stronach. Było mi go jednak zdecydowanie za mało.
Przyznam, że na wiele rzeczy w tej książce nie byłam przygotowana, ale wynika to bardziej z mojej nieznajomości kultury japońskiej niż jest wadą Sześć Cztery. Za każdym razem, gdy szef wyzywał swojego pracownika, a ten nic z tym nie robił, szeroko otwierałam oczy (przecież to się nazywa mobbing i z tym się walczy!). Trudno mi przyjąć, że rodzice, których dziecko zniknęło, dochodzą do wniosku, że może gdzie indziej/z kimś innym będzie mu lepiej. I trochę zaskoczyła mnie niepisana zasada, że funkcjonariuszki po wyjściu za mąż rezygnują z pracy. A te, która pracują, mają niewiele do powiedzenia.
Zupełne szczerze przyznaję, że trudno mi ocenić tę książkę. Owszem, fabuła mnie rozczarowała. Uważam też, że książka wiele by zyskała, gdyby po prostu była krótsza. Mocno znużyły mnie dywagacje typu co, kto, z kim, dlaczego, gdzie, po co, jak i co z tego wynika - wielokrotnie miałam ochotę szturchnąć Mikamiego i wrzasnąć mu do ucha: do rzeczy, kolego!
Z drugiej strony... zabierając się za lekturę, nie należy się nastawiać, że Sześć Cztery to klasyczny kryminał. To raczej powieść obyczajowo - psychologiczna z elementami kryminału. I muszę przyznać, że czegoś takiego jeszcze nie czytałam: ani w wydaniu japońskim, ani żadnym innym.
Sześć Cztery osobiście uważam za czytelniczą ciekawostkę, coś, co warto poznać, bo jest po prostu inne. Do gustu przypadło mi średnio, chociaż swoich fanów na pewno ta powieść znajdzie.
Sześć Cztery, Hideo Yokoyama, Wydawnictwo Literackie, s. 749, 2018.
Książka mnie ciekawi, bo mamy tutaj kulturę japońską o której lubię czytać. Ale trochę zniechęca mnie ta liczba stron.
OdpowiedzUsuńNo jest to wyzwanie... ale spróbuj :)
Usuń