Nie sądziłam, że Elizabeth Gilbert potrafi napisać taką książkę. Do tej pory przeczytałam wszystko, co wydała - na fali zauroczenia Jedz, módl się, kochaj. I okej, nie były to książki słabe czy złe, ale arcydziełami też bym ich nie nazwała. Jeśli zaś chodzi o Botanikę duszę... ach, ta książkę duszę mą skradła :)
Od dłuższego czasu cierpię na impas czytelniczy, co można zauważyć patrząc na częstotliwość publikowanych postów. Wiele razy wydawało mi się, że już, już go przełamałam, ale okazywało się, że jednak nie. A piszę o tym dlatego, bo kiedy zobaczyłam, iż Botanika duszy ma prawie 600 stron z góry uznałam, że oto znalazłam lekturę na najbliższe pół roku. Tymczasem przeczytałam ją w tydzień - wielki sukces, jak dla mnie! :)
Elizabeth Gilbert napisała powieść, w której przepadłam bez reszty. Napisała ją z epickim rozmachem, nasyciła szczegółami, a przy tym czytelnik ani na chwilę nie traci z oczu głównej bohaterki - Almy Whittaker. Zdaję sobie sprawę, że zdanie to pojawi się we wszystkich recenzjach Botaniki duszy, ale nie sposób go pominąć: Alma to postać niezwykła, której losy możemy śledzić od dnia narodzin do późnej starości. Los nie obdarzył jej urodą, ale dostała coś innego: analityczny umysł i ogromną inteligencję. W połączeniu z surowym wychowaniem i "tresurą" edukacyjną, jaką zafundowała jej matka oraz z zamiłowaniem do batoniki odziedziczonym po ojcu, Alma stała się jedną z najbardziej inteligentnych i błyskotliwych kobiet swojej epoki, która w niczym nie ustępowała badaczom płci męskiej. Na polu nauki Alma bez wątpienia odniosła sukces - do tego wszak miała wszelkie predyspozycje i umiała je wykorzystać.
Zupełnie inaczej wyglądało jednak życie prywatne Almy, w pewnych okresach zaś nie bardzo nawet można powiedzieć, że takowe posiadała. Autorka niezwykle subtelnie przedstawiła jej relacje z trzema mężczyznami, które ułożyły się w zadziwiający sposób. Ja jednak dochodzę do wniosku, że najważniejszą postacią i tak jest tu Henry Whittaker, ojciec Almy, z którym łączyła ja więź niepodobna do żadnej innej.
Wierzcie mi, że o Botanice duszy można by napisać tekst tak długi, że nikt nie miałby ochoty przeczytać go do końca. Elizabeth Gilbert szczegółowo kreśli losy rodziców Almy. Przedstawia jej dorastanie w niezwykłej posiadłości White Acre u boku siostry, z którą główna bohaterka nigdy nie potrafiła nawiązać głębszych relacji. Nietuzinkową postacią jest Rhetta, której życie nie zakończyło się happy endem. Nietuzinkowy jest również przywieziony z Tahiti pies Roger - on sam wybrał sobie właściciela. Zachwycające są badania Almy nad mchami, zachwycające są orchidee i zachwycający jest ogród Beatrix.
Wiem, że wiele osób nie lubi Elizabeth Gilbert, na Jedz, módl się, kochaj można bowiem reagować różnie. Ale proszę: dajcie szansę tej książce! Jest ona warta każdej godziny jaką nad nią spędziłam, to dzieło, w którym wszystko układa się w spójną całość, ale można to zobaczyć dopiero po dotarciu na ostatnią stronę. W trakcie lektury zanotowałam sobie, że bohaterów oglądamy jakby pod mikroskopem, zostają oni opisani bardzo szczegółowo, o Almie natomiast wiadomo prawie wszystko. Z drugiej strony jednak historia ta ma wymiar bardzo uniwersalny i dotyka tematów ponadczasowych, takich jak cierpienie, samotność, poświęcenie. Wiem, to banalne. Ale Botanika duszy z pewnością banalna nie jest. Zachęcam! - książka od wczoraj na półkach w księgarni.
Elizabeth Gilbert, Botanika duszy, Rebis, 2014, s. 576.
Czytałam tej autorki "Ludzie z wysp" oraz "Imiona kwiatów i dziewcząt". Niestety, w moim odczuciu, były to książki słabe... dlatego chciałabym sięgnąć po "Botanikę duszy", a z drugiej strony - boję się rozczarować.
OdpowiedzUsuńTych książek nie ma co porównywać, tas jest zdecydowanie najlepsza :)
UsuńTo chyba muszę zdać się na Twój nos i zaryzykować :)
UsuńPo tamtych książkach mocno zniechęciłam się do tej autorki, więc mój entuzjazm do "Botaniki duszy" osłabł kiedy zobaczyłam kto ją napisał.
Bardzo dobry jest "Ostatni taki Amerykanin" Gilbert. Nie przebrnęłam przez "Imiona kwiatów i dziewcząt", "Jedz, módl się, kochaj" przeczytałam, ale bez achów i ochów. Jednak "Ostatniego..." polecam:)
Usuńuwierz, że warto! Czytam codziennie po ok.20-25 stron tylko dlatego, aby być dłużej z bohaterką.Powieść wycisza i zwraca uwagę na piękno przyrody i duszy bohaterki Almy.
UsuńNie byłam pewna, czy poświęcić ,,Botanice..." uwagę, bo ,,Jedz, módl się i kochaj" było dla mnie miejscami nudnawe, ale z twojej recenzji wnioskuję, że to zupełnie inna liga :) Lubię książki, które pozwalają obserwować spory kawał z życia bohaterów i do tego opisano ich bardzo szczegółowo (czyli raczej o ,,papierowatości" nie może być mowy?).
OdpowiedzUsuńOch jak się zatem cieszę, że ją dziś kupiłam:)
OdpowiedzUsuńZachęciłaś mnie, chyba się skuszę :)
OdpowiedzUsuńJak wszyscy o niej dobrze tak mówią to też się skuszę!
OdpowiedzUsuńWiele osób nie lubi autorki, bo kojarzy ją tylko z Jedz, módl się i kochaj i wrzuca do wora z "literaturą kobiecą". Sądząc jednak z ilości recenzji Botaniki dusz, jakie ostatnio się ukazują na blogach - na pewno tej książce nie grozi zapomnienie.
OdpowiedzUsuńCzytałam wcześniejsze książki i jak będę miała okazje to z tą też się chętnie zapoznam:)
OdpowiedzUsuńCzytam drugą recenzję tej książki i obie są pełne zachwytu, więc tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, by dać Gilbert szansę. Inna sprawa, że podoba mi się i wzrok mój przyciąga okładka;)
OdpowiedzUsuńOdrzuciłam tę powieść z góry zakładając, że będzie dość słaba. Może dlatego, że mam porównanie do jej poprzednich. Ale ze względu na imię bohaterki (Alma... tak nazywała się moja psinka ;)) dam szansę tej książce. Może się nie zawiodę.
OdpowiedzUsuńbardzo dobra
OdpowiedzUsuńKsiążka jest rewelacyjna. Ja też pochłonęłam ją w tydzień, czytając nie raz pół nocy. To racja, książka wycisza, mimo momentów bardzo dynamicznych. To taka historia którą długo będę miała w głowie. Niemal tak, jakbym Almę znała osobiście i przeżyła z nią to wszystko.
OdpowiedzUsuńBlogerko, naucz się pisać najpierw. Kup słownik ortograficzny. Opinie takich analfabetów jak Ty obrażają arcydzieła. Nie masz prawa pisać i oceniać książek, skoro sama jesteś wulgarną profanką sztuki lingwistycznej. Twoje błędy ortograficzne i literówki sprawiają, że stajesz się niewiarygodna. Zamiast publikować w internecie swe "Złote myśli", po prostu Ucz się, Ucz, Ucz (języka polskiego:)). Z pozdrowieniami - Joanna.
OdpowiedzUsuńCały czas się uczę - na błędach również.
UsuńPozdrawiam! :)
Właśnie skończyłam, wyszperałam w starych numerach Twojego Stylu wywiad z autorką z kwietnia i zaraz zacznę go czytać. Czuję niedosyt po przeczytaniu tej książki i taki stan czytelniczy lubię najbardziej. Kiedy można snuć domysły na temat bohaterów ich losów, ich myśli. Jestem pozytywnie zaskoczona pierwszym moim czytelniczym spotkaniem z Panią Gilbert i chylę czoła nad pracą jaką włożyła w tę książkę. Zaimponowała mi!
OdpowiedzUsuńUwielbiam Elizabeth Gilbert, a "Botanikę duszy" wprost połknęłam:) Z jej twórczości nie podeszło mi jedynie "I że cię nie opuszczę".
OdpowiedzUsuńJuż od dawna zbierałam się, by zapolować na tą książkę i zacząć ją czytać, teraz na pewno się zdecyduję!
OdpowiedzUsuńNoooo soczysta powieść, soczysta...Dopiero teraz wpadła mi w ręce. Przeczytałam tyle książek, że już mnie większość nudzi, zwłaszcza te popularne, te masowo kupowane. Ale ta akurat - zaskoczenie! Po pierwsze ciekawie opowiadana i zaskakujące opisy, dowcipne a nie nudne. Np gdy chce dać nam do zrozumienia że wielka rosła Alma byłą silna jak chłop to zamiast wprost, pisze, że sprawiała wrażenie jakby "mogła się zamachnąć siekierą". I gęsto od takich porównań czy przyrównań, śmiałam się często. Po drugie choć czasy odległe, ponad 200 lat od nas, w ogóle nie pachnie starocią, minimalna ilość detali obyczajowych z epoki, mówią i zachowują się współcześnie, wielka ulga. Po trzecie - barwna galeria wyrazistych postaci, niepospolitych oryginałów. Po kolejne taka konstrukcja, że niespodzianka czeka na czytelnika w 3/4 drogi, gdy już może lekko przysypia. Bo pierwsze 300 z czymś stron płynie wolno jak szeroka rzeka, po czym nagle buch! grunt się urywa i wodospadem leci na łeb na szyję, jak powieść sensacyjna. Super pomysł żeby tak późno wysypał się worek z tajemnicami i sensacją! Imponująca jest również wiedza botaniczna, którą autorka przemyca, ale nią nie katuje. Można się dowiedzieć tego i owego, np że nauka o mchach to briologia, a ja bym chętnie nazwała ją... mchologią. W bardzo dobry humor mnie wprawia ta książka, coraz wolniej czytam, bo już czuję smak rozstania.... Więc zrobiłam przerwę i sobie tak piszę....Rewela!
OdpowiedzUsuńAgabe