Alexander McCall Smith - tego autora zdążyłam polubić czytając "44 Scotland Street", po "Opowieściach przy kawie" moja sympatia do niego jeszcze wzrosła.
Tom drugi serii czyta się znakomicie. Przedstawia perypetie bohaterów, których czytelnik zdążył już poznać w pierwszym tomie. Jest więc mój ulubieniec, sześcioletni Bertie (ha! nie tylko mój, gdyż postać ta ma już swój klub, zrzeszający jego fanów), który chodzi na jogę i jest mądrzejszy od swego psychoterapeuty. Jest jego sfiksowana matka Irene i ojciec, który nareszcie miał odwagę się jej postawić. Jest Bruce, który zawsze wychodzi na swoje, a któremu ja zbyt dobrze nie życzę. I oczywiście Dominica, której wywody uwielbiam czytać...
Jeśli miałabym porównać tom pierwszy i drugi, to "Opowieści przy kawie" wydają się bardziej refleksyjne i jednak ciekawsze: więcej się w nich dzieje, zarysowane zostały nowe wątki, na których rozwiązanie czekam. Nie wiem też, czy przegapiłam coś przy lekturze pierwszego tomu, ale ten wydaje mi się też o wiele zabawniejszy (szczególne część pamiętnikarska Ramseya Dunbartona, nudziarza przekonanego o tym, że miał bardzo ciekawe życie). Polecam też fragmenty o Bertiem: co prawda nigdy nie byłam małym chłopcem, ale wydaje mi się on bardzo bliski. Po chwili namysłu stwierdzam też, że to jeden z najbardziej sympatycznych bohaterów dziecięcych spotkanych przeze mnie na kartach książek*.
Z utęsknieniem czekam więc na "Miłość buja nad Szkocją", która ukaże się w połowie tego roku.
* zastanawiam się, w których książkach jeszcze występuje dziecko, do którego można od razu zapałać sympatią i oprócz Bobcia i Pulpy z "Jeżycjady", nikt nie przychodzi mi na myśl. Jakieś sugestie :)?
Tom drugi serii czyta się znakomicie. Przedstawia perypetie bohaterów, których czytelnik zdążył już poznać w pierwszym tomie. Jest więc mój ulubieniec, sześcioletni Bertie (ha! nie tylko mój, gdyż postać ta ma już swój klub, zrzeszający jego fanów), który chodzi na jogę i jest mądrzejszy od swego psychoterapeuty. Jest jego sfiksowana matka Irene i ojciec, który nareszcie miał odwagę się jej postawić. Jest Bruce, który zawsze wychodzi na swoje, a któremu ja zbyt dobrze nie życzę. I oczywiście Dominica, której wywody uwielbiam czytać...
Jeśli miałabym porównać tom pierwszy i drugi, to "Opowieści przy kawie" wydają się bardziej refleksyjne i jednak ciekawsze: więcej się w nich dzieje, zarysowane zostały nowe wątki, na których rozwiązanie czekam. Nie wiem też, czy przegapiłam coś przy lekturze pierwszego tomu, ale ten wydaje mi się też o wiele zabawniejszy (szczególne część pamiętnikarska Ramseya Dunbartona, nudziarza przekonanego o tym, że miał bardzo ciekawe życie). Polecam też fragmenty o Bertiem: co prawda nigdy nie byłam małym chłopcem, ale wydaje mi się on bardzo bliski. Po chwili namysłu stwierdzam też, że to jeden z najbardziej sympatycznych bohaterów dziecięcych spotkanych przeze mnie na kartach książek*.
Z utęsknieniem czekam więc na "Miłość buja nad Szkocją", która ukaże się w połowie tego roku.
* zastanawiam się, w których książkach jeszcze występuje dziecko, do którego można od razu zapałać sympatią i oprócz Bobcia i Pulpy z "Jeżycjady", nikt nie przychodzi mi na myśl. Jakieś sugestie :)?
A. McCall Smith, Opowieści przy kawie, MUZA, Warszawa 2011, s. 333.
Aniu! KOchana właśnie sobie uświadomiłam , że pierwsza część u mnie jeszcze, ... ale bezpiecznie czeka na odesłanie na półce;) a ja już ostrzę pazurki na drugą:0 paskudna jestem, prawda?:)
OdpowiedzUsuńSpoooko, druga część chyba jeszcze lepsza, niż pierwsza. Szukałam jej ostatnio, ale moja Ania uświadomiła mi, że pewnie jest w Krakowie :)
OdpowiedzUsuń:) To tym bardziej nie mogę się doczekać kiedy ją przeczytam! Brakuje mi teraz takich lekkich książek...
OdpowiedzUsuńBalianno - mnie też i ostatnio właśnie w takich lekkich lekturach zagustowałam. "Opowieści przy kawie" baaardzo wpasowały się w moje obecne potrzeby czytelnicze :)
OdpowiedzUsuńJeszcze nie czytałam pierwszego tomu, ale bardzo bym chciała :)
OdpowiedzUsuńViconia - szczerze polecam :)
OdpowiedzUsuńRównież niecierpliwie czekam na następną część (a potem jeszcze następną, i następną, i następną... :)). Ma w sobie coś kojącego ten McCall Smith, oj ma.
OdpowiedzUsuńI dzieciaka z nadambitną mamusią też polubiłam! Ach, jak mi żal było biedaka. Chociaż rezolutny jest i nieźle sobie radzi, to trzeba mu przyznać.
Strasznie mnie zaciekawiłaś, bo wcześniej nie słyszałam ani o autorze ani o powieści. Jak skończę swój stosik to na pewno sięgnę (przynajmniej spróbuję znaleźć) ta powieść :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :*
Futbolowa - Bertie jest świetny :) I chociaż nie znosił różowych ogrodniczek (przepraszam: ogrodniczek w kolorze zgniecionej truskawki), to musiał przedstawiać sobą słodki widok :)
OdpowiedzUsuńPandorcia - a sto ile pozycji liczy :)?
Pierwszą część miło wspominam. Jedno z lepszych czytadeł lekkich, ale nie banalnych.
OdpowiedzUsuńniebanalnych oczywiście :)
OdpowiedzUsuńW nawiązaniu do dziecka, które budzi sympatię w dwóch książkach Magdaleny Witkiewicz jest postać dziecięca nazwana "Bachor" - wg. mnie absolutnie cudowna. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam