Kino niemieckie znam baaardzo słabo, co bynajmniej nie wynika z jakiejś mojej awersji do niemieckiej kinematografii, tylko jak to się mówi: nie po drodze mi z nim. Dlatego kiedy obejrzałam sobie kolejny raz "Nosferatu Wampir" Herzoga pomyślałam, że w tym tygodniu warto coś więcej o filmach z Niemiec napisać.
Zacznę od Herzoga. Film ten był dawno temu dodany do "Zwierciadła", przeleżał u mnie na półce kawał czasu, do momentu, gdy jeszcze na studiach miałam okazję zobaczyć film Murnaua z 1922. Ogromnie spodobał mi się wampir w wydaniu retro, co stało się oczywistą zachętą do sięgnięcia po Herzoga.
I przyznaję, że film ten mnie ogromnie... wzruszył. Grany przez Klausa Kinsky'ego hrabia wydaje się z jednej strony groteskowy ze swoimi sztucznymi szponami i doklejonymi kłami, ale z drugiej strony nie sposób oderwać od niego wzrok. Poza tym nie jest on monstrum upijającym się krwią (no dobra: trochę jest), ale istotą cierpiąca, która sieje zło i spustoszenie, czym sama się brzydzi. No i przepiękna Lucy Harker, którą gra Isabelle Adjani... I niesamowity, oniryczny klimat tego filmu... Naprawdę polecam, bo to nie tylko "klasyk", ale film, po którego obejrzeniu długo nie chce wyjść z pamięci.
Podobnie nie chciał mi wyjść z pamięci film ""Sophie School", opowiadający o niemieckiej bohaterce z czasu II wojny światowej. Sophie i jej brat należą do organizacji Biała Róża, która sprzeciwia się zbrodniczej polityce Hitlera. Dziewczyna zostaje złapana za nielegalne kolportowanie ulotek o wywrotowej treści. Zaczynają się przesłuchanie, które tak naprawdę niczemu nie służą, gdyż los Sophie jest z góry przesądzony, z czego ona sama zdaje sobie sprawą. Trzy czwarte filmu zajmują właśnie te przesłuchania, które przeradzają się w wojnę psychologiczną, z przeciwnikami, którzy dorównują sobie inteligencją.
Świetna rola Julii Jentsch, rewelacyjne dialogi, minimalizm formy, maksimum treści. Film grający na emocjach, chociaż już na początku wiadomo, jak ta historia się skończy - nie przeszkadzało mi to jednak zupełnie w uronieniu babskiej łezki na koniec.
"Good bye Lenin" dla niektórych może być filmem nieco nostalgicznym, dla mnie nie jest, gdyż nie pamiętam czasów, o których opowiada, dlatego skupiłam się głównie na jego części humorystycznej. A polega ona na tym, że po obaleniu muru berlińskiego, matka Alexa, głównego bohatera, budzi się ze śpiączki, pozostaje jednak unieruchomiona. Alex boi się powiedzieć matce, że świata, w którym żyła i w którym działała, już nie ma. Dlatego stwarza jej iluzję, że wszystko pozostało po staremu, że nadal żyje w NRD. W tej iluzji biorą udział jego znajomi i mieszkańcy kamienicy, w której mieszka... i jest to naprawdę zabawne, np. nagrywanie fikcyjnych wiadomości czy polowanie na przedmioty z wcześniejszej epoki.
No i brawa dla autora scenariusza: naprawdę trzeba mieć wyobraźnię, żeby coś takiego wymyślić!
Oglądałam tylko "Good bye Lenin" i choć byłam za mała, żeby pamiętać te wydarzenia, to film odebrałam bardzo nostalgicznie i melancholijnie. Przy tym był zabawny, więc bardzo mi się podobał. No i ta muzyka!
OdpowiedzUsuńZ niemieckich filmów polecam "Biegnij Lola, biegnij". ;)
OdpowiedzUsuńRównież miło wspominam seanse "Good Bye, Lenin" :)
OdpowiedzUsuńZa to "Sophie Scholl" zawsze odkładam na potem. Poważne kino od dawna już dawkuję sobie w maleńkich porcjach tylko ;)
Oglądałam "Sophie Scholl" i "Good bye Lenin". Oba bardzo mi się podobały ;)
OdpowiedzUsuńSophie Scholl-a wiesz, ja nie odebrałam tego, że wszystko było przesądzone od początku. Wydaje mi się, ze pan, który przeprowadzał śledztwo chciał ją nawet uratować. To ona wybrała prawdę, zdecydowała i wiedziała czym to grozi. A wystarczyła chęć poprawy, zmiana poglądów.
OdpowiedzUsuńAktorka rewelacja, pamiętam ją z 33 scen z życia Szumińskiej, miodzio:)
Ja niemieckiego kina też praktycznie nie znam (a chyba powinno być na odwrót :D). Poleciłabym Ci "Die Welle". Bardzo lubię ten film, taki uroczy o systemie autorytarnym xD. O Loli ktoś wyżej wspominał. Ja w przyszłym tygodniu muszę obejrzeć dwa, więc zobaczę, czy Ci coś polecić. A o tych Twoich powyższych tylko słyszałam, nawet bez świadomości, że są niemieckie xD.
OdpowiedzUsuńKino niemieckie nie jest złe, chociaż jak mówię: znawcą nie jestem :)
OdpowiedzUsuńMatylko- widziałam :)
Maioofko - ja tak mam z horrorami: nie za dużo :)
Pani La Mome - całkowicie się zgadzam, że Sophie nie dała sobie pomóc i ta odwaga jest naprawdę godna podziwu. Z drugiej jednak strony nie do końca wydaje mi się możliwe, aby to mogło się skończyć inaczej, niż ścięciem, ja to odebrałam jako pokazowy proces. Ale aktorka dla mnie jest rewelacyjna, w obu filmach zresztą.
Ja kino niemieckie staram się zgłębiać na bieżąco;) Polecam "Die Welle", świetnie ukazuje działanie systemu autorytarnego na współczesnym przykładzie, warto obejrzeć też "Głową w mur" o tureckiej społeczności w Niemczech, jej mentalności i walce z nią, "Biegnij Lola, biegnij" - również godne polecenia ze względu na interesujący montaż, polecam "Upadek" o ostatnich dniach życia Hitlera na poważnie i "Mein Führer", czyli o Hitlerze w wersji komediowej :)
OdpowiedzUsuńA i zapomniałam jeszcze o "Życiu na podsłuchu" - trochę sentymentalna, ale niezwykle wciągająca historia o agencie Stasi:)
OdpowiedzUsuńWyszpiegowałam, że też będziesz na Targach Książki i też w sobotę najprawdopodobniej :D. Mogę się dołączyć do grona piszących o książkach?
OdpowiedzUsuńO tak, 'Życie na podsłuchu' - jeden z moich ulubionych filmów. Przewidywalny, ale znakomity.
OdpowiedzUsuńDwa ostatnie widziałam i też mi się podobało :)
OdpowiedzUsuń"Good bye Lenin" ! Bardzo mi się podobał ten film, wspominam go z nutą nostalgii i nieraz o tym myślę by ponownie go obejrzeĆ.
OdpowiedzUsuń