Recenzję książki Małgorzaty Gutowskiej - Adamczyk mogłabym zacząć na wiele różnych sposobów.
Na przykład tak:
Absolutnie nie polecam tej książki, gdyż grozi zaczytaniem, zarwaniem nocy i zjedzeniem pudełka ptasiego mleczka, co sprawdziłam na sobie. Autorka nie ma litości dla czytelnika: miesza kilka historii, nie wyłania jednego głównego bohatera, lecz snuje równoległe wątki, z których trudno wybrać jeden ulubiony, gdyż, w miarę lektury, wszystkie stają się ulubionymi.
Mogłabym też napisać tak:
Uwielbiam takie historie. Uwielbiam sagi, które opowiadają losy rodziny, jej kobiet i mężczyzn, jej wzlotów i upadków. Uwielbiam czytać o matkach, które chcą uchronić córki przed złymi doświadczeniami, które same przeżyły, a te i tak powtarzają ich błędy i dzielą ich rozczarowania. Uwielbiam opowieści, gdzie narodziny przeplatają się ze śmiercią, śmiech przemieszany jest z łzami, a z pozoru błahe wydarzenia pociągają za sobą trudne do ogarnięcia konsekwencje.
Albo mogłabym zacząć od zupełnie innej strony i zauważyć, że miłością do tej książki zapałałam od pierwszego zobaczenia na stronie Prowincjonalnej Nauczycielki, że potem widywałam ją też na innych blogach i że mam przeczucie, że wielu blogerów po nią sięgnie, gdyż ma ta pozycja w sobie coś, co przyciąga.
Tymczasem tym, co przede wszystkim chcę napisać jest fakt, że książka ta mnie po prostu zauroczyła, wzruszyła, trzymała w napięciu, ale też wywołała kilka wzruszeń. Autorka opisuje w niej losy rodziny Zajezierskich, nierozerwalnie związanych z Gutowem, gdzie Waldemar i jego córka prowadzą cukiernię. Pretekstem, do snucia historii rodziny staje się odkopanie na gutowskim rynku zwłok kobiety ze średniowiecznym pierścieniem na palcu, który od wielu pokoleń należał do rodziny, a który zaginął w czasie wojny. Zagadka w tym tomie nie została rozwiązana, a przyznaję, że jestem tego rozwiązania bardzo ciekawa.
Swoją recenzję mogłabym zakończyć takim akapitem:
"Cukiernia pod Amorem" to książka słodka jak eklerek, książka, w której przeszłość i teraźniejszość "splatają się jak warkocz drożdżowej chałki" i książka, po której przeczytaniu ma się ochotę na ciąg dalszy. Dlatego bardzo się cieszę, iż będą jeszcze dwa tomu. Jednocześnie żałuję, że na kolejny trzeba będzie zaczekać aż do października.
Mogłabym tak zakończyć, ale jednocześnie koniecznie chcę dodać, iż zachwycił mnie język użyty przez p. Małgorzatę: panny jeździły "do wód", małżonkowie darzyli się "estymą", na przejażdżki wybierano się "linijką", a kobiety nosiły takie imiona jak Waleria, Adrianna, Marianna, Salomea...
POLECAM!
Bo warto :)
M. Gutowska - Adamczyk, Cukiernia pod Amorem. Zajezierscy, wyd. Nasza Księgarnia, Warszawa 2010, s. 471.
Na przykład tak:
Absolutnie nie polecam tej książki, gdyż grozi zaczytaniem, zarwaniem nocy i zjedzeniem pudełka ptasiego mleczka, co sprawdziłam na sobie. Autorka nie ma litości dla czytelnika: miesza kilka historii, nie wyłania jednego głównego bohatera, lecz snuje równoległe wątki, z których trudno wybrać jeden ulubiony, gdyż, w miarę lektury, wszystkie stają się ulubionymi.
Mogłabym też napisać tak:
Uwielbiam takie historie. Uwielbiam sagi, które opowiadają losy rodziny, jej kobiet i mężczyzn, jej wzlotów i upadków. Uwielbiam czytać o matkach, które chcą uchronić córki przed złymi doświadczeniami, które same przeżyły, a te i tak powtarzają ich błędy i dzielą ich rozczarowania. Uwielbiam opowieści, gdzie narodziny przeplatają się ze śmiercią, śmiech przemieszany jest z łzami, a z pozoru błahe wydarzenia pociągają za sobą trudne do ogarnięcia konsekwencje.
Albo mogłabym zacząć od zupełnie innej strony i zauważyć, że miłością do tej książki zapałałam od pierwszego zobaczenia na stronie Prowincjonalnej Nauczycielki, że potem widywałam ją też na innych blogach i że mam przeczucie, że wielu blogerów po nią sięgnie, gdyż ma ta pozycja w sobie coś, co przyciąga.
Tymczasem tym, co przede wszystkim chcę napisać jest fakt, że książka ta mnie po prostu zauroczyła, wzruszyła, trzymała w napięciu, ale też wywołała kilka wzruszeń. Autorka opisuje w niej losy rodziny Zajezierskich, nierozerwalnie związanych z Gutowem, gdzie Waldemar i jego córka prowadzą cukiernię. Pretekstem, do snucia historii rodziny staje się odkopanie na gutowskim rynku zwłok kobiety ze średniowiecznym pierścieniem na palcu, który od wielu pokoleń należał do rodziny, a który zaginął w czasie wojny. Zagadka w tym tomie nie została rozwiązana, a przyznaję, że jestem tego rozwiązania bardzo ciekawa.
Swoją recenzję mogłabym zakończyć takim akapitem:
"Cukiernia pod Amorem" to książka słodka jak eklerek, książka, w której przeszłość i teraźniejszość "splatają się jak warkocz drożdżowej chałki" i książka, po której przeczytaniu ma się ochotę na ciąg dalszy. Dlatego bardzo się cieszę, iż będą jeszcze dwa tomu. Jednocześnie żałuję, że na kolejny trzeba będzie zaczekać aż do października.
Mogłabym tak zakończyć, ale jednocześnie koniecznie chcę dodać, iż zachwycił mnie język użyty przez p. Małgorzatę: panny jeździły "do wód", małżonkowie darzyli się "estymą", na przejażdżki wybierano się "linijką", a kobiety nosiły takie imiona jak Waleria, Adrianna, Marianna, Salomea...
POLECAM!
Bo warto :)
M. Gutowska - Adamczyk, Cukiernia pod Amorem. Zajezierscy, wyd. Nasza Księgarnia, Warszawa 2010, s. 471.
Witam.
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu Twojego smakowitego opisu, chyba muszę sięgnąć po tą książkę. Uwielbiam historie rodzinne z tajemnicą w tle:)
Pozdrawiam
Kupiłam sobie tę powieść z okazji Dnia Książki, ale zagarnęła mi ją mama i tyle ją widziałam. Nie mogę się doczekać kiedy w końcu zasiądę do czytania. :) Co recenzja to zachwyty. :D
OdpowiedzUsuńTa ksiażka czeka na półce - kolejny tom ukaze się w pażdzierniku , a nastepny w przyszłym roku - szkoda ze tak rozciągnięte w czasie .Pozdrwiam
OdpowiedzUsuńJuż to gdzies pisałam w komentarzach, że wcale nie jestem zdziwiona zachwytem, bo uwielbiam Gutowską Adamczyk od jej pierwszej powieści, a przeczytałam wszystkie. Poza tym okładka jest cudna i świetnie oddaje klimat, który sugeruje tytuł. Już do mnie leci, bardzo jestem jej ciekawa
OdpowiedzUsuńTusieńka - sięgnij, warto, nie tylko ja pieję za zachwytu :)
OdpowiedzUsuńLili - ja tę książkę także planuję puścić w obieg, nie wiem, czy mama da się namówić, ale przyjaciółkom nie odpuszczę :)
Malineczka - do października obawiam się, że mój apetyt tylko wzrośnie.
Kasiu - ja tej autorki jeszcze nic nie czytałam, ale pierwsze spotkanie uważam za bardziej niż udane. W ogóle mam wrażenie, że ostatnio pojawia się coraz więcej świetnych książek polskich autorek - bardzo mnie to zjawisko cieszy :)
po tak fantasycznej recenzji nie pozostaje mi nic innego jak po prostu natychmiast kupić sobie książkę , już chcę ją czytać !
OdpowiedzUsuńŚwietna recenzja :)
OdpowiedzUsuńJa też chcę tę książkę, chyba się ładnie uśmiechnę do taty, albo mamy, albo Rrr :) :) :)
Jakkolwiek byś nie zaczęła i jakkolwiek byś nie skończyła i tak kusisz. Prawie jak słodki eklerek.. podczas diety ;)
OdpowiedzUsuńJeśli lubisz sagi rodzinne, to polecam Ci "Panny i wdowy" Nurowskiej (o ile jeszcze nie czytałaś;) ). Ja właśnie pochłaniam tom II!
OdpowiedzUsuńA "Cukiernię pod Amorem" już mam i liczę, że mnie mnie zawiedzie! :)
Nigdy nie spotkałam się z ta autorką lecz czytając twoją recenzję wydaje mi się, że warto ;).
OdpowiedzUsuńSam tytuł brzmi dla mnie zbyt lukrowanie (to ten amor w nazwie odstrasza), jednak treść zapowiada się dużo lepiej. Może poczekam na kolejny tom i sobie hurtem zaserwuje taki "przysmak" :)
OdpowiedzUsuńNiebieska - tak zrób :) i dzięki :)
OdpowiedzUsuńTucha - dziękuję :) A Dzień Dziecka blisko, więc nie zaszkodzi się pouśmiechać :)
Izusr - bo ta książka to takie literackie ciacho: do schrupania :)
Atram - uwielbiam, słyszałam o tej książce Nurowskiej, ale nie wiedziałam, że to saga rodzinna. Już się cieszę na lekturę :)
Samash - ja także wcześniej nic tej autorki nie czytałam, ale jak już pisałam: pierwsze wrażenie - podobno najważniejsze - jest bardzo, bardzo pozytywne.
Maioofka - nie zrażaj się Amorem w tytule, polukrowane są tylko jagodzianki w cukierni Zajezierskich, zaś treść lukrem, Boże broń!, nie ocieka.
Wahałam się, czy nie kupić tej książki, bo od razu wzbudziła me zainteresowanie, ale teraz już wiem, że nie powinnam jej kupować.
OdpowiedzUsuńBo ja ją po prostu MUSZĘ kupić :)
Choćby z miłości do eklerków i innych słodkości! Może akurat zrobię sobie prezent na Dzień Dziecka... a może ktoś mi zrobi ;)
Pozdrawiam i dziękuję za recenzję.
haha! Genialna recenzja i bardzo zachęcająca:)
OdpowiedzUsuńTeż jestem już po lekturze. Kupiłam ją sobie na Dzień Książki w ramach niespodzianki, bo nic o autorce nie wiedziałam.
OdpowiedzUsuńPodobało mi się. Może nie tak bardzo jak Tobie, ale jednak. Recenzję blogową mam w planach.
Trochę irytowały mnie przypisy do totalnie wszystkich słów chociaż ociupinkę archaicznych, ale to drobiazg. No i niespecjalnie jakoś mnie wciągnął wątek współczesny — za to historyczne miodzio. :)
Pozdrawiam.
Chyba jednak się na nią skuszę:) Czekam również na twoje zdanie na temat książki 'Zbieracz truskawek', bo mam ją na liście w bardzo bliskim miejscu:P
OdpowiedzUsuńRecenzja świetna. Aż nie mogę nie wrzucić tej książki na listę. :)
OdpowiedzUsuńHej, zamowilam te ksiazke (wraz z siedmioma innymi dola towarzystwa) i powinna do mnie dojsc w tym tygodniu. Juz sie doczekac nie moge, zwlaszcza po porzeczytaniu recenzji!
OdpowiedzUsuńTo już druga pochlebna opinia na temat tej książki, zaciekawiłaś mnie. Trzeba cenić, co nasze :)
OdpowiedzUsuńPs. Świetna recenzja! :)
Claudette - ja się zastanawiam, ale nic nie przychodzi mi do głowy, na jakie święto w październiku mogłabym sprezentować sobie drugi tom :)
OdpowiedzUsuńKolmanko - dziękuję :)
Ysabell - w moim przypadku konieczne okazało się tłumaczenie z francuskiego, gdyż z tego języka znam góra pięć słów. Wątek współczesny fakt, może był mnie barwny niż ten historyczny, ale bardzo zaintrygowała mnie historia pierścienia.
Saro - czytam zbieracza, więc pewnie pojutrze na blogu pojawi się recenzja - niestety, sztuka szybkiego czytania jest mi obca :)
Ondine - dziękuję za odwiedziny:)
Dabarai - to jestem ciekawa tych pozostałych zakupów :)
Vampire Slayer - dokładnie: lubię być dumna z polskich autorów.
I dziękuję :)
Wiem! To będzie dobry prezent dla mamy na Dzień Mamy. Moja kochana rodzicielka jest pożeraczką książek, ale "Cukierni pod Amorem" jeszcze nie czytała ;-). Pozdrawiam ciepło w ten czas:-)
OdpowiedzUsuńSkarletko, Nie chodziło mi raczej o tłumaczenia z języków obcych, ale o przypisy do takiego na przykład "ołówka kopiowego". :)
OdpowiedzUsuńZresztą recenzję już wrzuciłam na blog, a jest w niej i kawałek o przypisach.
A dodać chciałam, że też lubię być dumna z polskich autorów i cieszę się bardzo, że na tę książkę trafiłam.
A z jakiej okazji kupić sobie drugi tom w październiku wiem (o ile, oczywiście nie opóźni się jego wydanie tak, że jakieś Mikołajki będą na czasie)! Ja zamierzam kupić ją sobie z okazji wydania drugiego tomu świetnej polskiej sagi pt. Cukiernia pod Amorem. To chyba dobra okazja? :D ;)
Anulka - ja często robię tak, że kupuję komuś na prezent książkę, którą sama chcę dostać. A potem pożyczyć i w ten sposób piekę dwie pieczenie na jednym ogniu.
OdpowiedzUsuńYsabell - przyznaję w sumie rację. Te przypisy nie przeszkadzały mi jakoś specjalnie, ale w sumie wiele z tych zwrotów z przypisami znałam i dla mnie też były one zbędne.
Pozdrawiam! :)
Książka wydaje się bardzo smakowita ;) Być może się skuszę.
OdpowiedzUsuńzatem już wiem, co kupię sobie jak mi Mąż miły:) zakaz zdejmie ;0 heh:) pozdrawiam ciepło:)
OdpowiedzUsuńŚwietna książka i tyle
OdpowiedzUsuńUltramaryno - że już tak pozostanę w "cukierniczo - dietetycznej" terminologii - "Cukiernia pod Amorem" to przyjemność bez kalorii i wyrzutów sumienia :p
OdpowiedzUsuńKaś - ja się bardzo cieszę, że na mnie jeszcze nikt takiego nakazu nie nałożył:P
Kalio - tak jest :)
Skarletko:) wiesz sama mu rację przyznałam, ze przesadziłam- w końcu tyle mam do czytania, a moja paskudna natura ciągle chce więcej i więcej...:)
OdpowiedzUsuńTo ja mam tak samo, już to kiedyś pisałam: nie kręcą mnie ciuchy, nie kręcą mnie kosmetyki, kręcą mnie książki i wydaję na nie majątek. A w ogóle zauważyłam, że im więcej czytam, tym więcej mam do przeczytania: ciągle pojawiają się nowe i nowe tytuły. I kurcze, te, które już mam, przestają cieszyć i ciągle chcę nowych i nowych... i tak to się kręci :)
OdpowiedzUsuńSkarletko, jeszcze jej nie podarowałam mamie, ale już "połknęłam" oczami-wieczorami ;-). Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńKurcze jak fajnie, ze wam się podoba. Ja też jestem zachwycona:)
OdpowiedzUsuńAnulka - śmiem twierdzić, że mama się ucieszy :)
OdpowiedzUsuńChwilo - bo tą książką chyba nie można się nie zachwycić :) I dziękuję za odwiedziny :)
Ale to jest fakt. Czytając tę książkę można pochłonąć dużo większą ilość słodyczy niż zazwyczaj, to chyba już wpływ samego tytułu ;)Ale wszystko można wybaczyć takiej książce :) Mam nadzieję, że druga część będzie równie dobra!
OdpowiedzUsuńObie (książka i twoja recenzja) są słodkie jak eklerki. Przekonałaś mnie do przeczytania i nie żałuję - książki są fantastyczne (właśnie skończyłam czytać drugi tom). Pozdrawiam serdecznie:)
OdpowiedzUsuńa ja takie książki uwielbiam: nie przespać nocy przez książkę i o Bożym świecie zapomnieć... Jutro mleduję się w księgarni i noc mam nieprzespaną :)
OdpowiedzUsuńOd jakiegoś czasu chodzi mi po głowie ta książka i ciągle nie wiedziałam czy kupić. Teraz już wiem :) dzięki :)
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na 5 Października-wtedy 3 częśc tej wspaniałej sagi.
OdpowiedzUsuń"przedsiębiorcza silna kobieta z mężczyzną u boku", feministyczne podejście "kobiety, która nie chce równouprawnienia a tworzy nową "wyższą" płeć.
OdpowiedzUsuńSzkoda tylko,że zagadka nie została rozwiązana...
OdpowiedzUsuń