Strony

niedziela, 13 grudnia 2009

Czym skorupka za młodu...(Harry Beckwith - Co lubią klienci?)

Wychodząc z założenia, ze nic nas nie kosztuje to, co wiemy, staram sie czytać książki z różnych dziedzin, nie tylko beletrystykę. Bardziej prozaiczna przeczyna jest taka, ze będąc absolwentką najbardziej niepraktycznego kierunku świata, teraz na własną rękę dokształcam się w dziedzinach, o których nie mam bladego pojecia. Ze sprzedażą i marketingiem na czele, bo, no cóż, takich ofert pracy jest najwięcej. Na pierwszy ogień poszła książka, która skusiła mnie rozdziałami podzielonymi na podpunkty, które zajmują pół strony (albo mniej), a potem są jeszcze streszczone w góra dwóch zdaniach, w której co prawda nie ma obrazków, ale jest mnóstwo przykładów i która przestrzega, aby strzec się nauki, zdrowego rozsądku, autorytetów i nakazuje szukać wody. I wspomina jeszcze o grabatych kanarkach i sprytnych pomarańczach... Nooo, skoro za pomocą kanarków podszkolę się z marketingu, to ja w to wchodzę. Tym bardziej, że książka stała na półce w bibliotece, więc lektura nic mnie nie kosztowała.
Łyknęłam ją w dwa dni, nawet zrobiłam notatki i dziwię się. Kanarki kanarkami, ale kiedy przeczytałam, że klienci lubią, kiedy wita się ich z uśmiechem i cenią obsługę, która mówi "dzień dobry", to przypomina mi się pani Mila, które podobne rzeczy niestrudzenie powtarzała, gdy byłam w przedszkolu. Ponadto pani Mila zalecała nieprzerywać komuś w połowie zdania, używać słów "proszę", "dziękuję", "przepraszam" i nie rozpychać się zbytnio łokciami przy stole. Autor książki mówi mniej więcej to samo, tylko rzeczywistość przedszkolną zamienia na biurową. Dowiedziałam się więc między innymi, ze klienci lubią, kiedy rozmawiając z nimi, nie zerkamy na zegarek ani na ekran komputera. Lubią, gdy odbieramy telefon po pierwszym sygnale. Cenią, gdy zapamiętujemy ich imię, nie plotkujemy o konkurencji i innych klientach i... jesteśmy mili.
Nie wiem, może mój wniosek po lekturze jest uproszczony i krzywdzący , ale stawiam tezę: żeby być dobrym sprzedawcą lub spec. ds. marketingu należało w dzieciństwie chodzić do przedszkola i uwaznie słuchać pani Mili. I nie ma to tamto: kariera w branży murowana!
(no dobra, o innych rzeczach, np. o budowaniu marki, planowaniu i strategiach marketingowych autor też mówil. Ale to już nie było takie ciekawe)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz