Strony

wtorek, 5 lutego 2019

Ta książka nie jest genialna (recenzja książki Zła krew - Zoje Stage)

Dosłownie przed chwilą przeczytałam na jednym z Instagramowych kont, że książka Zła krew jest genialna. Nie dobra, nie wciągająca, nie ciekawa, tylko właśnie genialna.

No nie, moi drodzy, nie wierzcie, Zła krew genialną powieścią nie jest. Nie jest nawet bardzo dobra. To, co ją wyróżnia... to zmarnowany potencjał. Bo tak dobrze się zaczynało... Ale po kolei.





Nie ukrywajmy, po tym, jak przeczytałam  w styczniu Córkę Eleny Ferrante, poprzeczkę dotyczącą książek opisujących  relacje rodzic - dziecko mam ustawioną bardzo wysoką. Z drugiej strony jednak jestem całkowicie świadoma faktu, że Zła krew to nie ta półka co dzieło Ferrante.

Powieść Zoje Stage zapowiadała się naprawdę ciekawie. Dziewczynka, która nie mówi. Matka, która boi się własnego dziecka. Dziecko, które nienawidzi rodzica. Rodzic, który staje się ofiarą.

Autorka przepięknie odwraca tu schemat. Bo rodziców krzywdzących swoje dzieci w literaturze jest sporo. W drugą stronę jednak... no, to już nie jest częsta sytuacja - zwłaszcza, jeśli dziecko jest mocno nieletnie. W Złej krwi pięknie zostają zamienione role kata i ofiary, tyle że... Tyle że kompletnie nic z tego nie wynika - i to jest właśnie ten zmarnowany potencjał powieści, o którym wspomniałam.

Przez pierwsze kilkadziesiąt stron, nie ukrywam, czytałam jak w transie. Co takiego dzieje się w głowie siedmioletniej Hanny? Może jest chora psychicznie? Może opętana? A może jeszcze coś innego, co autorka ujawni dopiero na końcu? Bo o tym, co dolega Suzette, jej matce, czytelnik zostaje poinformowany i sprawia, że punkt wyjścia staje się jeszcze bardziej intrygujący. No i jest jeszcze ojciec - też śliska postać. Niby idealny, ale już my wiemy, co może kryć się pod tą maską kochającego rodzica.

Namnożyło się pytań, czytelnik czeka na spektakularny zwrot akcji, albo chociaż zaskakujące rozwiązanie, albo jakąkolwiek puentę... a to zonk! Nie ma zwrotu akcji, nie ma zaskoczenia, nie ma puenty. Książka kończy się nijak, najciekawsze wątki zostają porzucone w połowie, nie wiadomo, po co to wszystko i do czego to wszystko zmierzało.

Wielkie, wielkie rozczarowanie, bo mogło być tak dobrze.

Zła krew, Zoje Stahe, Czarna Owca, 2019, s.

5 komentarzy:

  1. Szkoda, że książka Cię rozczarowała. Czasami tak bywa.

    OdpowiedzUsuń
  2. Słyszałam o tym tytule, ale raczej rzadko sięgam po książki opisujące relacje rodzic - dziecko, więc nie planowałam jej czytać. A skoro wcale taka genialna nie jest to nie mam czego żałować. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. To jest thriller psychologiczny, który zapowiadał się naprawdę dobrze... a tu taki zonk na koniec.

    OdpowiedzUsuń
  4. Szkoda, że rozczarowuje. A mogłoby byc tak ciekawie

    OdpowiedzUsuń