Książka, która ostatnio pojawia się wszędzie: na Instagramie, Facebooku, na blogach.
I wszędzie piszą o niej dobrze lub bardzo dobrze. Podejrzane, co?
Otóż... wcale nie!
Dziewczynka, która wypiła księżyc to przepięknie opowiedziana historia, mająca w sobie urok starej baśni, która przypadła do gustu mi, dorosłej kobiecie, i która zachwyciła dziesięcioletnią dziewczynkę, kochającą książki.
W Dziewczynce, która wypiła księżyc Kelly Barnhill sięga do bardzo klasycznych wątków. Oto jest miasto, Protektorat, zwany też Miastem Smutków, którego mieszkańcy zapomnieli, co to śmiech i nadzieja. Rządzą w nim Starsi, którzy co roku odprawiają okrutny rytuał: wynoszą najmłodsze dziecko poza mury miasta, do lasu, składając je w ofierze okrutnej Wiedźmie. Wiedźmie, której nikt nigdy nie widział.
Tymczasem w mrocznym lesie, u stóp wulkanu, żyje posiadająca magiczną moc Xan. Towarzyszy jej potwór - poeta Glerk oraz przeuroczy smok (a raczej, z uwagi na rozmiary, smoczek) Fyrian. Nie zdradzę żadnej tajemnicy jeśli napiszę, że to Xan ratuje zostawiane w lesie dzieci - nie jest ona bowiem przerażającą Wiedźmą, jak wyobrażają sobie mieszkańcy Protektoratu. To raczej dobrotliwa staruszka, która nie rozumie, dlaczego dzieci zostają porzucone, ale co roku zabiera je, karmi gwiezdnym pyłem i oddaje rodzinom w Wolnych Miastach.
Luna jest właśnie jednym z takich dzieci uratowanych przez Xan. Jej przenikliwe spojrzenie sprawia, że Xan zamiast blasku gwiazd, karmi ją światłem księżyca, tym samym umagiczniając dziewczynkę.
Od tego momentu rozpoczyna się przepiękna historia o odwadze, przyjaźni i, przede wszystkim!, miłości, która nie zna granic, nie poddaje się upływowi czasu i im bardziej się ją dzieli, tym jest jej więcej.
Książka ta pokazuje młodszemu czytelnikowi, że nie warto ufać pozorom, np. Wiedźma o Kelly Barnhill ma wszystkie cechy, które przypisuje się troskliwej babuni, bagienny potwór zaś kocha poezję i mówi wierszem. Opowieść ta uczy również, by nie brać za pewnik zastanej rzeczywistości, nie ufać tym, którzy twierdzą, że tak musi być, bo tak było zawsze. Gdyby Xan sprawdziła, dlaczego mieszkańcy Protektoratu porzucają dzieci, proceder trwał by krócej i nie zostawił żałoby w sercach tylu rodzin. Gdyby mieszkańcy Protektoratu zadali sobie trud i sprawdzili, kim naprawdę jest Wiedźma, władza Starszych trwałaby o wiele krócej.
Książka Kelly Barnhill pełna jest przepięknych obrazów, które, przynajmniej mi, ogromnie działają na wyobraźnię.
Karmienie niemowląt blaskiem księżyca.
Papierowe ptaki, unosząca Szaloną Kobietę nad lasem.
Magia, która sprawia, że w miejscu, gdzie Luna postawiła stopy, zakwitają kwiaty.
Mężczyzna z twarzą oszpeconą bliznami, za to z wielką odwagą w sercu.
Jest jednak jeszcze coś, co według mnie czyni tę książkę wyjątkową. Została ona napisana pięknym, chwilami wpadającym w prozę poetycką językiem. Inaczej: nie czytałam oryginału, więc nie wiem, jak wygląda pierwotny tekst, ale tłumaczka, Marta Kisiel - Małecka uczyniła z Dziewczynki, która wypiła księżyc, językową perełkę.
Jeśli macie dzieci w stosownym wieku lub jeśli po prostu macie ochotę na trochę magii - polecam, polecam, polecam!
Kelly Barnhill, Dziewczynka, która wypiła księżyc, Wydawnictwo Literackie, 2018, s. 356.
Takie historie są cudowne, przypomina mi się Liliana Bodoc i jej "Saga o rubieżach". Pozdrawiam wiosennie!
OdpowiedzUsuńO, nie znam ani tytułu, ani autorki. Dziękuję ��
UsuńWarto, Liliana cudnie pisze, pozdrawiam !
Usuń