Strony

poniedziałek, 30 kwietnia 2018

O tym, jak trudno stać się kimś innym niż się jest (Recenzja książki Kocie oko Margaret Atwood)

Są takie książki, o których nie wiem, jak pisać.
Są one bowiem w moim odczuciu tak dobre, że trudno ten zachwyt wyrazić słowami. Trzeba by mnie widzieć w trakcie lektury, kiedy to pochłaniałam stronę za stronę, niecierpliwie odpędzając każdego, kto chciał mi czytanie przerwać - psa, męża, listonosza, wszystkich!




Margaret Atwood ostatni raz czytałam na studiach, jeszcze zanim stała się ona znana szerszemu gronu za sprawą netfliksowego serialu. Ba!, ja nawet pisałam jakąś pracę na teorię literatury o jej książkach, chociaż teraz zupełnie nie mogę przypomnieć sobie ani jej treści, ani tematu.

Jedna z moich koleżanek, która jest świeżo po obejrzeniu Opowieści podręcznej zapytała mnie, czy Kocie oko też jest tak okrutne, jak serial.  I tak, i nie. Bo nie ma tu drastycznych scen przemocy czy świata, gdzie człowiek zostaje pozbawiony swych podstawowych praw. Jest natomiast przemoc bardziej subtelna, jednak nie mniej dotkliwa... Ale od początku.

Znana, kontrowersyjna malarka, Elaine Risley, wraca do Toronto, gdzie dorastała i gdzie aktualne przygotowywana jest wystawa jej prac. Powrót wiążę się ze wspomnieniami. Kobieta przypomina sobie dorastanie w niekonwencjonalnej rodzinie, której tryb życia i dziś mógłby zostać uznany za ekscentryczny. Wracają do niej wspomnienia o bracie i wyprawach do Instytutu Zoologii, o ojcu - badaczu i matce, której wizerunek nie przystawał do tego, jak powinna wyglądać idealna gospodyni.

Wreszcie: Elaine przypomina sobie przyjaciółki, a szczególnie jedną z nich, Cordelię, której imię będzie przewijać przez całą powieść. Bo to, co Cordelia zrobiła Elaine zdaje się, że ukształtowało ją na całe życie, bardziej niż rodzina czy szkoła.

Autorka opisuje więc dwie Elaine: Elaine - dorosłą i Elaine - dziecko. I obie te postaci są do siebie podobne, mimo iż dzielą je lata. Elaine - dorosła czuje się nieatrakcyjna, boleśnie zdaje sobie sprawę z własnego starzenia się i, mimo sukcesów, jakie odniosła, zdaje się tak samo niepewna jak Elaine - dziecko.

Margaret Atwood bezbłędnie pokazuje, jak trudno... stać się kimś innym niż się było. Echa dawnej, zastraszonej Elaine wciąż żyją w dorosłej kobiecie. Elaine  jako dziecko była inna: nie miała pięknych sukienek i pięknego domu, była chłopczycą, którą fascynowało to, co inne dziewczynki napawało obrzydzeniem. Dorosła Elaine ma problem, by wejść do galerii, gdzie wystawiane są jej własne obrazy... gdyż wydaje się sobie nieodpowiednio ubrana. Bo czy malarce wypada chodzić... w niebieskim dresie?

Jestem pod ogromnym wrażeniem tego, jak autorka łączy w Kocim oku przeszłość z teraźniejszością, jak perfekcyjnie splatają się one w wielowymiarową opowieść o zawiłych meandrach kobiecej psychiki. Kocie oko jest bowiem bez wątpienia powieścią psychologiczną, w której to, co było i to, co jest są tak samo ważne.

Już na wstępie autorka przedstawia ciekawą koncepcję czasu: nie jest on według niej linią, więc nie można odwrócić się w tył, by zobaczyć to, co było. Należy raczej spoglądać w dół, jak w wodę, która może coś odsłoni... a może nie. Ile ta woda/czas odsłoniła przed Elaine, ile zapamiętała? I ile z tego, co opisała, jest prawdą, skoro niektóre rzeczy pamięta tylko ona?

Stylistycznie i kompozycyjnie Kocie oko  to prawdziwe arcydzieło, potwierdzające ogromny talent literacki Atwood. Zresztą nie tylko ja ją doceniam: autorka regularnie jest wymieniana jako kandydatka do Nagrody Nobla. I naprawdę mam nadzieję, że tę nagrodę otrzyma, rzadko bowiem trafia się na powieść, która tak głęboko zapada w pamięć. Ogromnie polecam!

Margaret Atwood, Kocie oko, Wielka Litera, 2018, s. 445.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz