Strony

wtorek, 27 marca 2018

Historia szlifierza diamentów (Recenzja książki Miejsce i imię Macieja Siembiedy)

Nie czytałam powieści 444, co więcej, o autorze, Macieju Siembiedzie, też wcześniej nie słyszałam. Błąd! Powiedzieć, że przeczytałam Miejsce i imię, to mało. Popłynęłam przez tę książkę, chłonąc stronę za stroną, rozdział za rozdziałem. Fakt, miałam luźniejszy tydzień i mogłam sobie pozwolić na taki maraton czytelniczy. Tyle, że maraton ten przebiegłam wyjątkowo szybko, bez wysiłku i z ogromną satysfakcją na mecie.

Maciej Siembieda Miejsce i imię recenzja książki



Wypada zacząć od tego, że kolejny raz zaczęłam czytać serię nie od początku - mam do tego wyjątkowe szczęście. Miejsce i imię jest drugą częścią historii o Jakubie Kanii - prokuratorze z IPN-u. Nieznajomość wspomnianego już 444 zupełnie jednak nie zakłóciła mi lektury - wszystko zostało napisane tak, że czytelnik taki jak ja nie ma w trakcie lektury poczucia zagubienia. Ma za to apetyt, by po pierwszą część sięgnąć.

To, że książka Macieja Siembiedy może mi się spodobać, wiedziałam od razu po przeczytaniu opisu. Fabuła jest bowiem jak najbardziej "moja": nierozwiązana zagadka z przeszłości, dochodzenie, spisek, a w tym wszystkim delikatne love story w tle.

Akcja Miejsca i imienia rozgrywa się w dwóch planach czasowych. Pierwszy związany jest z osobą Dawida Schwartzmana, genialnego szlifierza diamentów. W latach dwudziestych XX wieku opracował on tzw. czarny szlif, dzięki któremu diamenty miały wyglądać tak, jakby od środka zamontowano w nich jakieś dodatkowe, ukryte źródło światła - ich blask miał być wprost niewiarygodny. Mężczyzna nie ma jednak szczęścia w życiu: najpierw na dwadzieścia lat trafia do więzienia, potem do obozu koncentracyjnego w Annabergu, gdzie łatwo się domyślić, jaki los go spotkał.

Pamięć o Dawidzie Schwartzmanie jednak nie ginie. Jest rok 2011. Jakub Kania dostaje zlecenie od Instytutu Pamięci Jad Waszem w Jerozolimie. Jego zadanie ma polegać na odnalezieniu miejsca pochówku Żydów zgładzonych w obozie na Górze św. Anny, po to, aby przywrócić im tytułowe "miejsce i imię". Jednak, jak można się spodziewać, nie chodzi tylko o to. Legendarny szlif przyciąga bowiem jak magnes ludzi w różnym wieku, różnej narodowości i o różnych poglądach. Nie zawsze miłych i nie zawsze szlachetnych - co oczywiste.

Miejsce i imię spełnia dwa podstawowe kryteria, jakie według mnie powinna mieć dobra powieść: jest to świetna historia opowiedziana świetnym językiem. Zresztą: nie mogło być inaczej.

Jak wyczytałam, autor od trzydziestu lat zajmuje się prowadzeniem śledztw historycznych. Nie dziwi mnie więc świetna znajomość tematu. Widać, że książka nie została napisana ot tak, na poczekaniu, tylko poprzedził ją solidny research. Miejsca i imienia nie napisał by ktoś, kto historią ostatni raz interesował się w liceum, przestraszony wizją kartkówki. No i widać, ze autor po prostu umie pisać, że wie, jak poustawiać literki w słowa, słowa z zdania, a zdania w zajmującą całość. Dla mnie ta sprawność w posługiwaniu się słowem jest o tyle istotna, że często w powieściach, gdzie dużo się dzieje, warstwa językowa schodzi na drugi plan. Tu nie. I chwała autorowi za to.

Olga z Wielkiego Buka nazwała autora polskim Danem Brownem - mówiła jednak nie o Miejscu i imieniu, tylko o 444. Mnie książka ta skojarzyła się trochę ze... Szmaragdową Tablicą, którą swojego czasu byłam zachwycona. Trochę mi jednak głupio nazwać Macieja Siembiedę polską Carlą Montero... chociaż naprawdę piszę to jako najwyższy komplement.

Nie muszę chyba dodawać, że książkę serdecznie polecam.  I tak sobie myślę, że  trzymam kciuki, aby tę historię przetłumaczono i żeby poszła ona w świat. Jest to bowiem literatura, owszem, popularna, ale na najwyższym światowym poziomie. Jest świetna - po prostu!

Maciej Siembieda, Miejsce i imię, Wielka Litera, 2018, s. 487.

3 komentarze:

  1. Mam podobnie z tym, że coraz częściej zdarza mi się czytać serię zaczynając od późniejszych części. :D Co do książki to myślę, że może mi się spodobać, bo lubię takie klimaty. ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja dopiero będę książkę czytać za kilka dni, ale już się na tę lekturę cieszę. 444 czytałam. Polecam.

    OdpowiedzUsuń