Strony

wtorek, 29 sierpnia 2017

Ten zrzędliwy Dostojewski, tan marzycielski Szekspir (Recenzja książki Odessa i tajemnica Skrybopolis Petera von Olmen)

Kiedyś, ale raczej nie dawno, dawno temu, żyła sobie dziewczynka, która chodziła nocami po dachach. Jej mama nie pozwała jej bowiem opuszczać pokoju i rozmawiać z rówieśnikami, więc tylko w ten sposób, wymykając się, Odessa mogła poznawać świat. 

Którejś nocy dziewczynka spostrzegła na ulicy książkę, która emanowała dziwnym blaskiem. Zabrała ją, a chwilę później jakieś dziwne stwory porwały jej matkę. Odessa postanawia ją odnaleźć i niespodziewanie trafia do Skrybopolis - niezwykłego miasta pisarzy. 

Brzmi dobrze, co?





Lubię takie powieści. Takie, w których od pierwszych stron widać, że autor miał nietuzinkowy pomysł na fabułę. Ba!, w tym przypadku powiedzieć nietuzinkowy, to jak nic nie powiedzieć. Bo o ile powieści o nieco narwanych nastolatkach nie są niczym nowym, tak umieszczenie akcji w mieście, gdzie ulicami przechadzają się Szekspir, Dostojewski czy Kafka... noo, to już jest ciekawe.

Książkę czyta się świetnie. Autor dba o to, żebyś przez cały czas coś się działo. Rozpoczyna od tajemnicy, dziwnych stworów, porwania - a potem jest tylko lepiej. Odessy, głównej bohaterki, nie sposób nie lubić. Dziewczynka jest pewna siebie, odważna i nieco humorzasta. Jej największym marzeniem jest poznać ojca. Ojca, którego nigdy nie spotkała i na temat którego jej mama uparcie milszy. Gdy trafia do Skrybopolis, zaczyna się zastanawiać: czy jej ojcem jest Szekspir? A może Dostojewski? Ach, no tak, zapomniałam wspomnieć: matka Odessy jest Muzą.

Peter van Olmen proponuje nieco inne spojrzenie na literaturę. Autor Zbrodni i kary nagle staje się zrzędliwym facetem z siekierą u boku, Kafka tak skrupulatnie przestrzega wszelkich przepisów, że sprawia wrażenie lekko zbzikowanego, Orefeusz zaś usycha z miłości do przemienionej w posąg Eurdyki, co z kolej sprawia lekko groteskowe wrażenie. Nie wiem, czy gdy miałam tyle lat, ile ma Odessa, wiedziałam, kim są te postaci, jestem jednak prawie pewna, że po lekturze zapragnęłabym się dowiedzieć, o kim czytałam. Książka stanowi więc naprawdę ciekawy punkt wyjścia do zainteresowania młodego czytelnika wielkimi postaciami literatury światowej.

I z całą mocą podkreślam: ta książka, mimo nazwisk klasyków, Boże broń nie jest nudna! Przeciwnie, tak, jak pisałam cały czas się w niej coś dzieje, a do tego jest naprawdę przezabawna, a to za sprawą... gadającego kanarka, którzy towarzyszy Odessie. Tak, gadający kanarek jest niewątpliwie moim ulubionym bohaterem.

Wiem, że często to ostatnio piszę, ale tak, to też jest książka, którą polecam i którą warto przeczytać - podobała mi się ogromnie i to właśnie dzięki niej sięgnęłam... nie, nie, nie po Makbeta czy Braci Karamazow. Szukając podobnego klimatu sięgnęłam po Osobliwy dom pani Peregrine, a teraz czytam kontynuację, czyli Miasto cieni. Tych dwóch książek chyba jednak nie muszę polecać? :)

Peter van Olmen, Odessa i tajemnica Skrybopolis, Literacki Egmont, 2013, s. 464.



2 komentarze:

  1. Te nazwiska klasyków brzmią naprawdę kusząco. Nigdy nie słyszałam o tej książce, ale to strasznie fajne. Cudownie by było żyć i móc popatrzeć jak Szekspir popija jakiś rodzaj alkoholu i opowiada w knajpie o życiu. Naprawdę, zapowiada się bardzo intrygująco :P


    Pozdrawiam serdecznie!
    Cass z Cozy Universe

    OdpowiedzUsuń