Tytuł: Do następnych mistrzostw
Autor: Eshkol Nevo
Wydawnictwo: MUZA
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 375
Nie jestem i nigdy nie byłam fanką piłki nożnej - toteż książka z "mistrzostwami" w tytule odleżała swoje na półce. I to był błąd!
Do następnych mistrzostw jest bowiem powieścią opowiadająca o męskiej przyjaźni, która bynajmniej nie ogranicza się do picia piwa przed telewizorem. Owszem: bohaterowie regularnie spotykają się przed odbiornikiem, jednak spotkania te pełnią podobną funkcję co babskie sabaty przy winie.
Churchill, Amichaj, Ofir i Juwal chodzili razem do szkoły w Hajfie, potem wszyscy przeprowadzili się do Tel Awiwu, jednak dorastanie bynajmniej nie sprawiło, że oddalili się od siebie, przeciwnie: czytając miałam wrażenie, że żaden z nich nie byłby kompletny.
W 1998 roku, podczas finału Pucharu Świata wpadają na ciekawy pomysł. Każdy z nich zapisuje na kartce trzy życzenia, które chciałby zrealizować... do następnych mistrzostw właśnie. To, w jaki sposób zostaną (lub nie zostaną) one zrealizowane, stanowi dla mnie jeden z najlepszych momentów tej książki.
O Do następnych mistrzostw trafnie pisze wydawca na okładce: Czterej kumple i mecz w telewizji? Banał i stereotyp? Zdziwicie się.
Książka, którą przeczytałam, nie jest ani banalna, ani stereotypowa. Ba! Dotyka spraw najważniejszych, takich jak strata, miłość, szukanie sensu życia czy wreszcie przyjaźń. Bohaterowie zaś... nie wiem, może to nadinterpretacja z mojej strony, ale noszą w sobie pierwiastek tragizmu. Natomiast fakt, że tematykę podano w chwilami zabawnej (nie mylić z "głupawej) formie, świadczy tylko na korzyść autora.
I jeszcze jedno. Mnie zawsze zaskakują sytuacje, kiedy autorowi udaje się tak rozpisać dobrze znane motywy, że wychodzi z tego coś, co zapada w pamięć, co nie jest sztampowe, co czyta się z przyjemnością. Może to właśnie jest talent? Pisać o czymś znanym tak... żeby czytelnik miał wrażenie, że czyta o tym po raz pierwszy? Nie wiem... w każdym razie: serdecznie polecam.
***
Od dłuższego czasu cierpię na nadmiar książek, które są wszędzie: na podłodze, na parapecie, na łóżku, na szafkach, w szafkach i pod szafkami... Fakt, marzę o wielkiej bibliotece, ale też nie do wszystkich książek jestem tak samo przywiązana.
Zatem jeśli ktoś ma ochotę na nowe książki, płacąc tylko za koszt przesyłki, zapraszam na profil bloga na Facebooku - KLIK. Co jakiś czas będę dodawać tam książki do oddania, na pierwszy ogień idzie właśnie ta recenzowana powyżej oraz powieść Magdaleny Kordel, której recenzja znajduje się TUTAJ.
Zapraszam! :)
Świetna recenzja! Gdybym natknęła się na tę książkę w księgarni, pewnie nawet nie chciałoby mi się jej podnieść, żeby przeczytać o czym jest. Okładka odstrasza ;)
OdpowiedzUsuńMoja skryta osobowość fana piłki nożnej jak dotąd nie została odkryta i sądzę, że już się nigdy nie pojawi. Może kiedyś przeczytam tę książkę, ale jak na razie... :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
A ja jednak, przynajmniej pierwszą selekcję, na podstawie okładki, robię :-) słodko-ckliwa okładka generalnie stanowi gwarancję odpowiedniej zawartości :-)
OdpowiedzUsuńAkurat tym razem książka nie dla mnie.
OdpowiedzUsuńA jeśli chodzi i problem dotyczący braku miejsca, to chyba cierpi na niego większość moli książkowych, w tym oczywiście i JA. Też nie trzymam wszystkich tytułów, bo utonęłabym w morzu książek. Oddaje je na wymianę bądź przeznaczam na konkursy :)