Czasem, kiedy zastanawiam się, co napisać o danej książce, nachodzą mnie refleksje natury ogólnej. I tak kończąc czytać "Na fejsie z moim synem" Janusza L. Wiśniewskiego, pojawiły się w mojej głowie pytania, po części zapewne retoryczne.
Czy aby dobrze bawić się przy piosenkach Izabeli Trojanowskiej konieczna jest impreza o nazwie "kicz party"? Bo wtedy można udawać, że Iza wcale nam się nie podoba, a te dzikie pląsy to tylko w ramach wspomnianego kiczu?
Czy to, że teraz publicznie się przyznam, że zdarza mi się (całkiem często mi się zdarza!) zaczynać dzień od pudelka, w jakiś sposób będzie o mnie źle świadczyło?
I wreszcie: czy Janusz L.Wiśniewski, aby posadzić obok siebie na jednej kanapie Marylin Monroe, Kinsley'a i Jima Morrisona naprawdę musiał uczynić to za pośrednictwem swojej matki, Ireny Wiśniewskiej?
Pytam, ponieważ dawno nie czytałam czegoś tak... nieprawdopodobnego i z nową książką Janusza L. Wiśniewskiego może się równać tylko proza Katarzyny Michalak - chociaż to dwie zupełnie różne bajki. Otóż autor tym razem przytacza monolog swojej zmarłej matki, która pisze do niego na fejsie, z czeluści piekielnych, co mi osobiście wydaje się pomysłem karkołomnym. Skąd bowiem syn może wiedzieć, co chciałaby powiedzieć mu matka, nieżyjąca od 1977 roku? I już samo to, że mężczyzna podejmuje się napisania pośmiertnego monologu w imieniu kobiety jest dziwne. W chwili jednak, kiedy to syn w imieniu matki pisze do samego siebie... moja wyobraźnia dotychczas aż tak daleko nie sięgała :)
Nie zmienia to jednak faktu, że książkę czytałam z ogromnym zaciekawieniem. Autor bowiem pisze o naprawdę ciekawych rzeczach. O sztuce i Sylwii Plath. O fizyce i "cząstce Boga". O Hitlerze i ojcach Kościoła. I o miłości - chyba we wszystkich jej aspektach. I mimo że temat ograny, robi to naprawdę bardzo ładnie.
Właśnie za sprawą tej tematyki narodziło się moje pytanie: czy Janusz L. Wiśniewski, aby napisać taką nieprawdopodobną książkę o wszystkim, naprawdę musiał włożyć tę opowieść w usta prostej, niewykształconej kobiety, bo jemu, "magistrowi fizyki, doktorowi informatyki, doktorowi habilitowanemu chemii" nie wypada? I czemu ten zabieg tak naprawdę służy? Przecież to jego przemyślenia, ciekawe zresztą, a nie Ireny Wiśniewskiej! I to jest główny zarzut, jaki tej książce stawiam. Miało być autentycznie, ale ja ani przez moment nie mogłam zapomnieć, że to sam autor pisze "synuś" i sam do siebie się zwraca. Niestety, ale bardzo mi to przeszkadzało w odbiorze tej powieści, mimo iż bez wątpienia została ona napisana z pomysłem i dużym zaangażowaniem.
I dlatego nie wiem, czy ją polecam, bo boleśnie odczułam tu "formę", która chwilami przesłaniała mi treść. Moją ulubioną książka autora nadal pozostaje "Samotność w sieci", którą czytałam wiele lat temu i do której boję sie powrócić, aby nie przeżyć rozczarowania.
Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Wielka Litera.
J. L. Wiśniewski, Na fejsie z moim synem, Wielka Litera, 2012, s. 448.
szczerze mówiąc nie przepadam za tym autorem
OdpowiedzUsuńwięc lekturę odpuszczę
pozdrawiam!
Mam w planach tę książkę, może wkrótce będzie okazja ją przeczytać :)
OdpowiedzUsuńBardzo ostrożnie podchodzę do tej książki Wiśniewskiego. Niestety początkowo myślałam, że zapowiedź "Na fejsie z moim synem" jest ponurym żartem prima aprilisowym, dlatego wciąż nie wiem, co mam o niej myśleć.
OdpowiedzUsuń"Samotność w sieci" przeczytałam trzy razy i przyznam szczerze, że jest to jedna z najbardziej zniszczonych książek w mojej biblioteczce. Za każdym razem odkrywałam coś nowego i zawsze byłam zachwycona. A teraz zwyczajnie boję się czytać ten najnowszy wynalazek.
Chyba oszukam sama siebie i posłucham najpierw audiobooka. Oby mi się spodobał.
Bo z autorami, którzy świetnie zaczną, taki już właśnie problem jest: nawet jeśli obiektywnie napiszą dobrą książkę, to i tak porównuje się ją do tej pierwszej, najlepszej. A "Na fejsie" naprawdę nie jest złą powieść, tylko przekombinowaną właśnie i trochę trudno traktować mi ją inaczej, jak "wynalazek".
UsuńMiałam ogromne oczekiwania jeśli chodzi o tą książkę, zawiodłam się i pojechałam nieco... ale cieszę się że Tobie bardziej się podobała :)
OdpowiedzUsuńZaraz zerknę na recenzję :)
UsuńA ja się zastanawiam co Wiśniewski jeszcze wymyśli.
OdpowiedzUsuńO tak, to jest zastanawiające :)
UsuńMam ten sam problem z "Samotnością" co Ty. Kiedyś uznałam ją za moją ulubioną książkę wszech czasów, teraz boję się sięgnąć po nią ponownie...
OdpowiedzUsuńMnie mocno rozczarował film, na którym wynudziałam się jak mops - stąd opory, by odświeżyć sobie książkę.
UsuńMnie z kolei film się podobał :)
UsuńOjej no to poniosło go trochę:( Ale w sumie nie jestem rozczarowana, bo on zaczął świetnie, ale potem rozczarowywał mnie już po trochu każdą kolejną książką. P.S. Kochana, też mi się zdarza zacząć dzień od Pudelka:)
OdpowiedzUsuńPudelek rządzi :D
UsuńOd dawna interesuje mnie twórczość tego pisarza, jednak postanowiłam, że zacznę od czegoś pewniejszego, bardziej znanego. Po Twojej recenzji mam mieszane uczucia, co tylko utwierdza mnie w przekonaniu, iż muszę chwycić za coś innego, żeby czasem (!) się nie zawieść na początku ;D
OdpowiedzUsuńZacznij od "Samotności", to chyba dobra książka na początek :)
UsuńNiestety jestem uprzedzona do tego autora. Przeczytałam "Łóżko", które totalnie nie przypadło mi do gustu i od tego czasu jest między nami niewidzialna bariera. Może kiedyś uda się ją zburzyć ;)
OdpowiedzUsuńA ja na autora patrzę z sympatią, gdyż "Samotność" przez dłuuuugi czas uważałam za moją ulubioną polską powieść :)
UsuńCały czas myślałam, że w tej książce to janusz leon wiśniewski pisze "na fejsie" ze swoim synem.. a dopiero Twoja recenzja wyprowadziła mnie z błędu ;) faktycznie nieprawdopodobny (i może trochę naciągany?) pomysł.
OdpowiedzUsuńHaha, ja też tak na początku myślałam, ale szybko wyprowadziałam się z błędu :)
Usuńod początku nie byłam przekonana do tej książki, specjalnie jej szukać nie będę chyba że wpadnie mi w ręce to może wtedy przeczytam :)
OdpowiedzUsuńMnie natomiast książka oczarowała.Forma książki zupełnie mi nie przeszkadzała, może trochę na początku, ale później się przyzwyczaiłam. Było to moje pierwsze, ale na pewno nie ostatnie spotkanie z autorem.
OdpowiedzUsuńA to nagminnie powtarzane "synuś" Cię nie irytowało :)?
UsuńJeśli jest tak dobra jak Samotność w Sieci to przeczytam ;)
OdpowiedzUsuńMyślę, że "Samotność" jest jednak lepsza.
UsuńAleż to wszystko dziwnie brzmi! Faktycznie nieprawdopodobna i nieco ciężka do przetrawienia forma - nie dziwię się, że sprawiła Ci pewne niedogodności.
OdpowiedzUsuńNie wiem czy przeczytam - lubię Wiśniewskiego, ale taka forma mnie trochę przeraża. Z drugiej strony - lubię mądre przemyślenia o sztuce i życiu. Zobaczymy...
PS. Pudelek obowiązkowo każdego dnia, nie ma się czym przejmować ;)
Tematy, jakie Wiśniewski porusza są naprawdę fajne, pomysł na to, by pisać z perspektywy piekła również... ale już np. wywody syna, w imieniu matki, o jej łóżkowych preferencjach... no nie!
UsuńPS Myślę, że z tym pudelkiem nie jesteśmy jedyne :)
Ta książka trochę mnie przeraża. Miałam swego czasu okazję żeby ją kupić ale własnie rozmowa z matką, która nie żyje sprawiła na mnie dziwne wrażenie. Nadal będę się zastanawiać :)
OdpowiedzUsuńWstyd się przyznać ale dopiero w tym roku na wakacje zapoznałam się z Samotnością w sieci i to za pośrednictwem audiobooka ( choć mój egzemplarz książki od kilku lat krąży po moich koleżankach) i bardzo ale to bardzo mi się podobała ta książka. Na pewno wrócę do niej ale już ją przeczytam. Co do filmu to tak jak ty wynudziłam się na maksa ;(. Mam ochotę na inne książki pana Wiśniewskiego choć nie wiem czy akurat na tą...
OdpowiedzUsuń