Dawno, dawno temu co jakiś czas organizowałam sobie coś, co nazwałam "czytaniem tematycznym" i postanowiłam do tej praktyki powrócić. Było czytanie tematyczne z psem, kotem, miastami i książką w tle, zaś do niedzieli będę pisać o moich ukochanych ostatnio poradnikach. To, co je łączy, to wiara autorów w to, że sami jesteśmy kowalami swojego losu i że chcieć, znaczy tyle co móc. Wielokrotnie pisałam, że mnie takie książki bardzo motywują, napędzają, dają kopa i czytam je z prawdziwą przyjemnością. Najtrudniejsza część zaczyna się oczywiście już po lekturze, kiedy wypada z przyswojoną wiedzą coś zrobić. Wtedy to siadam z kartką papieru i notuję: co bym chciała zmienić, co poprawić, czego jeszcze się nauczyć. Mam takich kartek mnóstwo i, co mnie bardzo cieszy, droga od planów do ich realizacji stopniowo staje się coraz krótsza :)
Książka Artura Króla przynosi dwie wiadomości: dobrą i złą.
Dobra jest taka, że talent nie istnieje. Nie ma czegoś takiego jak "iskra boża" czy "wrodzone predyspozycje". Oczywiście, jeśli ktoś ma dwa metry wzrostu ma szansę świetnie grać w koszykówkę, ale... sam wzrost nic mu nie da. Potrzebne są setki, a nawet tysiące godzin spędzone na boisku z piłką, by tym koszykarzem naprawdę zostać. I to jest właśnie ta zła wiadomość: aby zostać ekspertem w jakiejś dziedzinie, nie ma co liczyć na skróty, objawienia czy talent właśnie.
Praca, praca i jeszcze raz praca, moi drodzy. Innej drogi nie ma. Mało tego. Aby osiągnąć w czymś mistrzostwo, nie wystarczy po protu ćwiczyć. Trzeba ćwiczyć celowo i autor szczegółowo objaśnia, na czym to polega. I to jest w sumie kolejna zła wiadomość: celowe ćwiczenia nie są łatwe, wymagają czasu, skupienia, maksymalnej koncentracji. A cel, do którego dążymy, migocze gdzieś daleko na horyzoncie...
"Talent nie istnieje" trafił do mnie jak chyba żadna inna książka dotychczas. Autor nie obiecuje cudów, nie podaje cudownych metod, ale też mówi dobitnie: weź się do roboty, a będziesz najlepszy. Masz nieograniczone możliwości i ogromny potencjał - ale musisz ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć. Nie ma przypadków, nikomu nie udało się osiągnąć mistrzostwa w jakiejś dziedzinie fuksem. Pokazuje to na przykładzie badań przeprowadzonych wśród muzyków, tych najlepszych, bardzo dobrych i po prostu dobrych. Ci, którzy osiągnęli najwięcej, ćwiczyli celowo: w samotności, po kilka godzin dziennie (ten rodzaj ćwiczeń został uznany za najtrudniejszy, ale też za przynoszący najlepsze efekty). I każdy, kto tak robił, był najlepszy, nie dobry, tylko właśnie najlepszy. Oznacza to, że aby osiągnąć sukces, talent jest niepotrzebny.
A poza tym... talentu nie ma - kurcze, i to jest naprawdę świetna wiadomość! :) Teraz muszę tylko dokładnie przemyśleć, w czym chciałabym być świetna, rozpisać plan, zakasać rękawy... i działać! :)
Za egzemplarz dziękuję księgarni Sensus.pl
Artur Król, Talent nie istnieje, Sensus.pl, 2012, s. 117.
Jestem średnią fanką poradników. Niekoniecznie dla mnie jest więc ta pozycja :)
OdpowiedzUsuńZainteresowałaś mnie tą książką. Zawsze kiedy mi coś nie wychodzi to mówię, że "nie mam do tego talentu", a skoro talentu nie ma to chyba moja wina, że nie wychodzi :D Książkę na pewno przeczytam skoro tak bardzo motywuje do działania :)
OdpowiedzUsuńa ja dzisiaj na korepetycjach opowiadałam o Norwidzie i co chwila łapałam się na tym, że wypowiadałam zdania w stylu: "Swoim talentem wyprzedził swoją epokę", "Jego talent nie został doceniony za jego życia...". Jaki talent? Talent nie istnieje :)
UsuńĆwiczyć celowo - przydałoby mi się to.:)
OdpowiedzUsuńRzeczywiście to dobra wiadomość, tylko to zakasanie rękawów i ciężka praca mnie przerażają :)
OdpowiedzUsuńHihih, mnie bardziej przeraża myśl, że pewnych rzeczy nie zrobię, bo nie mam do tego zdolności :) Dałam się przekonać, że mam - tylko muszę nad tym pracować :)
UsuńA no właśnie.. Dość często mówi się, że ktoś ma do czegoś talent lub predyspozycje... Oczywiście istnieją mocne strony człowieka, które ułatwiają mu dojście do czegoś szybciej, niż innym. Nie mniej liczą się dobre chęci i ogrom pracy ;)
OdpowiedzUsuńLeno, autor te "wrodzone predyspozycje" przedstawia bardzo obrazowo: jeśli sportowcy mają przebiec maraton, a jeden z nich ma odjęte 10 metrów, to na początku biegu jest to dużo, jednak na mecie nie ma żadnego znaczenia, droga, jaką sportowcy muszą pokonać jest praktycznie taka sama :)
UsuńCiekawe to z tym talentem - wydaje mi się, że bardziej powinno się mówić o predyspozycjach, niż o wrodzonym "czymś", co samo w sobie wystarczy, by odnieść sukces. Zgadzam się, że do wszystkiego powinno dochodzić się praktyką - im więcej ćwiczymy, im mocniej wypatrujemy swego celu i dążymy do osiągnięcia go, tym lepsi się stajemy.
OdpowiedzUsuńZgadzam się też z tym, że najlepiej sprawdza się ćwiczenie w samotności - po sobie wiem, że wtedy pracuję najlepiej i najwydajniej.
Podobają mi się Twoje pomysły - i siadanie z kartką, by wynieść coś z lektury, i czytanie tematyczne. Poradniki bardzo lubię, czekam więc na kolejne :)
zaciekawiłaś mnie tą książką, ja wierzę w istnienie talentu i chętnie sprawdzę, czy autor zdoła mnie przekonać do swojej teorii :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam książkę w jedną godzinkę bo i cieniutka jest. I zdecydowanie zgadzam się z teorią o braku talentu. Po lekturze usiadłam i pomyślałam o wszystkich mi znanych ludziach którzy odnieśli sukces - tak na pewno przykładali się do swojej pracy, ćwiczyli, szlifowali umiejętności itp. i jestem przekonana że możemy osiągnąć wszystko jeśli tylko się postaramy :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie sama zamierzam wziąć się do pracy :D