Strony

piątek, 3 lutego 2012

Pisanie powieści jest jak odwrócony striptiz (M.V. Llosa - Listy do młodego pisarza)

Pięć lat studiowania filologii polskiej nie zabiło we mnie miłości do literatury, natomiast nabawiłam się wstrętu do teorii literatury. Nawet staro - cerkiewno - słowiański nie był tak straszny, jak Derrida, strukturalizm i pytanie, co to jest tekst. Dlatego też myślę, że jeszcze dwa, trzy lata temu nie wzięłabym nowej książki Mario Vargasa Llosy do ręki. Tytuły rozdziałów "Listów do młodego pisarza" brzmią bowiem tak: "Czas", "Narrator. Przestrzeń",  "Poziom realności". Prawdą jest jednak, że czas leczy rany i tę krótką książeczkę przeczytałam nie tylko bez wstrętu, ale i z przyjemnością.

Jest to książka bardzo osobista i, w pewnym sensie coś na kształt autobiografii - pisze autor we "Wstępie". Nie znajdziemy tu jednak faktów z życia pisarza, chociaż... biorąc pod uwagę, że literatura stanowi nieodzowną jego część, to może faktycznie, można "Listy do młodego pisarza" potraktować jako swoistą autobiografię? 

Jak sam tytuł wskazuje, książka ma formę listów. Llosa występuje w nich z pozycji autorytetu, który od podszewki zna literacką materię. Pisze w nich do młodszego kolegi, który dopiero aspiruje do miana literata. Autor "rozbiera" powieść na czynniki pierwsze, pokazuje, z czego składają się opowieści. Podaje mnóstwo przykładów na poparcie swoich tez, tym samym pokazując, których pisarzy ceni, jakie książki uważa za dobre, a które za niekoniecznie udane. 

Nie ukrywam, że "Listy do młodego pisarza" nie są łatwą lekturę, ale na pewno dającą wiele satysfakcji. Autor operuje bowiem pojęciami abstrakcyjnymi i trzeba naprawdę dużego skupienia, aby nie zgubić się w jego wywodzie. Co mnie bardzo ucieszyło, Llosa wielokrotnie podkreśla, że literatury nie da wtłoczyć się w sztywne ramy pojęć. Że jakiegokolwiek ogólnego wniosku na jej temat nie wysuniemy, natychmiast znajdzie się dziesięć przykładów "za" i dwadzieścia "przeciw". Jest to bowiem materia tak bogata, różnorodna i ogromna, że nie podlega żadnym uogólnieniom, a pojęcia, które stosują teoretycy literatury są mocno umowne. Zresztą: po co tak naprawdę rozkładać na czynniki pierwsze coś, co każdy czytelnik chwyta w lot?

Z drugiej jednak strony Llosa pokazuje, jak świetnym materiałem do studiów są książki właśnie. Tak naprawdę każdy dobry pisarz to osobna historia, osobne techniki pisania. Autor w kilku momentach próbuje pokazać, co sprawia, że dany utwór uznajemy za arcydzieło, co go wyróżnia - i moim zdaniem jest to świetna lekcja i lektura obowiązkowa dla młodych pisarzy właśnie.

Czuć w "Listach młodego pisarza" pasję, czuć miłość literacką, czuć podziw dla mistrzów... i czuć, że napisał je człowiek, który za literackiego mistrza może uchodzić i który nawet opowieść o narracji potrafi uczynić pasjonującą lekturą. 

M.V. Llosa, Listy do młodego pisarza, ZNAK, 2011, s. 125.

10 komentarzy:

  1. "staro - cerkiewno - słowiański" te spacje tam są zbędne...
    "tą krótką książeczkę" a tu tę :)

    Bardzo zaciekawiła mnie Twoja recenzja i, gdy tylko znajdę czas, na pewno sięgnę do tej książki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło, że ktoś wyłapuje takie niuanse, bo ostatnio zastanawiałam się, czy ktoś faktycznie czyta uważnie to, co tutaj piszę :) Pozdrawiam!

      Usuń
    2. Wyłapuje, nie wyłapuje, ale spacji nie poprawiłaś :P Że pozwolę zacytować pewną radę z pewnej stronki "Należy odróżnić łącznik (-) od myślnika (–). Pierwszego, znacznie krótszego i nigdy nieotaczanego spacjami, używamy na przykład w sytuacjach: biało-czerwona, lewo- i praworęczny. Kod pocztowy 61-251. Myślnika używamy przy dialogach i jako... myślnika." Może na blogu nie widać różnicy w długościach, ale wiadomo, o co chodzi :D

      Pozdrawiam!

      Usuń
    3. czytam, czytam tylko nie zawsze się wypowiadam :)

      Usuń
    4. ktoś czyta ze zrozumieniem, pozdrawiam

      Usuń
  2. Jestem bardzo ciekawa książki. Mam ją od jakiegoś czasu na półcę i tylko wyczekuję końca sesji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie uwierzysz, ale bardzo zazdroszczę wszystkim tym, którzy teraz zdają egzaminy :)

      Usuń
  3. A mnie właśnie trafiła się gratka i odkupiłam tanio tę książkę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Powodzenia w dalszym wyzwalaniu się z polonistycznych garbów.;)
    Mijają lata od "zaliczenia" filologicznych dziedzin, a tu wciąż z człowieka coś wyskakuje: jakiś wstręt do terminów teoretycznoliterackich, jakiś lęk przed pisaniem, jakieś przekonanie o wartościowaniu książek, które zabija lekturę emocjonalną etc.

    Na szczęście jest w filologicznym bagażu kilka przydatnych zdobyczy. Między innymi i ta, którą potwierdza Twój wpis o Llosie: że każdy pisarz ma swój osobny wszechświat, z którego może badaczom figę z makiem pokazać. Albo odsłonić swój warsztat według własnych rozpoznań. I to jest najlepsza szkoła literatury. Nawet gdyby czytać takie książki z polonistyczną nieufnością (ach, czy on aby dobrze sam siebie rozumie!).

    Skarletko, ja też wczoraj nabyłam "Listy..." i ucieszyłam się z Twoich spostrzeżeń, bo jeśli odnajdę w książce mniej więcej to, co Ty, będę zadowolona.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń