Tak jak pisałam wczoraj: książką "Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął" jestem szczerze zachwycona. Nietuzinkowa fabuła, nietuzinkowi bohaterowie, szalona akcja i humor tryskający z każdej strony - czy można chcieć więcej?
Jonas Jonasson przedstawia historię Allana Karlssona, który w momencie rozpoczęcia powieści kończy sto lat. Allan nie jest jednak nobliwym staruszkiem, który ma ochotę spędzić ten dzień w domu spokojnej starości, którego szczerze nie lubi. Pod wpływem nagłego impulsu wyskakuje przez okno wprost na rabatkę i rozpoczyna kolejną już w swoim życiu szaloną wyprawę. Po drodze trup ściele się gęsto, Allan spotyka nowych, baaaardzo oryginalnych przyjaciół, kradnie walizkę z 50 milionami w środku, zaprzyjaźnia się ze... słoniem, ściga go i policja, i grupa przestępcza, a Allan zdaje się nic sobie z tego nie robić.
"Stulatek..." rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych. Pierwsza to 2005 rok, kiedy to Allan kończy dziesiątą dekadę. Druga to lata pomiędzy narodzinami a setnymi urodzinami. W tym czasie nasz bohater zdążył zaprzyjaźnić się z prezydentem Trumanem, uratować życie generałowi Franco, upić się ze Stalinem, poznał Mao Zadonga, który jednak trochę go rozczarował, gdyż na kolację podał tylko makaron. Ponadto Allan niemalże na piechotę pokonał Himalaje, nauczył się produkować w warunkach ekstremalnych wódkę z koziego mleka, spalił Władywostok...
Mogłabym tak wymieniać bez końca, a zrobiłam to tylko po to, by pokazać, z jakim rozmachem i fantazją napisana została ta książka. Mimo iż liczy sobie ona 416 stron, autor nawet przez moment nie spuszcza z tonu, mnożąc przezabawne sytuacje i niespodziewane zbiegi okoliczności - a ja ani przez chwilę nie zwątpiłam, że to wszystko prawda! Nic, tylko pozazdrości fantazji i umiejętności ogarnięcia tego wszystkiego w jedną, fantastyczną całość. W trakcie lektury co chwila wybuchałam śmiechem - i to w najbardziej niestosownych momentach! Czy jest coś śmiesznego w fakcie, że ważąca 5 ton słonica właśnie zmiażdżyła człowieka? Ano właśnie jest!
Dla mnie Jonas Jonasson jest absolutnym odkryciem literackim i naprawdę podpisuję się pod stwierdzeniem z okładki, że jest to "brawurowa powieść, która zachwyciła 1,5 miliona czytelników". Ja właśnie dołączyłam do tej grupy, do czego i Was serdecznie zachęcam :) (Patrz post niżej)
J. Jonasson, Stulatek, który wyskoczył przez okno i zniknął, Świat Książki, 2012, s. 416.
Bardzo lubię takie książki, z chęcią przeczytam.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;)
Ciekawa recenzja, no i książka oczywiście też :)
OdpowiedzUsuńO, ja, ja, ja! Wiedziałam, że mi się spodoba, mam nadzieję, że uświadomię to sobie jeszcze bardziej namacalnie ^^.
OdpowiedzUsuńAle entuzjazm :)
UsuńBardzo zachęcające ;) Może wygram konkursik, to przeczytam szybciej :P
OdpowiedzUsuńJakoś mnie nie kręci, ale nie mówię nie :)
OdpowiedzUsuńMam tę książkę na oku, same pozytywne i optymistyczne recenzje o niej czytam :)
OdpowiedzUsuńJakże się cieszę, że mam tę książkę! A tak strasznie się zniesmaczyłam, gdy dostałam ją w niespodziewanej paczce. Bo ja nie lubię takich siłą wciskanych książek.
OdpowiedzUsuńAle co innego, gdy ktoś mi daje bardzo dobrą książkę... ;)
Ta książka jest genialna! Polecam wszystkim fanom Forresta Gumpa!:D
OdpowiedzUsuńMam ogromną ochotę na tę książkę i mam nadzieję, że już niedługo wpadnie w moje ręce :)
OdpowiedzUsuńCzytałam kilka średnio pochlebnych opinii: że za dużo groteski, zbyt przerysowane... Chyba jednak sobie odpuszczę
OdpowiedzUsuń