Strony

wtorek, 28 lutego 2012

Konflikt jak za czasów króla Salomona (Tam gdzie ty - Jodi Picoult)

Książki Jodi Picoult uwielbiam, a pisarkę kocham za odwagę i sposób, w jaki przedstawia tematy, na których z pewnością wielu by poległo. Jeśli chodzi o tematykę, "Tam gdzie ty" nie rozczarowuje.

Autorka opisuje walkę Zoe i Maxa o dziecko. Oboje go pragną, lecz żadne z nich nie może go mieć. Decydują się na zabieg in vitro, jednak najdłuższa ciąża Zoe trwa 28 tygodni i kończy się urodzeniem martwego chłopca. I w tym momencie Max wypisuje się z małżeństwa, żąda rozwodu i od tej pory każde z nich podąża swoją drogą. Tyle, że drogi te są dość kontrowersyjne.

Zoe znajduje szczęście u boku kobiety, z którą bierze ślub. Max zaś pomieszkuje u brata, "odnajduje Chrystusa" i przewartościowuje całe swoje życie. Nie zmienia się jedno: pragnienie dziecka. Tyle, że Zoe chce, aby urodziła je jej partnerka, Vanessa, Max zaś chce pomóc bratu i jego żonie. Rozpoczyna się ostre starcie przed sądem o zamrożone zarodki. 

Czytając, odniosłam wrażenie, że zaczynając pisać, autorka miała jasno sprecyzowany cel: pokazać, że rodzina to nie związek dwóch osób różnej płci, lecz związek, w którym dwie osoby się kochają. W sporze "tradycyjne wartości chrześcijańskie" kontra "każdy ma prawo do szczęścia" wyraźnie widać, po której stronie stoi autorka. Pokazuje, że za wspomnianą już tradycją popartą autorytetem Boga często stoją bardzo niskie pobudki jej wyznawców, którzy forsując swoje racje, w ten sposób karmią własne ego. I chociaż ja w tym sporze zajęłabym takie stanowisko, jakie zajmuje Jodi Picoult, jestem świadoma, że oba "obozy" zostały ukazane nieco stronniczo. Zoe, którą potępia się za rozwiązły tryb życia, zostaje przedstawiona jako wzór cnót  wszelkich. Natomiast już pastor, który doradza Maxowi to zręczny manipulator, jego prawnik po trupach dojdzie do celu, chociaż nie wypuszcza Biblii z rąk. Reid zaś, do którego miałyby trafić jajeczka, chociaż zawsze wydawał się Maxowi bez skazy, wcale nie jest taki kryształowy.

Jednak to nie stronnicza perspektywa zadecydowała o tym, że tym razem nie dałam się Jodi Picoult uwieść. I szczerze mówiąc nie wiem, co miało decydujący wpływ na to, że powieść oceniam jako jedną ze słabszych w dorobku autorki. Być może oczekiwania zawyżyło "Drugie spojrzenie", które uważam za książkę genialną? A  może nieco wyczerpał się schemat powieści, w którym bohaterowie trafiają do sądu i znaczną część książki stanowią przesłuchania i mowy obrońców? Czytając, nie poczułam emocji, które zawsze towarzyszyły mi przy lekturze dzieł tej autorki. A poza tym przewidziałam zakończenie -całe! - a tego nie lubię. Oczywiście nie twierdzę, że jest to zła książka, po prostu nie zachwyciła mnie tak, jak się tego spodziewałam. No cóż: od ulubieńców wymaga się więcej :)

PS Zoe jest muzykoterapeutką. Do książka dołączona została płyta z piosenkami "w celu przybliżenia czytelnikowi postaci Zoe za pomocą nadania jej prawdziwego głosu". Każdy utwór powiązany jest z konkretnym rozdziałem, słuchałam ich sobie w trakcie lektury i pomysł uważam za bardzo trafiony.

J. Picoult, Tam gdzie ty, Prószyński i S-ka, 2012, s. 567.

13 komentarzy:

  1. U mnie brak entuzjazmu, z jakim spotykałam się w wielu recenzjach, wynikał właśnie z owej stronniczości. Bo przecież cała konstrukcja książki się na tym opiera - na zderzeniu dwóch punktów widzenia. Dajmy więc szansę na konfrontację z prawdziwego zdarzenia, a nie zamydlanie czytelnikowi oczu. Zwłaszcza, że niektóre argumenty autorki na rzecz wyższości związku partnerskiego nad związkiem kobity z facetem są śmieszne - jakby to zależało od płci..
    Bardzo mnie ta książka zmęczyła, nie poruszyła, zirytowała. Po szczegóły zapraszam do mnie, jak Ci się chce i masz czas.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. (czas wymagany - bo ja piszę te długie, męczące elaboraty, których nikt nie lubi :-).
    Fajnie, że ułatwiasz blogerom życie i nie masz weryfikacji obrazkowej.

    OdpowiedzUsuń
  3. A chętnie przeczytam tekst, czas mam :) Wcześniej specjalnie nie czytałam recenzji tej książki, żeby nie psuć sobie niespodzianki, ale teraz bardzo chętnie :) Ja się nie zmęczyłam, jakoś specjalnie też mnie "Tam gdzie ty" nie irytowało, ale u Picoult lubię to, że zaskakuje, a tutaj zaskoczenia nie było żadnego. Dokładnie wiedziałam, po co Zoe ma zajęcia z Lucy i byłam pewna, że Max zachowa się tak, jak się zachował.
    PS Weryfikacji nie mam, bo sama nie lubię, jak się mnie weryfikuje :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To było moje pierwsze spotkanie z Picoult, więc nie mam takiego porównania jej książek, jak Ty, choć nie wykluczam, że po inne sięgnę. Ja akurat zakończenia nie przewidziałam - to znaczy tego, jak się zachowa Max, ale wątek z Lucy był przewidywalny. Mnie ta książka zmęczyła, bo bardzo angażowała moje emocje. Ale takie niedobre emocje.

    :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Muszę się zgodzić z Oleńką. Argumenty były nietrafione.
    Tak jak pisałam u Agnieszki Tatery, po zastanowieniu dochodzę do wniosku, że osoby którym powinnam współczuć (wg pani Picoult) zwyczajnie mnie denerwują.
    Szkoda, że autorka nadal tkwi w swoim schemacie i nie chce wyjść poza niego. Przez to coraz bardziej jej powieści kojarzą mi się raczej ze starszymi, znudzonymi kurami domowymi niż dobrym rzemiosłem. Solidne przygotowanie ze strony medycznej (bo tego nie można jej odmówić) nie czyni jeszcze książki wartościowej i wnoszącej coś do światopoglądu.
    Nie było tam prawdziwej refleksji nad losem dziecka, a przecież ono miało być najważniejsze. Autorka wolała dać słodki i amerykański happy end....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, zgadzam się. Książki Picolut czytałam zawsze wtedy, kiedy miałam ochotę na solidną dawkę emocji i wzruszeń, tutaj jednak cały czas miałam wrażenie, że autorka pokazywała mi palcem, co mam myśleć i trochę mnie ten "dydaktyzm" irytował. Być może taki zabieg związany jest z tym, co niżej napisała Vivi? No i koniec, trzy mamy, jeden tata.. trochę za słodko. Pozdrawiam :)

      Usuń
  6. a wiesz, że Jodi pisząc książkę, dowiedziała się, że jej syn jest gejem? Może książka miała iść w zupełnie innym kierunku, ku dalszym problemom małżeństwa w poczęciu dziecka ale przez wiadomość o homoseksualizmie swojego dziecka autorka zmieniła zamiar i wyszło jak wyszło...?

    OdpowiedzUsuń
  7. Czytałam tylko 'Drugie spojrzenie', ale im więcej czytam recenzji Picoult, tym mocniej dochodzę do wniosku, że ona utarła sobie taką ścieżkę pisarstwa: zamknięty schemat. Jest problem, sytuacja mocno dyskusyjna, kontrowersyjna i rozprawa w sądzie. Pewnie się narażę, ale wieje nudą. Zdecydowanie wolę Oates, a teraz zapoznaję się bliżej z Doris Lessing. Swego czasu miałam ogromną chęć przeczytać kilka książek Picoult, ale jest wielu innych autorów, którzy nie zamykają się w schematach. Może jestem trochę niesprawiedliwa, bo przecież czytałam tylko jedną książkę tej pisarki, no ale skromnie mam prawo mieć takie zdanie. O! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tego schematu nie da się nie zauważyć, ale, kurcze, jest w nim dobra! :)

      Usuń
  8. Ale się wstrzeliłyśmy dzisiaj z recenzjami dotyczącymi książek Picoult ;)
    Wyraziłam swoją opinię o 'Zagubionej przeszłości' która nie porwała mnie ani niczym szczególnym nie zachwyciła, a wiem, że Picoult potrafi wyciskać łzy z oczu i przykuć do fotela :)
    Po 'Tam gdzie ty' mam zamiar sięgnąć w najbliższym czasie, zobaczymy jak będzie w tym przypadku :)

    OdpowiedzUsuń
  9. To ja miałam odwrotnie "Drugie" meczylam strasznie a ta książka mnie porwała. Ot kwestia gustu :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie wiem, co o tej książce myśleć. Część osób wychwala, część odradza... Na debiut na pewno nie jest to najlepsza propozycja, na razie odpuszczę.

    PS Dzisiaj wysłałam maila z moim adresikiem. Nie za późno? Oby nie XD

    OdpowiedzUsuń