Piękna, melancholijna książka - idealna na deszczowe, ale jednak, lato. To moje pierwsze spotkanie z twórczością Katarzyny Krenz, ale że "Lekcję tańca" mam na półce już ponad rok, to czuję się zmotywowana, by po nią sięgnąć.
O czym jest ta książka? O samym życiu, mówiąc w największym skrócie. Grupa osób, w różnym wieku, o różnych doświadczeniach i przemyśleniach, wyrusza razem do Hiszpanii, by tam dać występ na przeglądzie amatorskich teatrów. I tu pierwszy plus: niewiele znam osób, które grają w amatorskich teatrach i są w stanie na taką okazję na jakiś czas zupełnie wyłączyć się z życia - a tak właśnie robią bohaterowie tej powieści. Niewiele znam osób, które przypominałyby bohaterów Krenz: ludzi wrażliwych, którzy zastanawiają się nad własnym życiem, analizują je, zwracają uwagę na niuanse.
Dla każdej z postaci wyprawa przez Europę stanowi szansę, by zostawić coś za sobą, od czegoś uciec, dać sobie czas na przemyślenie. Jak łatwo się domyślić, nie do końca się to udaje, gdyż bohaterowie ruszają w podróż obciążeni całym bagażem doświadczeń, których nie mogą ot tak zostawić w domu. I chociaż podróżują w większym gronie, odniosłam wrażenie, że tak naprawdę każdy z nich jest sam: nie da się bowiem wejść w wszechświat drugiego człowieka i go zrozumieć - najwyżej można być blisko. Co ważne, z podróży na pewno wrócą odmienieni, chociaż potoczyła się ona nie do końca tak, jak to było zaplanowane. Wszak wiadomo, że ważniejsza od celu podróży, jest sama podróż.
Ogromnie żałuję, że nie mam przed sobą egzemplarza "Królowej pszczół", jest tam bowiem pewien fragment o "Zbrodni i karze" Dostojewskiego, który wywarł na mnie ogromne wrażenie. Jedna z bohaterek, cierpiąca na koszmarne bóle głowy, nie rozstaje się z tą książką i czyta o tym, że nowego życia nie można sobie podarować tak po prostu, że nie można odpokutować i zwyczajnie zacząć od nowa. W ich kontekście bohaterowie Krenz zyskują nieco tragiczny wymiar, ale, zaznaczam od razu, książka nie jest smutna! A jaka jest? Subtelna, delikatna, wręcz poetycka. Do przemyślenia i do rozkoszowania się każdym zdaniem. Do przeczytania właśnie teraz!
K. Krenz, Królowa pszczół, Wydawnictwo Literackie, 2011, s. 333.
Słyszałam już o niej i coś mnie do niej przyciąga :)
OdpowiedzUsuńPiszesz o niej tak zachęcająco,że chyba ją zamówię. Tytuł jest intrygujący, a jeszcze Dostojewski...Zapowiada się ciekawie
OdpowiedzUsuńTytuł mnie zaciekawił, a tym bardziej okładka (tak wiem, nie ocenia się książki po okładce). Jednak coś mnie odrzuca, a dokładniej mały napis na dole: "nowa powieść bestsellerowej autorki". Mam wrażenie, że autor chce nam wcisnąć produkt marketingowy. Ale, skoro tak ładnie piszesz o niej, to jeśli ją zobaczę, dam jej szansę. Nie będę uganiała się za nią, lecz jeżeli będzie mi dane, to z pewnością sięgnę po nią.
OdpowiedzUsuńTośka - :)
OdpowiedzUsuńMag - o pszczołach w tej książce też trochę jest, nie tylko w tytule :)
Ice_Fire - takie napisy ma coraz więcej książek i nic się z tym nie poradzi: książka jest produktem, który trzeba sprzedać, a żeby sprzedać, trzeba zareklamować. I sama się łapię na takie hasła, bo jak tu nie kupić książki, która np. jest reklamowana jako ta, która zrobiła niesamowite wrażenie na połowie ludzkości :)?
A jutro napiszę o kolejnej świetnej książce, chociaż w zupełnie innym klimacie :)
Skarletko, podzielam Twoja opinię. Ja też się rozkoszowałam, czytając ją :-)
OdpowiedzUsuńZaciekawiłaś mnie ci powiem, postaram się zdobyć i przeczytać książkę ;)
OdpowiedzUsuńhttp://made-in-marta.blogspot.com/ - zapraszam do siebie, byłoby mi bardzo miło ;)) !
Znajoma mi ją polecała :)
OdpowiedzUsuń