W kwietniowym "Sensie", kilka dni temu, przeczytałam bardzo fajny tekst o Szczęściarzach. Mówił on o ludziach, którzy wychodząc po bułki do sklepu, poznają miłość swojego życia. Na imieninach u krewnych dostają propozycję super pracy, taksówkarz podsuwa im ofertę kupna świetnego samochodu po okazyjnej cenie, a odnalezieni na Facebooku starzy znajomi zapraszają do swojego domu pod Paryżem. Dalej autorka stwierdza, że życiowi farciarze faktycznie istnieją, jednak nie jest to skutkiem jakiejś wyjątkowo korzystnej konstelacji gwiazd, lecz pewnych umiejętności, jakie każdy z nas może nabyć. Z grubsza chodzi o to, żeby próbować nowych rzeczy, nie trzymać się ściśle planu, wierzyć w swoje szczęście i wierzyć w innych. Podobno tyle wystarczy - być może.
W każdym razie artykuł ten skojarzył mi się z książką Jolanty Guse, która właśnie o takim życiowym szczęściu mówi, chociaż zaczyna się od katastrofy. Laura, która przyzwyczajona jest do wystawnego życia w Madrycie, nagle dowiaduje się, że mąż zdradza ją z kobietą o dwadzieścia lat od niej młodszą. Laura może zostać i pogodzić się ze swoją rolą zdradzanej lub może wrócić do Polski, nie mając nic. Oczywiście wybiera to drugie. I zaczyna się.
Kobieta nagle staje się zdana na samą siebie, na swoje umiejętności i swoją wiedzę. A jaki jest obecnie rynek pracy - każdy widzi i wie. Dzięki szczęśliwym zbiegom okoliczności i wspaniałym ludziom, Laura wychodzi na prostą. Nie od razu, rzecz jasna.
Pewnie stwierdziłabym, że książka ta grzeszy schematyzmem, ale nie. Owszem: taka fabuła już była. Ale to, jak bohaterka zakasała rękawy i zaczęła walczyć, szczerze mi zaimponowało. Zachwycił mnie jej opór, zaciśnięte zęby i jedna myśl w głowie: Nie dam się! Podobało mi się to, że Laura na siłę nie szukała faceta, w którego ramionach będzie mogła się skryć, lecz mimo pięćdziesiątki na karku, zaczyna się uczyć, rozwijać, dojrzewać. Jedyne, co mi się nie podobało i o czym uczciwie piszę, to taki trochę "łopatologizm" autorki i zdania w stylu: Mam prawo..., Należy mi się..., Zawsze sobie poradzę, bo mam prawo i należy mi się... Nie lubię moralizowania w książkach, tym bardziej, kiedy to moralizowanie dotyczy rzeczy znanych i takich, o których sama wiem lub do których sama bym doszła - a tu podane są jak na dłoni, w dość nachalny jednak sposób. Co nie zmienia faktu, że polecam: na chandrę, marazm i apatię, na życiowe dołki i "podgórki".
A że dobrymi rzeczami należy się dzielić, chętnie oddam swój egzemplarz w dobre ręce. Proszę o zgłoszenie chęci posiadania w komentarzu i deklarację, że po lekturze poda się książkę dalej, w niedzielę, jeśli trzeba będzie, zrobię losowanie :)
Miłego weekendu Wam życzę, ja zaś będę świadkiem pięknej chwili, kiedy moja przyjaciółka będzie przysięgać, że TEN I ŻADEN INNY :)
W każdym razie artykuł ten skojarzył mi się z książką Jolanty Guse, która właśnie o takim życiowym szczęściu mówi, chociaż zaczyna się od katastrofy. Laura, która przyzwyczajona jest do wystawnego życia w Madrycie, nagle dowiaduje się, że mąż zdradza ją z kobietą o dwadzieścia lat od niej młodszą. Laura może zostać i pogodzić się ze swoją rolą zdradzanej lub może wrócić do Polski, nie mając nic. Oczywiście wybiera to drugie. I zaczyna się.
Kobieta nagle staje się zdana na samą siebie, na swoje umiejętności i swoją wiedzę. A jaki jest obecnie rynek pracy - każdy widzi i wie. Dzięki szczęśliwym zbiegom okoliczności i wspaniałym ludziom, Laura wychodzi na prostą. Nie od razu, rzecz jasna.
Pewnie stwierdziłabym, że książka ta grzeszy schematyzmem, ale nie. Owszem: taka fabuła już była. Ale to, jak bohaterka zakasała rękawy i zaczęła walczyć, szczerze mi zaimponowało. Zachwycił mnie jej opór, zaciśnięte zęby i jedna myśl w głowie: Nie dam się! Podobało mi się to, że Laura na siłę nie szukała faceta, w którego ramionach będzie mogła się skryć, lecz mimo pięćdziesiątki na karku, zaczyna się uczyć, rozwijać, dojrzewać. Jedyne, co mi się nie podobało i o czym uczciwie piszę, to taki trochę "łopatologizm" autorki i zdania w stylu: Mam prawo..., Należy mi się..., Zawsze sobie poradzę, bo mam prawo i należy mi się... Nie lubię moralizowania w książkach, tym bardziej, kiedy to moralizowanie dotyczy rzeczy znanych i takich, o których sama wiem lub do których sama bym doszła - a tu podane są jak na dłoni, w dość nachalny jednak sposób. Co nie zmienia faktu, że polecam: na chandrę, marazm i apatię, na życiowe dołki i "podgórki".
A że dobrymi rzeczami należy się dzielić, chętnie oddam swój egzemplarz w dobre ręce. Proszę o zgłoszenie chęci posiadania w komentarzu i deklarację, że po lekturze poda się książkę dalej, w niedzielę, jeśli trzeba będzie, zrobię losowanie :)
Miłego weekendu Wam życzę, ja zaś będę świadkiem pięknej chwili, kiedy moja przyjaciółka będzie przysięgać, że TEN I ŻADEN INNY :)
A to ja się w takim razie chętnie zgłoszę :) I potem podam dalej, jak najbardziej :)
OdpowiedzUsuńja również sięgnę łapki po tę książkę i chciałabym ją potem puścić dalej rzecz jasna :) Vivi22
OdpowiedzUsuńwww.paciaciakowo.blogspot.com
I ja również się zgłoszę :) Zaciekawiłaś mnie!
OdpowiedzUsuńAaaa... Zapomniałam! Naturalnie, po przeczytaniu z przyjemnością poślę ją dalej :)
OdpowiedzUsuńjakżeby mogła się na to nie skusić???? no to się zgłaszam, oczywiście książkę później puszczę dalej- losowo oczywiście:)
OdpowiedzUsuńbardzo bym chciała:)
OdpowiedzUsuńZgłaszam się
OdpowiedzUsuńRównież z chęcią przygarnę i poślę dalej tak jak i większość moich książek :)
OdpowiedzUsuńTo ja też się zgłaszam i obiecuję, że poślę dalej:)
OdpowiedzUsuńRównież się zgłaszam i przekażę dalej :)
OdpowiedzUsuńChętnie przygarnę i przekażę dalej, pozdrawiam
OdpowiedzUsuńzglaszam sie
OdpowiedzUsuńRewelacyjny pomysł z "podam dalej"! Zgłaszam się:)))
OdpowiedzUsuńJa również chętnie - zgłaszam się, podam dalej oczywiście. :)
OdpowiedzUsuńZgłaszam się,podam dalej po przeczytaniu.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
boena
Ja rowniez sie zglaszam i oczywiscie podam dalej.
OdpowiedzUsuńSuper pomysl :)
Chętnie przeczytam i podam dalej :-)
OdpowiedzUsuńZgłaszam się, obiecuję przeczytać, dać mamie przeczytać też i posłać w świat :)
OdpowiedzUsuńzgłaszam się i również puszczę później w świat :)
OdpowiedzUsuńNie zgłaszam się, gdyż czytałam i mam ją wciąż na półce :) Chociaż przyznać muszę, że nasze opinie różnią się od siebie bardzo.
OdpowiedzUsuńA ja nie chcę książki,ale na Twe ręce gratulację składam dla przyjaciółki. dobrej zabawy :)
OdpowiedzUsuńRównież się zgłaszam i podam potem tą książkę dalej ;)
OdpowiedzUsuńOczywiście, że poproszę :) Najpierw przeczytam ja, potem mama, a potem podamy blogowo dalej. Uwielbiam takie podaj dalej :)
OdpowiedzUsuńBardzo chętnie przygarnę i przekażę dalej :)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałabym bardzo chętnie, muszę poszukać, czy przypadkiem nie ma jej w mojej bibliotece :)
OdpowiedzUsuńZawitałam po raz pierwszy, ale może nie ostatni.
OdpowiedzUsuńChętnie przeczytałabym tę książkę, więc się zgłaszam i deklaruję, że podam dalej.
Chętnie przeczytam i podam dalej :)
OdpowiedzUsuńOooo, śluby. Jak ja bym chciała być na jakimś ślubie, tylko raz w życiu miałam taką okazję. A ten będzie szczególnie piękny, bo Twojej przyjaciółki... Zazdroszczę, naprawdę.
OdpowiedzUsuńAle ja to bym chciała być kiedyś druhną, a w polskim kościele... ;)
to ja także ustawiam się w kolejce po książkę, może się poszczęści :)
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, Aneta W.
Przeczytam z przyjemnością i przekażę dalej :-)
OdpowiedzUsuń