Rozrzut moich lektur jest ostatnio niesamowity. Jednocześnie czytam Iwaszkiewicza (którego i o którym książki zaprezentuję przez weekend), książkę Mary Roach "Duch. Nauka na tropie życia pozagrobowego", uśmiecham się do Siesickiej, wieczory spędzam z "Przypadkami Tomasza Płachty" Daniela Kozierskiego, a muzycznie inspiruję się książką Michała Traczyka którego twarz kojarzę ze swojej alma mater, pt. "Poezja w piosence" też czytam. A poza tym właśnie skończyłam "Pensjonat pod Wierzbowym Jeziorem".
Zawsze podziwiam autorów, którzy o trudnych tematach potrafią pisać bez zadęcia i patosu, w sposób, który nie dołuje, a raczej wzbudza ciekawość, co dalej. Książka, którą skończyłam, jest właśnie taka. W skrócie: opowiada o dwóch kobietach, z których jedna, Nina Romano, zaszła w ciążę, gdy miała 15 lat i udało jej się pogodzić naukę z macierzyństwem, przez jakiś czas sprawowała stanowisko burmistrza w małym, acz urokliwym miasteczku, ale po cichu marzyła o prowadzeniu pensjonatu. Druga z nich,Daisy, stoi przed najcięższym wyzwaniem w życiu. Jej brzuch także z dnia na dzień staje się coraz większy, ale w odróżnieniu od Niny, która poradziła sobie w tej sytuacji, Daisy zupełnie nie wie, co robić. Powiedzieć ojcu dziecka o ciąży, czy nie? Mieszkać z ojcem, czy z matką? Zacisnąć zęby i rozpocząć życie na własny rachunek, czy nadal korzystać z pomocy rodziców?
Nie ukrywam, że ten wątek był dla mnie najciekawszy. Dwie kobiety, z których jedna już pokazała, że potrafi, a druga stoi dopiero na początku tej drogi. I w sumie, co w moim przypadku dziwne, to już by mi wystarczyło. Nina Romano od zawsze pragnie pensjonatu, którego właścicielem niespodziewanie stał się ojciec Daisy - i wiadomo, że tu pojawić się musi wątek romansowy, który trochę mi przeszkadzał. Walka o marzenia, życiowe wyzwania i wybory - super. Ale te maślane oczy i zaglądanie w dekolt... hmm.
A swoją drogą jest to kolejna książka, którą chętnie zobaczyłabym na ekranie, z Salmą Hayek w roli Niny i Natalie Portman w roli Daisy. Dodam jeszcze, że z cyklu "Kroniki znad jeziora" ukazały się wcześniej dwa tomy, których nie czytałam, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało cieszyć się lekturą "Pensjonatu".
S. Wiggs, Pensjonat nad Wierzbowym Jeziorem, wyd. MIRA, Warszawa 2010, s. 380.
Zawsze podziwiam autorów, którzy o trudnych tematach potrafią pisać bez zadęcia i patosu, w sposób, który nie dołuje, a raczej wzbudza ciekawość, co dalej. Książka, którą skończyłam, jest właśnie taka. W skrócie: opowiada o dwóch kobietach, z których jedna, Nina Romano, zaszła w ciążę, gdy miała 15 lat i udało jej się pogodzić naukę z macierzyństwem, przez jakiś czas sprawowała stanowisko burmistrza w małym, acz urokliwym miasteczku, ale po cichu marzyła o prowadzeniu pensjonatu. Druga z nich,Daisy, stoi przed najcięższym wyzwaniem w życiu. Jej brzuch także z dnia na dzień staje się coraz większy, ale w odróżnieniu od Niny, która poradziła sobie w tej sytuacji, Daisy zupełnie nie wie, co robić. Powiedzieć ojcu dziecka o ciąży, czy nie? Mieszkać z ojcem, czy z matką? Zacisnąć zęby i rozpocząć życie na własny rachunek, czy nadal korzystać z pomocy rodziców?
Nie ukrywam, że ten wątek był dla mnie najciekawszy. Dwie kobiety, z których jedna już pokazała, że potrafi, a druga stoi dopiero na początku tej drogi. I w sumie, co w moim przypadku dziwne, to już by mi wystarczyło. Nina Romano od zawsze pragnie pensjonatu, którego właścicielem niespodziewanie stał się ojciec Daisy - i wiadomo, że tu pojawić się musi wątek romansowy, który trochę mi przeszkadzał. Walka o marzenia, życiowe wyzwania i wybory - super. Ale te maślane oczy i zaglądanie w dekolt... hmm.
A swoją drogą jest to kolejna książka, którą chętnie zobaczyłabym na ekranie, z Salmą Hayek w roli Niny i Natalie Portman w roli Daisy. Dodam jeszcze, że z cyklu "Kroniki znad jeziora" ukazały się wcześniej dwa tomy, których nie czytałam, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało cieszyć się lekturą "Pensjonatu".
S. Wiggs, Pensjonat nad Wierzbowym Jeziorem, wyd. MIRA, Warszawa 2010, s. 380.
Muszę przyznać, że od serii Kronik znad Jezior odrzucają mnie...okładki. Wiem, głupota, ale zwracam na to uwagę a te kojarzą mi się z powieściami Nory Roberts, której nie lubię i z Harlequinami.
OdpowiedzUsuńZgadza się, okładka jest "harlekinowa", a tych też nie lubię. Tusieńko, ja niestety też ocenianm książki po okładce, bardzo często nawet i powoli się z tym godzę :)
OdpowiedzUsuńzastanawiałam się ostatnio czy nie zamówić sobie tej książki, ale właśnie okładka jakoś mnie zniechęciła :) Ale może teraz się skuszę ;)
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy tego typu czytadło spodobałoby mi się i raczej tego nie sprawdzę. Obecnie i tak mam spore zaległości czytelnicze, na półkach zalegają stosy nieprzeczytanych książek... Aha, mnie też odstrasza okładka "Pensjonatu...". Nic tylko Nora Roberts mi się kojarzy. :P
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
zdradź mi proszę, skąd masz tyle czasu na lekturę?;) chciałabym znaleźć chwilę, by móc sięgnąć choć do jednej książki, którą polecasz. czytam dużo, ale dla przyjemności ostatnio w ogóle:(
OdpowiedzUsuńW kwestii okładki - faktycznie kojarzy się z książkami Nory Roberts, zgoda :)
OdpowiedzUsuńIsabelle - to daj znać, jak podobają Ci się pozostałe tomy:)
Liliowa - to była jedna z książek z mojego stosu - teraz jest o jedną mniejszy :)
Mizz Vintage - ja też miałam takie pięć lat w swoim życiu, że praktycznie dla przyjemności nie czytałam, teraz nadrabiam. Skąd mam czas? Czytam z szybko i z przyjemnością :)
Świtna okładka jak również ksiażka ;P No i oczywiście fenomenalna recenzja ;)
OdpowiedzUsuńCzy Ty czasem śpisz? :) Mam wrażenie, że czytasz 24 na dobę :) Jestem pełna podziwu!!! Mnie się skończył ten piękny czas ...
OdpowiedzUsuńVirginio - śpię i to po 10 godzin na dobę - mój dzisiejszy niechlubny rekord :)))) Żeby mnie kaczka pokopała normalnie z tym spaniem :))))
OdpowiedzUsuń