Strony

sobota, 17 lipca 2010

Turysto, zejdź z głównej drogi! (Wardęga. Opowieście z pobocza drogi - Lechosław Herz)



Rzadko czytam książki inaczej, niż tradycyjnie, czyli od deski do deski i od początku do końca. Tym razem jednak poniosła mnie ułańska fantazja i zaczęłam od mniej więcej środka, potem na kilkanaście stron przeniosłam się na początek, potem znów na środek, a potem czytałam od końca... Efekt eksperymentu był taki, że lektura "Wardegi" trwała bite dwa tygodnie, o ile nie więcej, ale czuję się rozgrzeszona. Odniosłam bowiem wrażenie, że autor tego baaaardzo nietypowego przewodnika po nizinie mazowieckiej zachęca do powolnych spacerów, smakowania krajobrazów, do turystyki w stylu slow... i tak też sobie czytałam: niespiesznie, ze smakiem i google pod ręką, by zlokolizować te wszystkie zakamarki Polski, o których Lechosław Herz pisze.

A pisze bardzo w moim stylu, gdyż nie lubię zwiedzać miejsc obleganych przez turystów, modnych. Zamiast sopockiego molo, wybieram jakąś cichą plażę, zamiast zaśmieconych szlaków górskich - leżak na własnym trawniku.

Autor w swojej książce, która jest raczej zbiorem esejów, wrażeń z odwiedzanych miejsc i przedstawieniem tego, co w nich osobliwe i godne uwagi, pokazuje malutkie miejscowości, zabytki usytuowane poza głównymi szlakami, pokazuje piękno polskiego krajobrazu. I proszę sobie wyobrazić, że ja, która często omijam w książkach opisy (mea culpa!), teraz czytałam je z prawdziwą przyjemnością. Oto malutka próbka stylu autora, fragment nawiązuje do obrazów Chełmońskiego:

Prosty przekaz jego obrazów kontrastuje z hałaśliwym, afektownym teatrem współczesnego życia. Zmęczeni nerwową pospiesznością codzienności odczuwamy potrzebę zanurzenia się w takim właśnie rustykalnym, polskim pejzażu, wtulenia się weń całkowicie, w poszukiwaniu bezpieczeństwa. Aż chce się wziąć kosę w rękę i kosić albo zdjąć buty i boso pójść na ściernisko...

Jednak "Wardęga" to nie tylko opowieść o miejscach, lecz także o ludziach, którzy je tworzyli i którzy stali się ich nierozerwalną częścią. Nie wiem, czy trafnie, ale zauważam wielkie upodobanie autora do epoki romantyzmu, chociaż opowiada też o Sienkiewiczu. Reymoncie, Skłodowskiej - Curie i Żeromskim w czasach, kiedy byli korepetytorami. Pięknie pisze o Zygmuncie Krasińskim.

Dla mnie książka ta jest zachętą do podróżowania bez mapy, po bezdrożach i w miejsca, gdzie diabeł mówi dobranoc i gdzie niewielu dociera, świetnie wpisująca się w aurę, jaką teraz mamy za oknami.

Zamiast zakończenia, znów zacytuję:

Są takie drogi, wąskie i na uboczu, przy nich miejscowości, w których stoją kościoły, dwory i przydrożne krzyże zapewne prowincjonalnej wartości artystycznej. Omijają je turystyczne wycieczki, przeganiane od krakowskiego Wawelu po gdański Długo Targ. Gdy się odwiedza te wioski, miasteczka i przydroża, niespiesznie, mając czas na patrzenie i na refleksję, wtedy przychodzi chwila na smakowanie. To pejzaż dla koneserów, o wyjątkowo bogatym bukiecie. Smakuje jak najlepsze wino...

PS Ogromny plus za zdjęcie, które zawiera książka!

(a czytając, słuchałam tego: Cee Lo Green - What Part Of Forever

L. Herz, Wardęga. Opowieści z pobocza drogi, wyd. Iskry, Warszawa2010, s 321.

7 komentarzy:

  1. przecudna okładka już przyciąga...dalej wnioskuję, że jest już tylko lepiej....

    OdpowiedzUsuń
  2. Okładka rzeczywiście przepiękna, aż chce się ruszyć tą drogą. Chociaż nie wiem, czy sięgnę po książkę; tyle ich czeka w kolejce...

    OdpowiedzUsuń
  3. Podróże w nieznane miejsca są najlepsze, ponieważ można wtedy znaleźć perełki. Pamiętam, kiedyś nad morzem... Ale to miejsce jest w tym momencie oblegane ^^. Wtedy było pusto, cudownie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Zieleń, śpiew ptaków, bezdroża, Turnau w tle, a w sercu harmonia. Uwielbiam takie krajobrazy dnia i czasu... stąd bardzo możliwe, że pewnego dnia siedząc pod bujną grzywą drzewa bieszczadzkiego sięgnę po tę pozycję rozkoszując się każdym bezkresnym opisem autora.

    Bo okładka jest piękna.
    Bo recenzja jest kusząca.
    Bo kocham bezludne wyspy z magiczną aurą.

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie słyszałam jeszcze o tym autorze.
    Okładka przyciąga, jest taka wakacyjna. Aż chce się iść na długi spacer po polach i łąkach.
    Po książkę z pewnością w przyszłości sięgnę. Tak z zaciekawienia ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Kaś - jest cudnie, aż zamarzyłam, żeby wybrać się w podróż bocznymi drogami :)

    Eireann - ano chce się, mnie się teraz marzy odiwedzenie Opiniogóry... :)

    Alino - "już nie ma dzikich plaż", hehe, ktoś to dawno temu śpiewał :)

    Imantro - dziękuję za ten komentarz, Turnau rzeczywiście pasowałby do lektury. Ja czytałam kilka fragmentów pod orzechem, ale rosnącym w centrum miasta - więc to nie było to samo.

    Pozdrawiam :)

    Samash - to także moje pierwsze spotkanie autorem, a książka naprawdę zachęca do takich wędrówek poza głównym szlakiem, tam, gdzie mało kto dociera.

    OdpowiedzUsuń
  7. Okładka rzeczywiście piękna - oaza spokoju, gdzie chętnie bym usiadła z jakąś dobrą książką. Bardzo lubię dobrze skonstruowane i przedstawione opisy miejsc, więc czemu nie:) A co do piosenki - nie lubię słuchać czytając, bo to mnie rozprasza:)

    OdpowiedzUsuń