Przeczytałam "Dzikich detektywów". Informuję o tym fakcie z wielką dumą, gdyż lektura wydłużyła mi się prawie do miesiąca... gdyż najpierw podczytywałam tę książkę w duecie, a potem niefrasobliwie zostawiłam ją jakieś dwadzieścia kilometrów od domu i zupełnie mi się nie składało, żeby po nią pojechać. A że książka jest potężna (615 stron drobnym drukiem), to i na samą lekturę potrzebowałam trochę czasu. Ale udało się!
Na okładce "Dzikich detektywów" znajduje się zdanie:
To z pewnością najwybitniejsza powieść latynoamerykańska ostatniego ćwierćwiecza.
Nie jestem znawczynią literatury latynoamerykańskiej, ale jestem w stanie przyznać, że coś w tym zdaniu musi być. Bo "Dzicy detektywi" to powieść o wszystkim: o miłości, pasji, podróżach, literaturze - dla mnie przede wszystkim o literaturze.
Powieść zaczyna się w chwili, gdy młody Juan Garcia Madero poznaje dwóch poetów: Arturo Belano i Ulisesa Limę. Należą oni do grupy bebechorealistów, którzy chcą zmienić oblicze meksykańskiej poezji. Wyruszają oni w podróż za mityczną poetką C. Tinajero. I tu zaczyna się druga część opowieści, która składa się z relacji osób, które spotkały Belano i Limę w ich szalonej podróży po całym świecie. Ostatnie strony powieści to powrót do dziennika Juana Garcii Madero. O ile pierwsze strony można uznać za manifest młodości, wiary w siebie i poezję, tak w ostatniej wszystko co pierwsze narrator ma już za sobą - dochodzi do konfrontacji marzeń z rzeczywistością, a literatury z życiem i śmiercią.
Uff... to wyczyn streścić w kilku zdaniach tyle stron i oczywiście mam świadomość, że nie poruszyłam nawet jednego procenta zakresu tematów i problemów poruszanych przez autora, ale opisanie wszystkiego jest po prostu niemożliwe.
W każdym razie czytając tę powieść, przypominały mi się ostatnie lata liceum i pierwsze studiów, kiedy już wiedziałam, że będę zdawać na polonistykę, bo literatura to jedna z niewielu rzeczy, która naprawdę mnie kręci. Pamiętam, że pisałam wtedy smutne wiersze, zaczynałam wielkie powieści, które porzucałam po kilku zdaniach, pamiętam, że widziałam swoje nazwisko wśród najlepszych polskich pisarzy i obmyślałam, co będę mówić na wieczorach autorskich. O jakże przypominałam w tym młodego Madero...
A potem przyszła poetyka, gdzie żmudnie śledziłam umiejscowienie średniówki w poezji średniowiecznej, teoria literatury, której uczyłam się bez większego przekonania, wreszcie "przerobiłam" wszystkie awangardy i stwierdziłam, że wszystko już było. A potem doszłam do etapu, w którym zupełnie nie chciało mi się czytać, że o pisaniu nie wspomnę, z którego to na szczęście już wyszłam.
O tym wszystkim myślałam, czytając tę książkę. O roli literatury w życiu, o aspiracjach z nią związanych i o tym, że tęsknię za tamtą sobą, która pisała okropne, ale jednak własne teksty...
Z całym przekonaniem oceniam tę powieść na 6, czyli najwyżej, bo w moim osobistym rankingu zajęła bardzo wysoką pozycję i uważam ją za lekturę obowiązkową nie tylko dla tych, którzy książkami żyją. Poza tym jest to powieść tak pełna... świeżości, inspiracji, pasji...że po prostu trzeba i kropka!
Na okładce "Dzikich detektywów" znajduje się zdanie:
To z pewnością najwybitniejsza powieść latynoamerykańska ostatniego ćwierćwiecza.
Nie jestem znawczynią literatury latynoamerykańskiej, ale jestem w stanie przyznać, że coś w tym zdaniu musi być. Bo "Dzicy detektywi" to powieść o wszystkim: o miłości, pasji, podróżach, literaturze - dla mnie przede wszystkim o literaturze.
Powieść zaczyna się w chwili, gdy młody Juan Garcia Madero poznaje dwóch poetów: Arturo Belano i Ulisesa Limę. Należą oni do grupy bebechorealistów, którzy chcą zmienić oblicze meksykańskiej poezji. Wyruszają oni w podróż za mityczną poetką C. Tinajero. I tu zaczyna się druga część opowieści, która składa się z relacji osób, które spotkały Belano i Limę w ich szalonej podróży po całym świecie. Ostatnie strony powieści to powrót do dziennika Juana Garcii Madero. O ile pierwsze strony można uznać za manifest młodości, wiary w siebie i poezję, tak w ostatniej wszystko co pierwsze narrator ma już za sobą - dochodzi do konfrontacji marzeń z rzeczywistością, a literatury z życiem i śmiercią.
Uff... to wyczyn streścić w kilku zdaniach tyle stron i oczywiście mam świadomość, że nie poruszyłam nawet jednego procenta zakresu tematów i problemów poruszanych przez autora, ale opisanie wszystkiego jest po prostu niemożliwe.
W każdym razie czytając tę powieść, przypominały mi się ostatnie lata liceum i pierwsze studiów, kiedy już wiedziałam, że będę zdawać na polonistykę, bo literatura to jedna z niewielu rzeczy, która naprawdę mnie kręci. Pamiętam, że pisałam wtedy smutne wiersze, zaczynałam wielkie powieści, które porzucałam po kilku zdaniach, pamiętam, że widziałam swoje nazwisko wśród najlepszych polskich pisarzy i obmyślałam, co będę mówić na wieczorach autorskich. O jakże przypominałam w tym młodego Madero...
A potem przyszła poetyka, gdzie żmudnie śledziłam umiejscowienie średniówki w poezji średniowiecznej, teoria literatury, której uczyłam się bez większego przekonania, wreszcie "przerobiłam" wszystkie awangardy i stwierdziłam, że wszystko już było. A potem doszłam do etapu, w którym zupełnie nie chciało mi się czytać, że o pisaniu nie wspomnę, z którego to na szczęście już wyszłam.
O tym wszystkim myślałam, czytając tę książkę. O roli literatury w życiu, o aspiracjach z nią związanych i o tym, że tęsknię za tamtą sobą, która pisała okropne, ale jednak własne teksty...
Z całym przekonaniem oceniam tę powieść na 6, czyli najwyżej, bo w moim osobistym rankingu zajęła bardzo wysoką pozycję i uważam ją za lekturę obowiązkową nie tylko dla tych, którzy książkami żyją. Poza tym jest to powieść tak pełna... świeżości, inspiracji, pasji...że po prostu trzeba i kropka!
R. Bolano, Dzicy detektywi, wyd. Muza, Warszawa 2010, s. 615.
Zaintrygowałaś mnie. Kolejna książka, za którą koniecznie będę musiała się rozejrzeć.:) Byle tylko była w jakiejś bibliotece...
OdpowiedzUsuńChociaż nie przepadam za literaturą z tych części świata, to jednak coś mnie zaintrygowało. Niestety pewnie po nią nie sięgnę, mimo tych uczuć, które w Tobie wzbudziła. A takie uczucia to coś, co lubię.
OdpowiedzUsuńZachęcasz! A co do polonistyki to w moim przypadku było podobnie haha. Po studiach na 2-3 lata odrzuciło mi zupełnie od książek, musiałam odpocząć,ochłonąć. Ale: było, minęło. ;)
OdpowiedzUsuńBrzmi jak coś dla mnie - chyba w ogóle do tej pory nie zwracałam uwagi na ten tytuł (choć gdzieś tam sobie migał w tle), ale teraz mu nie przepuszczę ;) Poczekam jak zawsze na spadek ceny i okazje, ale to tylko kwestia czasu...
OdpowiedzUsuńPS. Mój polonista w liceum był bardzo zdziwiony, że nie wybieram się na filologię, ale ja spodziewałam się, że teoria języka i literatury mnie przytłoczy. Nie byłam taka dzielna jak Ty najwyraźniej :))
Moreni - w mojej jeszcze nie ma, sprawdzałam, ale podejrzewam, że to tylko kwestia czasu.
OdpowiedzUsuńAlino - a ja znowu czytam ją rzadziej, niż bym chciała: lubię takie "egzotyczne" dla mnie klimaty :)
Matyldo - większość moich koleżanek po polonistyce tak miała :) Na szczęście to przechodzi :)
Maioofko - ja początkowo podchodziłam z wielkim entuzjazmem nawet do poetyki, potem stopniowo entuzjazm mi opadał :)
A książka jest naprawdę warta przeczytania, to opowieść o ludziach, którzy tego zapału do literatury nie tracili.
Jeden z moich wykładowców powiedział niezwykle istotne słowa (na pierwszym roku studiów): "Ważne, żeby przez lata studiów nie zatracić przyjemności czytania, o co bardzo łatwo na polonistyce" - mogłabym dodać do tego, że poza przyjemnością czytania warto pielęgnować przyjemność pisania. Mam nadzieję, że kiedyś do pisania wrócisz xD Pozdrawiam serdecznie^^
OdpowiedzUsuńCzyż nie jest tak, że prawie każdy miłośnik książek, marzy by napisać wielkie dzieło?
OdpowiedzUsuńNie porzucaj więc nadziei:)) A książkę, o której piszesz dodaję do mojej listy, wydłużającej się w tempie przerastającym moje możliwości:)))
Pozdrawiam
Heh, przyłączam się do klubu polonistek, którym po studiach obrzydło czytanie ;) Mnie, gdy już obroniłam licencjat, książki obmierzły na 2, prawie 3 lata. Za to teraz.. :D Nadrabiam :)
OdpowiedzUsuńA recenzją mnie zaintrygowałaś, przyznaję. Rozejrzę się za tym tytułem.
Ciekawie opisałaś, wrzuciłam do schowka. :)
OdpowiedzUsuńObrzydzenie jest niezbędne :) Bez tego na pewnym etapie edukacja nie posuwa się do przodu. TO samo z pisaniem. Krew, pot i łzy. Bez tego książka jest nieautentyczna. Tak mówi (półżartem chyba) McCarthy, którego ostatnio studiuję. Ale serio, czy cały szum jaki podniósł się ostatnio wokół Bolano jest uzasadniony? Widzicie go czytanego za 100 lat razem z Borgesem? Właśnie zabieram się za tą "Detektywów", więc niedługo ocenię sam, no ale połowa przyjemności to dzielenie się wrażeniami.
OdpowiedzUsuń